Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa śmiertelnego pobicia Sebastiana. Jerzy Preiss: Życie syna warte 60 tysięcy złotych [ROZMOWA]

rozm. Piotr Niemkiewicz i Roman Kościelniak
Jerzy Preiss wierzy, że w gdańskim sądzie zapadnie sprawiedliwy wyrok
Jerzy Preiss wierzy, że w gdańskim sądzie zapadnie sprawiedliwy wyrok Przemek Świderski
Rozmowa z Jerzym Preissem, ojcem Sebastiana, który ponad dwa lata temu został śmiertelnie pobity na Półwyspie Helskim

W ubiegłym tygodniu Sąd Apelacyjny w Gdańsku zdecydował, że dwaj oskarżeni o śmiertelne pobicie syna wrócą do aresztu.
To dobra decyzja, bo wcześniejsze postanowienie, delikatnie mówiąc, było błędem. Chodzi o zwolnienie obu oskarżonych za poręczeniem majątkowym. Gdy zostało ono odczytane przed Sądem Okręgowym, to przeżyłem szok. Nogi mi się ugięły. Wprost nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem na sali sądowej. Nie rozumiałem, jak można było wypuścić ich na wolność tuż po tym, gdy ostatni ze świadków złożył zeznania obciążające sprawców śmierci mego syna Sebastiana. Wskazał on, który z nich uderzył pierwszy, który kopał syna po głowie i który doprowadził do śmierci syna. To człowiek z przeszłością kryminalną. Jego uderzenia okazały się śmiertelne. Nie używali żadnych narzędzi. Bili tylko rękami i nogami. To najbardziej wstrząsające. Miałem nadzieję, że po tych zeznaniach sąd utwierdzi się w przekonaniu, kto ponosi odpowiedzialność za śmiertelne pobicie Sebastiana.

Sąd Okręgowy postanowił, że zarówno Paweł K., jak i Piotr R. mogą opuścić areszt po wpłaceniu przez każdego z nich 30 tysięcy złotych. Czy wysokość poręczenia nie była bulwersująca?
Oczywiście. To bowiem oznaczało, że życie mojego syna jest warte tak niewiele. I nie chodzi mi o jakieś pieniężne rekompensaty. Ale o fakt, że ludzi, którzy potraktowali innego jak przedmiot, wypuszcza się zza krat za tak niedorzeczną sumę. Dlatego niemal natychmiast, jako oskarżyciel posiłkowy, złożyłem zażalenie na to postanowienie. Podobnie postąpiła pucka prokuratura. Jestem zadowolony, że sąd stanął po naszej stronie i podjął właściwą decyzję.

Nie obawiał się Pan, że obaj oskarżeni o śmierć syna Sebastiana będą starali się uniknąć odpowiedzialności?
Poza poręczeniem majątkowym obaj oskarżeni mieli zakaz opuszczania kraju oraz musieli co tydzień zgłaszać się na komendzie policji. Szczerze mówiąc, obawiałem się, czy jeszcze zobaczę ich obu na sali sądowej. Dlatego zdziwiłem się, gdy przyszli na rozprawę przed sądem apelacyjnym. Przecież zaraz po śmierci syna ukrywali się. Trzeba było wydać europejski nakaz aresztowania. Jednego z podejrzanych zatrzymano w Holandii. Bałem się, że skorzystają z okazji i znowu uciekną z Polski. Co w dzisiejszych czasach oznacza zakaz opuszczania kraju, jeżeli nie trzeba mieć paszportu? Po Europie można podróżować tylko na podstawie dowodu.

Jak Pan skomentuje decyzję sądu okręgowego?

Zupełnie nie rozumiem, czym kierował się sędzia, przychylając się do wniosku obrony. Myślę, że temu postanowieniu powinien przyjrzeć się Sąd Najwyższy. To on może ewentualnie oceniać decyzję sędziów w niższych instancjach.

Wierzy Pan, że obaj oskarżeni zostaną skazani?
Teraz odzyskuję tę wiarę. Dostałem wiadomość, że obaj wrócili za kraty. Bo po wypuszczeniu ich na wolność obawiałem się, że uda im się uniknąć wyroku skazującego. Nie zależy mi na zemście. Wiem, że synowi życia nikt nie zwróci, tak jak nikt nie cofnie naszego żalu, smutku i łez.

Czy na wyrok będziemy jeszcze długo czekać?
W sprawie złożyli już zeznania wszyscy świadkowie. Pierwszego marca przed sądem mają jeszcze stanąć biegli, na których opinię czekamy. Dopiero potem może zostać ogłoszony wyrok. Chciałbym, aby sprawa już miała swój finał.

Jak Pan wspomina trwający już kilka miesięcy proces?
Każdą wyprawę na kolejne posiedzenia sądu bardzo przeżywam. Jeszcze raz przed oczami staje mi obraz tamtej tragedii z lata 2010 roku. Do tej pory nie mogę znaleźć odpowiedzi na jedno pytanie: dlaczego tak się stało? Dlaczego zginął mój syn Sebastian. Przecież wybrał się tylko na dyskotekę na plaży. I bez powodu został zaatakowany przez ochroniarzy, którzy nie mieli licencji. Czyli ludzi, którzy mieli dbać o bezpieczeństwo innych, a sami spowodowali śmierć niewinnego człowieka.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki