Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podwodne sekrety Bałtyku [ROZMOWA]

Dorota Abramowicz
Karolina Misztal
Każdego dnia możemy spodziewać się nowego odkrycia - mówi Jerzy Janczukowicz, prezes Klubu Płetwonurków Rekin.

Czy dno Morza Bałtyckiego zostało już dokładnie przebadane?
Skądże! Praktycznie każdego dnia możemy spodziewać się informacji o kolejnych odkryciach. Lata miną, nim dokładnie poznamy wszystkie tajemnice głębin Bałtyku. Nie dalej niż przed dziesięcioma dniami Finowie pochwalili się odnalezieniem na swoich wodach średniowiecznego statku wypełnionego złotem. I proszę sobie wyobrazić, że statek ze skarbem leżał niedaleko od lądu, na głębokości zaledwie ośmiu metrów. Dziesięcioletnie dziecko mogło na niego natrafić...

Takie znaleziska to kwestia przypadku czy efekt wieloletnich badań?

Różnie bywa. Czasem, jak to było ze znalezieniem wraku słynnego okrętu Mars u wybrzeży Olandii, to skutek długich poszukiwań. Ten największy okręt wojenny floty króla Szwecji Eryka XIV Wazy został odnaleziony przed czterema laty przez grupę szwedzkich płetwonurków i archeologów. Z kolei Graf Zeppelin, długi na ćwierć kilometra niemiecki lotniskowiec, zatopiony przez Rosjan w 1947 roku na północ od Władysławowa, został odkryty przypadkiem w 2011 r. przez badających dno pracowników służby Geotechniki i Radiogeodezji Petrobalticu.

Nikt nie wiedział, gdzie Rosjanie zatopili Grafa Zeppelina?

Rosjanie lubią trzymać takie informacje w tajemnicy. Korespondowałem kiedyś z dyrektorem muzeum w Leningradzie (dzisiejszym Petersburgu), byłym wojskowym z Bornego Sulinowa. Nasza korespondencja skończyła się, gdy zadałem pytania, dlaczego wojska radzieckie w 1951 r. przerwały eksplorację Wilhelma Gustloffa, co tam znaleźli i gdzie zatopiono Grafa Zeppelina. Jakiś czas później ja też byłem na tropie lotniskowca, nawet udało mi się dokładnie określić miejsce położenia. Pewien rybak z Ustki, po przejściu na emeryturę, nanosił na mapy przekazywane przez innych rybaków informacje o miejscach, gdzie podwodne przeszkody rwą sieci. Za 50 złotych kupiłem taką mapę i na jej podstawie ze stuprocentową pewnością wskazałem lokalizacje lotniskowca.

I co?
Niestety, miałem za mało pieniędzy, by to sprawdzić. Koszty poszukiwań nie są małe, trzeba m.in. wynająć statek, by dopłynąć na miejsce.

Od wielu lat próbuje Pan odkryć tajemnice Wilhelma Gustloffa. Ile razy schodził Pan do wraku?
Pierwszy raz zobaczyłem go w 1973 roku, gdy członkowie Naukowego Koła Badań Podwodnych Rekin na zlecenie Urzędu Morskiego przeprowadzili oględziny wraku. Nie liczyłem wszystkich następnych zejść. Zresztą Wilhelm Gustloff jest tak olbrzymi, że schodząc nawet i sto razy, nie jesteś w stanie zbadać wszystkiego. Ten okręt jest dwa razy większy od Stefana Batorego i mógłby zająć całe boisko piłkarskie. Z jednym ładunkiem sprężonego powietrza w butli nie da się przepłynąć od dziobu do rufy. Sowieci badali go przez trzy lata, między 1948 a 1951 rokiem. Używali przy tym dynamitu. Nie wiadomo, ile cennych przedmiotów przewożonych na Wilhelmie Gustloffie przy tej okazji zniszczyli.

Po takich poszukiwaniach i setkach wypraw, organizowanych przez prywatne osoby, pewnie nie ma tam już czego szukać...
I tu jest pani w błędzie. Okręt został trafiony trzema torpedami w dziób, przełamał się, ale rufa pozostała nietknięta. Mam podstawy, by twierdzić, że znajduje się tam pomieszczenie, do którego jeszcze nikt nie dotarł. Na tyle duże, by można było w nim wywieźć poszukiwane do dziś cenne przedmioty, dzieła sztuki. Uważam, że trzeba dokładnie to pomieszczenie na rufie sprawdzić.

To raczej niemożliwe. Okręt, na którym zginęło 9,5 tys. osób, uznany został za mogiłę wojenną. Od 21 lat nie można do niego schodzić...

Uważam wprowadzony przez Polskę i Niemcy zakaz za kompletną bzdurę. Ponad 90 proc. wraków to miejsca, na których zginęli ludzie. Wilhelm Gustloff zatonął na wodach międzynarodowych, więc decyzja Urzędu Morskiego, zakazująca nurkowania na wrak, nie dotyczy wielu innych nacji. Tacy na przykład Duńczycy bez problemów schodzą pod wodę. Niektórzy Polacy płyną więc na Bornholm i tam wynajmują statki, z których mogą nurkować.

I mimo zakazów chce Pan wrócić na Wilhelma Gustloffa?
Jestem już do tego przygotowany. Pozostaje tylko kwestia, z kim zorganizuję wyprawę. Niewykluczone, że będzie to mieszkający w Szwecji były członek klubu Rekin, właściciel dwóch jednostek pływających.

Zakładając, że uda się Panu mimo zakazów zorganizować wyprawę i odnaleźć tajemnicze pomieszczenie, a w nim skarby, to co dalej? Lista państw, które wysuną roszczenia do ewentualnego znaleziska, może być długa...
W takim przypadku konieczne będzie powołanie międzynarodowej komisji, która sprawiedliwie rozdzieli wydobyte przedmioty. Mogą tam być przecież skarby wywiezione przez Niemców z Rosji, mogą także być cenne przedmioty z Gdańska. Zanim jednak zaczniemy dzielić, należy zabrać się do poszukiwań.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki