Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcel Szymko z Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk mocniejszy od bandy

Janusz Woźniak
k
k Tomasz Bolt/Polskapresse
Bardziej niż wysoką porażką żużlowców Renault Wybrzeża Gdańsk w Gorzowie Wielkopolskim (30:60) przejąłem się upadkiem w 11 wyścigu tego meczu wychowanka Wybrzeża Marcela Szymki.

To był jeden z wielu upadków gdańskich żużlowców w tym meczu - w tym samym miejscu, na wyjściu z pierwszego wirażu - ale jednocześnie najbardziej dramatyczny. Marcel od uderzenia w drewnianą bandę, a później w tor, stracił przytomność.
- Rzeczywiście wyglądało to dramatycznie - opowiada brat i mechanik Marcela, Cyprian Szymko.

- Kiedy do niego dobiegłem, brat leżał bezwładnie, a z ust ciekła mu krew, którą zaczął się dusić. Dwóch lekarzy próbowało go ratować, słyszałem ich uwagi, że stan Marcela jest krytyczny. To było traumatyczne przeżycie. Na szczęście okazało się, że ten krwotok nie jest z narządów wewnętrznych, a z przegryzionego języka - relacjonuje pierwsze minuty i wrażenia po upadku brata Cyprian Szymko.

Marcela Szymkę z gorzowskiego toru karetka zabrała do szpitala. Tam gdański żużlowiec odzyskał przytomność i można było nawiązać z nim kontakt. Przeprowadzono też szczegółowe badania, między innymi tomografem komputerowym. Szczególnie bliscy Marcela mogli odetchnąć. Lekarze nie stwierdzili urazów wewnętrznych i złamań.

Przecięty język, podbite oko, guz na głowie i silne ogólne po-tłuczenia. Jak usłyszałem: Marcel Szymko jest "tylko" poobijany. Dla przeciętnego człowieka taki wypadek oznaczałby pewnie długie zwolnienie lekarskie z pracy, ale żużlowcy po takich "dzwonach" myślą, aby jak najszybciej wrócić na tor.

Lekarze w szpitalu w Gorzowie ocenili, że stan ogólny Marcela Szymki jest na tyle dobry, że hospitalizacja nie jest potrzebna. Gdański żużlowiec noc spędził w domu mieszkającego w Gorzowie Pawła Hliba, który jest mechanikiem Thomasa Jonassona, a kilka lat temu był żużlowcem gdańskiego Wybrzeża. Wczoraj Marcel Szymko wrócił już do Gdańska, ale na rozmowę z dziennikarzem nie miał ochoty. Życzę mu, aby jak najszybciej wrócił do pełnej sprawności fizycznej i oczywiście na tor.

Pozostałe mecze czwartej kolejki Enea Ekstraligi były zacięte, a o końcowych wynikach decydowały wyścigi nominowane. Tak właśnie Unibax wygrał 48:42 z Unią Tarnów. Torunianie są bez Darcy'ego Warda, z jeżdżącymi w kratkę swoimi liderami, z których żaden nie skończył meczu z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. A Unia, chociaż poniosła pierwszą w tym sezonie porażkę, pozostała liderem tabeli Enea Ekstraligi

"Nie ma sianka, nie ma granka" - to powiedzenie rodem z futbolu, ale pasuje do tego, jak Grigorij Łaguta potraktował działaczy Włókniarza Częstochowa. Rosjanin zażądał wypłacenia wszystkich zaległych pieniędzy, a gdy ich nie dostał, nie wystartował w meczu ze Spartą Wrocław. Włókniarz wygrał 46:44, a pod Jasną Górą zastanawiają się, co dalej z Łagutą. W ostatnim meczu tej kolejki Unia Leszno przegrała z Falubazem Zielona Góra 44:46, chociaż przed biegami nominowanymi wygrywała 42:36.

Przegrać na własnym torze dwa wyścigi nominowane po 1:5 to trzeba umieć. A bohaterem w ekipie z Zielonej Góry był Jarosław Hampel, który w obu tych wyścigach nominowanych pojechał i z kolegami przywiózł podwójne zwycięstwa na wagę meczowego sukcesu.

Zespół Unii Leszno będzie teraz rywalem gdańskiego Wybrzeża. To spotkanie odbędzie się w sobotę, 24 maja, bo w najbliższy weekend nie ma ligowego ścigania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki