Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapomniane cmentarze. Tak Gdańsk pamięta o tych, którzy byli tu przed nami [ZDJĘCIA]

Tomasz Słomczyński
Tabliczka powieszona przez Krzysztofa Polkowskiego to jedyny znak, że tu spoczywają ludzie
Tabliczka powieszona przez Krzysztofa Polkowskiego to jedyny znak, że tu spoczywają ludzie Tomasz Słomczyński
Nie trzeba szczególnych starań, żeby do nich dotrzeć. Nagrobki leżą w śmieciach, po krzakach, porzucone i zapomniane. Służą bezdomnym, czasem kibicom. Wyprowadzamy tam psy. Tak Gdańsk pamięta o tych, którzy byli tu przed nami - pisze Tomasz Słomczyński.

Bez szacunku dla miejsc, gdzie leżą nie tylko nasi bliscy, ale także nieprzyjaciele, bylibyśmy pozbawieni godności- stwierdza Mieczysław Struk.

Wtóruje mu Paweł Adamowicz: - Demonstrując swój szacunek i pamięć chcemy przekazać (...) nowemu pokoleniu, aby też odnosiło się ono do osób innych wyznań, narodowości czy mówiących innym językiem z szacunkiem, otwartością, bo chcemy, aby te cechy gdańskiej tożsamości były stale obecne w przyszłym Gdańsku.
Tyle oficjalne przemowy.

Tymczasem wystarczy zajrzeć do internetu, sprawdzić lokalizację dawnych cmentarzy i pojechać na miejsce, by przekonać się, że w zaroślach i w śmieciach spoczywają kamienne płyty z wyrytymi nazwiskami tych, którzy odeszli.

Krzysio fanty znajdował
Krzysio Polkowski wychował się na Biskupiej Górce. Rodzice przyjechali tu po wojnie z centralnej Polski. Nienawiści do Niemców w domu nie było, a jednak wiedziało się, że w ziemi to nie nasze, to niemieckie jest.

Polkowscy mieszkali tuż obok starego cmentarza. Bywało, że Krzysio z kolegami urywali zaostrzone fragmenty ogrodzenia, żeby sobie dzidy robić. Ludzkie kości, owszem zdarzały się. Na nikim specjalnie nie robiły wrażenia. Znajdowało się fanty. Jak powstał wykop, odsłoniły się krawędzie trumien.

To były lata sześćdziesiąte. Wtedy jeszcze do Niemca ("przez cmentarz") chodziło się po warzywa i maglować pościel. Właścicielka zakładu (po schodkach na dół, dziś metalowe drzwi zamknięte na cztery spusty) po polsku mówiła, ale z wyraźnym, twardym akcentem.

Powiadali ludzie, że sąsiadka, Krzysztof nazwiska nie zdradzi, chwaliła się, że ma ładne, atłasowe zasłonki w oknie. Wcześniej wyścielały jedną z trumien. Wyprało się i były jak znalazł.

Powiadali ludzie, że złodzieje rozkopują groby. Że bogactwa tam Niemcy pochowali. Chodzili różni, rzeczywiście.
A potem dzieciakom władze miasta zafundowały piaskownicę, żeby miały się gdzie bawić. Lepiej było głęboko nie kopać.
Krzysio to Krzysztof Polkowski, dziś dziekan Wydziału Malarstwa gdańskiej ASP. W ramach akcji miejskiej Street Waves w czerwcu 2012 roku powiesił na parkanie tabliczkę: Hier rucht in Gott Jakub Kabrun *1759 +1814.

Neue Kirch Hoff to był cmentarz ewangelicki założony w I poł. XVII wieku u podnóża Biskupiej Górki, na powierzchni 0,4 hektara. Do wybuchu II wojny światowej chowano tu ludzi z kilku gdańskich parafii, ewangelickich i katolickich, być może również mennonitów. Cmentarze oficjalnie "zamknięto" w 1946 roku.

W latach sześćdziesiątych podjęto decyzję, że zostanie tu wybudowana szkoła. Do dziś uczą się w niej dzieci. Zajmuje tylko część dawnego cmentarza. Obok, za płotem, tam, gdzie stały kiedyś nagrobki, stoją dziś blaszane garaże.

Ekshumacje odbywały się - prawdopodobnie, podczas kopania fundamentów pod szkołę, tylko na części dawnego cmentarza.
- Tu, gdzie stoimy, ekshumacji nigdy nie było - stwierdza Krzysztof Polkowski.

Gdzieś spod ziemi, być może, spogląda Jakub Kabrun czyli Jacob Cockburn, któremu Polkowski poświęcił tabliczkę. Gdański patrycjusz z pochodzenia był Szkotem. Kupiec, społecznik, mecenas sztuki, kolekcjoner i artysta, inicjator budowy Teatru Miejskiego, na którego miejscu stoi obecny Teatr Wybrzeże. Jego kolekcja malarstwa niderlandzkiego, rysunku i grafiki europejskiej, uzupełniana sukcesywnie przez syna Augusta, w której znajdowały się m.in. grafiki Dürera i Rembrandta, została podarowana miastu. Stała się podwaliną zbiorów obecnego Muzeum Narodowego w Gdańsku.

- Tu może być pochowanych nawet kilka tysięcy osób - Krzysztof Polkowski zrealizował własne badania dotyczące cmentarza. - To miejsce mogłoby świadczyć o wielokulturowości miasta. Śmiało można by je nazwać "gdańskimi Powązkami". Jednak do tej pory nie doczekało się nawet tablicy pamiątkowej.

Nie kumam, dlaczego kości?

Seestrasse napisała na forum dawnygdansk.pl: "Aktualności z cmentarza na Cedrowej, trochę smutne niestety: cisza i spokój wieczysty... Powyrywali zielsko, trochę posprzątali, i tyle. Ciągle walają się po cmentarzu śmieci, a w szczególności odpady z pobliskiej przychodni zdrowia - zużyte opakowania po pigułkach, fiolki po lekarstwach, puste ampułki, a nawet, o zgrozo, strzykawki. Ale dlaczego kości pochowanych na tym cmentarzu ludzi poniewierają się po całym terenie - tego już nie kumam".
To był 1sierpnia 2004 roku. Do wpisu załączone zdjęcie: między nagrobkami sterta bielejących kości. Czy to szczątki ludzkie? - pytają z niedowierzaniem forumowicze. Seestrasse odpowiada, że znalazła fragmenty ludzkich czaszek.

Cmentarz ewangelicki przy dzisiejszej ul. Cedrowej powstał ok. roku 1648, oficjalnie został zamknięty w roku 1961. W sumie pochowano tu około tysiąca osób, tak twierdzi Andrzej Januszajtis. Spoczywają tu polscy żołnierze polegli w czasie walk o Gdańsk, w 1807 r., wśród nich - ppłk. Antoni Parys. Jego życiorys jakby został wzięty z "Pana Tadeusza".

Urodził się w 1776 roku. Walczył w Legionach Dąbrowskiego, nad Trebbią i w obronie Genui. Porzucił mundur w roku 1800, lecz w 1806, na wieść o powstaniu Księstwa Warszawskiego, powrócił do nowego polskiego wojska.

Zginął rankiem 15 maja 1807 roku podczas walk z rosyjsko-pruskim desantem generała Kamieńskiego, który trzy dni wcześniej wylądował w Nowym Porcie. Śmierć spotkała ppłk Parysa rankiem, gdy po godzinie 4 nieprzyjaciel zaatakował usypane nad rzeką Łachą dwie reduty. Ich obrońcami byli żołnierze batalionu 2 pułku piechoty pod dowództwem ppłk Parysa i majora Downarowicza. Walka była zajadła, trwała około półtorej godziny. Starcie o mały włos nie zostało wygrane przez koalicjantów, jednak najwyższym wysiłkiem zostali oni odparci.

Szef batalionu ppłk Parys zginął otrzymawszy postrzał w pierś. "Śmierć jego przyczyniła się wiele do zwycięstwa, bo batalion widząc go zabitym z wściekłością rzucił się w szeregi nieprzyjacielskie" - pisał gen. Czesław Pakosz w liście do innego oficera Józefa Benedykta Łączyńskiego.

Pogrzeb Antoniego Parysa odbył się 17 maja.
"W dniu 17 maja o godzinie dziesiątej odbył się uroczysty pogrzeb w obecności generałów (...). Kondukt pogrzebowy otwierał major placu z dwoma adiutantami sztabu Giełguda, za nimi szła orkiestra, następnie trzeci adiutant dowódcy dywizji, po czym sześciu podoficerów niosło trumnę ze zwłokami, a sześciu kapitanów podtrzymywało całun, za trumną szedł Giełgud w otoczeniu generałów i oficerów, cały zaś kondukt otaczała kompania honorowa. Nad grobem przemawiał ks. Sapieha podnosząc cnoty i zasługi zmarłego, po czym gen. Giełgud kładąc laurowy wieniec na trumnie rzekł: "Parys! daję tobie ten wieniec w imieniu wdzięcznej Ojczyzny!". Przy spuszczaniu trumny do grobu cały batalion piechoty dał trzykrotną salwę.
Do dziś grobu ppłk. Parysa nie odnaleziono.

Z lektury internetowych forów wynika, że w latach 2004 - 2008 teren cmentarza był sprzątany wielokrotnie. Przez uczniów, księdza, parafian, mieszkańców. Wielokrotnie też wysyłano monity do Rady Miasta o to, żeby znaleźć środki na zagospodarowanie ego terenu.

W 2008 roku miasto postawiło tablicę pamiątkową. O bohaterskim oficerze nie ma na niej ani słowa. Teren został ostatecznie uporządkowany. Co roku ZDiZ kosi tu zielsko, grabi jesienią liście.

2009 rok, dwieście druga rocznica śmierci ppłk. Parysa. Było ich ośmiu, zbliżali się przy dźwiękach werbla. Z wszelkimi honorami, w mundurach. Z karabinami, na które zatknięte zostały długie bagnety. Pasjonaci historii, rekonstruktorzy, złożyli wieniec. Jak przed laty, oddali honorową salwę.

Natomiast los sfotografowanych w 2004 roku kości nie jest znany -ksiądz z miejscowej parafii, który organizował akcje sprzątania tego terenu, nic o nich nie wie. Twierdzi, że ich tam nie było.

Można deptać ten kamień

- Pamiętam jeszcze jak chodziło się tu po żydowskich nagrobkach - mówi tutejszy, pokazuje na schody do lasu i znika między drzewami niczym duch.

Schodki prowadzą pod górę. Są szczelnie pokryte październikowym, żółtobrunatnym dywanem. Dziwnie musi z boku wyglądać ktoś, kto sumiennie, jeden po drugim, odgarnia je z liści. Wygląda na to, że sensacji nie będzie. Na betonowych i kamiennych stopniach ani śladu hebrajskich napisów.

Nie ma też ich na murowanych budowlach obok ścieżki, a w zasadzie na tym, co z tych murowanych budowli pozostało. Są tak zniszczone, że mogłyby być uznane za podmurówki czegokolwiek, niekoniecznie zaraz grobów.

To jednak są pozostałości dawnego żydowskiego cmentarza. Został tu założony w pierwszej połowie XIX wieku, zajmował obszar 0,45 hektara.

- Dewastacja tego cmentarza zaczęła się w pierwszej połowie lat czterdziestych, potem trwała przez następne lata, jeszcze w latach pięćdziesiątych był zabierany stąd kamień - opowiada Mieczysław Abramowicz, historyk, badacz losów gdańskich Żydów.

Cmentarz oficjalnie "zamknięto" w 1946 roku.

Dla Żydów cmentarz jest jednym z najważniejszych miejsc w ich religijnym kosmosie, wydaje się, że ważniejszym niż dla chrześcijan. Podczas, gdy dusze chrześcijan błąkają się po zaświatach, spoczywający w grobach Żydzi czekają na Mesjasza. Nie wolno bez zgody rabina ściąć na cmentarzu drzewa, nie wolno wykopać dołu, ściśle określa się głębokość, na którą można wbić łopatę. Zakłócanie miejsca spoczynku Żyda może spowodować, że nie dostąpi on zbawienia.

Mieczysław Abramowicz:
- To była dewastacja, taka... rzekłbym, prostacka, potrzebny był dobry kamień, to ludzie brali...
Nieopodal, w odległości mniej więcej kilometra, po drugiej stronie lasu, przy Jaśkowej Dolinie, znajdowały się tzw. Schody Hańby. W 2004 roku je zdemontowano. Były zbudowane z nagrobków - żydowskich, ale też i chrześcijańskich.

Najbliższym schodów hańby cmentarzem żydowskim, jest ten tutaj, na którym stoją resztki kilku grobowców.
- Nie wiemy, skąd zabrano macewy do budowy tamtych schodów - mówi Mieczysław Abramowicz.

Jednak przechodzień, który zniknął jak duch, wyraźnie pokazywał na te schody, tutaj, przy Traugutta.
Z powrotem powoli, stopień po stopniu, wszędobylskie liście - na boki. Nic z tego. Sensacji nie będzie. Stopnie wyglądają na zwyczajne.

Chyba żeby rozejrzeć się po okolicy.
- Jeszcze dziś, jeśliby przejść się po ogrodach, które są położone niżej cmentarza, to można tam znaleźć fragmenty macew, które są użyte do podmurówek czy schodów. Jeszcze parę lat temu, wchodząc tam nielegalnie, znajdowałem fragmenty macew - mówi Mieczysław Abramowicz.

- Jak w filmie "Pokłosie"?
- No tak. To jest ten sam typ myślenia. Ponieważ to dotyczy obcych, więc rzekomo wrogich nam ludzi - Żydów, Niemców, to możemy... Poza tym nie ma właścicieli tego miejsca, zostali stąd przepędzeni, wymordowani, a wcześniej zawsze byli naszymi wrogami i to przez nich są nasze wszystkie nieszczęścia, no to przecież możemy spokojnie deptać ten kamień.

Macew nie ma. Jest kilka grobowców, kupa śmieci i ustawiona starannie na nagrobku, niczym na barze, pusta butelka po piwie. Czyli wszystko zwyczajnie, sensacji nie będzie.

My tu nadal jesteśmy
Jest jeszcze Szubienicza Góra: za cerkwią, wzdłuż płotu starego boiska Lechii. Kiedy grała tu Lechia, nagrobki pomagały sięgnąć wzrokiem przez płot - stary jak świat sposób na kibicowanie bez biletu. Niektóre z takich podestów stoją do dziś. Trochę wyżej w zaroślach, po tym jak przed kilku laty uczniowie zrobili tu porządek, płyty leżą lub stoją, przytulone do siebie, schowane przed ludźmi. Zarastają siewkami młodych drzew. Nazwiska, obok niemieckich, również takie jak: Kielbratowski, Ziblowski. Umarli w czasie wojny. Pewnie żyją jeszcze ich wnuki, nie wiedzą gdzie szukać grobów przodków. A to takie proste - tu, w krzakach koło boiska.

Jest jeszcze Brzeźno. Teren, który czeka na inwestora, zapis w planie: funkcja mieszkaniowo - usługowa. Na przestrzeni lat zmieniał się właściciel działki: parafia, Skarb Państwa, stocznia, prywatny inwestor z Kwidzyna. Próby postawienia hotelu, nieskuteczne, choć teren nosi na sobie ślady po niwelacji. Czy również po ekshumacji?

W krzakach leży materac, jakaś gąbka i kocyk. Bezdomni nie byli tu sami. Tuż obok ślad po kimś, kto miał na nazwisko ...warzkopf, zmarł 3 października 1939 roku. Płyta jest ułamana, reszta napisu nieczytelna.

Oprócz połamanej płyty jeden widoczny grób, na nim stare znicze.

Więcej nic, żadnych śladów, miejsce zapomniane, jeśli nie przez Boga, to przez ludzi na pewno.
Sosnowy las upstrzony kolorami foliowych reklamówek. Wysypiska gruzu, jedno obok drugiego. Pan na spacerze z psem, potem jeszcze jakaś pani, nie mają pojęcia, że ich zwierzaki użyźniają ziemię, w której pochowane są ludzkie szczątki.
I cmentarna brama, bardziej to, co z niej pozostało. Wygląda to jak jakieś betonowe bloki.

A jednak był tutaj ktoś, kto pamięta. Duch, człowiek? Zostawił po sobie cztery murale, dziewczynka, mężczyzna, kobieta, trumna. Cienie zmarłych.

- Podejrzewam że namalował to jakiś student, nie możemy go namierzyć, działa bardzo sporadycznie na ulicy - odpowiadają gdańscy weterani od murali.

Niby nic, tylko malunki. Jakby przypadkowe. Wyraźny znak: czy ci się podoba, czy nie, my tu nadal jesteśmy.

***
Informacja oficjalna Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku: 15 zlikwidowanych cmentarzy gdańskich upamiętniono za pomocą tablic stawianych w miejscach, gdzie wcześniej się znajdowały.

Pasjonaci historii Gdańska takich cmentarzy doliczyli się trzydziestu sześciu. Z formalnego punktu widzenia, one też są "zlikwidowane". Czyli wykreślone z ewidencji.

Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy wybudowano u podnóża Góry Gradowej w 2002 roku. Ma on uczcić pamięć wszystkich zmarłych gdańszczan. Również tych, których nagrobki do dziś walają się po krzakach.

Korzystałem m.in. z: www.rzygacz.webd.pl, www.dawnygdansk.pl, www.gdanskujescisko.mojeosiedle.pl, www.pulk12.pl, Nekropolie Pomorza, Józef Borzyszkowski (red.), Gdańsk 2011.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND
od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki