Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór między rowerzystami a władzami Sopotu przybiera na sile [ZDJĘCIA]

Kamila Grzenkowska
Po zapowiedziach urzędników o ograniczeniu prędkości dla osób poruszających się na dwóch kółkach, w ubiegłym tygodniu ustawiono 10 znaków drogowych wzdłuż nadmorskiej ścieżki rowerowej. Jeździć tam można, ale góra... 10 km na godzinę. To przelało czarę goryczy pomorskich cyklistów, którzy postanowili pokazać władzom kurortu, co sądzą o ich pomyśle.

W niedzielę, w samo południe, około 150 rowerzystów wzięło udział w happeningu będącym sprzeciwem wobec wprowadzenia ograniczenia prędkości. Miłośnicy dwóch kółek wyruszyli sprzed sopockiego mola w kierunku Gdańska, poruszając się zgodnie z przepisową prędkością.

Wiele osób miało problem z utrzymaniem równowagi bądź płynnej jazdy. W tym czasie, sąsiednim chodnikiem, biegł mężczyzna, który konsekwentnie wyprzedzał... jadących rowerzystów. Niektórzy nie wytrzymywali tempa i zsiadali z rowerów. Jednoślady trafiały na plecy, a uczestnicy szli bądź biegli po chodniku. Większość jadących osób posiadała liczniki na rowerach, na które co kilka metrów zerkała.

Przeczytaj w serwisie sopot.naszemiasto.pl:

Sprawa, która teraz nabiera już cech otwartego konfliktu między rowerzystami a władzami kurortu, rozpoczęła się właściwie kilka tygodni temu. Właśnie wtedy pojawiły się zapowiedzi o ograniczeniu prędkości. Według sopockich samorządowców, to reakcja na prośby mieszkańców, którzy zwracali uwagę na jeżdżących nad morzem rowerzystów osiągających niebezpieczne prędkości, a także ze względu na coraz częstsze interwencje sopockiego pogotowia na tejże ścieżce rowerowej.

Jednak takie tłumaczenie nie przekonuje rowerzystów korzystających z nadmorskiej ścieżki rowerowej. W niedzielnym proteście w przeważającej większości wzięli udział młodzi ludzie, ale nie brakowało też i starszych mieszkańców. Wszyscy byli zgodni - ograniczenie prędkości do 10 km to pomysł kuriozalny.

- Po prostu poroniony. Prezydent nie szanuje bezpieczeństwa rowerzystów. Tę ścieżkę powinien nazwać ścieżką dla akrobatów, a nie dla rowerzystów! - oburzał się Janusz Ptaszek, mieszkaniec Gdańska.
Agata Wróbel, która przyjechała na happening specjalnie z Pępowa koło Żukowa podkreślała z kolei, że lepsze byłoby ograniczenie do 15 bądź 20 km/godz .
- Dobrze byłoby też odgrodzić ścieżkę od chodnika - mówiła.

Karol Handzel i Marek Dudziński, organizatorzy happeningu, twierdzą z kolei, że ograniczenie prędkości i tak nie zmniejszy liczby wypadków na ścieżce rowerowej. - Na ulicach też są ograniczenia prędkości, a i tak dochodzi do wypadków z udziałem samochodów - argumentują Handzel i Dudziński. - Jesteśmy za tym, żeby karać indywidualnie piratów rowerowych. Tymczasem tu mamy do czynienia z odpowiedzialnością zbiorową - dodają.

Organizatorzy podkreślali jednocześnie, że weekendowa akcja miała na celu pokazanie, czym w praktyce jest jazda z prędkością 10 km na godzinę.

Do akcji odniósł się sam jej pomysłodawca, prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Na Facebooku, gdzie skrzykiwali się rowerzyści na niedzielny happening, prezydent zamieścił wpis o treści "Dzięki za akcję. Różnimy się w poglądach, ale przecież chodzi nam o to samo: o bezpieczeństwo" - napisał Karnowski.

Na happeningu nie pokazał się, ale przez moment obecny był za to wiceprezydent Sopotu, Bartosz Piotrusiewicz.
- Ograniczenie prędkości nie jest zielonym światłem dla pieszych na ścieżce rowerowej - odpowiadał Piotrusiewicz na uwagi o bezmyślnym czasem zachowaniu pieszych wchodzących w drogę rowerzystom.

Znaki ograniczające prędkość będą obowiązywać przez cały rok. Sopocka policja zapewnia, że nie planuje żadnych zorganizowanych akcji wymierzonych w rowerzystów i nie będzie czyhała w pobliskich krzakach z fotoradarem, wypisując mandaty każdemu, kto przekroczy dopuszczalną prędkość 10 km/godz. Dominować mają policyjne pouczenia.
- Ale policjanci będą reagować w sytuacji, kiedy będzie realne zagrożenie ze strony pędzących rowerzystów - podkreśla sierż. sztab. Marta Augustyn, rzecznik sopockiej policji.

W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku usłyszeliśmy z kolei, że znaki ograniczające prędkość mają przede wszystkim uświadomić, że ścieżka, po której jadą osoby na rowerach, to nie pas wyścigowy.
Warto dodać, że prezydent Sopotu zamierzał początkowo postawić aż 40 znaków ograniczających prędkość, ale po tym, jak rozpętała się medialna burza, a w internecie pojawiły się setki krytycznych komentarzy, zdecydował o postawieniu 10 znaków i sześciu tabliczek informujących o ograniczeniu prędkości.

Te, jak zauważają urzędnicy, pojawiły się w newralgicznych punktach, gdzie jest duże prawdopodobieństwo kolizji rowerzystów z pieszymi - przy Grand Hotelu, na odcinku od mola do ul. Chrobrego, od ul. Na Wydmach do ul. Emilii Plater oraz przy Sopockim Klubie Żeglarskim.

W tym roku sopockie pogotowie podjęło, póki co, 15 interwencji w związku z potrąceniami pieszych przez rowerzystów. Przed rokiem było ich 30. Ofiarami są najczęściej małe dzieci bądź osoby starsze. Nadmorska ścieżka rowerowa w kurorcie liczy około dwóch kilometrów długości. Odcinek od sopockiego mola do Jelitkowa to jeden z najpopularniejszych wśród osób jeżdżących na rowerach. Można go pokonać, w zależności od prędkości, od 10 do 20 minut.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij, zarejestruj się i w sierpniu korzystaj za darmo: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki