MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Raport dla rogaczy. Kim była diablica ta?

Henryk Tronowicz
Sobotnia wieczorna premiera "Carmen" George'a Bizeta w Operze Bałtyckiej wciąga wyjątkowo. Intryguje szlachetne wyzwolone damy, prowokuje porywczych huzarów. Carmen szokuje bez względu na epokę, na modne prądy i labilne poglądy. Lecz kim Carmen właściwie była? Czy też raczej kim postać ta okaże się w reżyserii Marka Weissa i w wokalnej interpretacji Moniki Ledzion?

Tymczasem wróćmy do noweli Prospera Mérimée, który historię Carmen opisał. Don José, śmiertelnie w Carmen zakochany, gotów wpakować sztylet w brzuch każdemu, kto się do pięknej Cyganki odważył umizgiwać, powiada o wybrance swego serca: "Kłamała. Ona zawsze kłamała. Nie wiem, czy ta dziewczyna w życiu swoim powiedziała słowo prawdy; ale kiedy mówiła, wierzyłem jej. Byłem wobec niej bezbronny. Oszalałem, nie zważałem już na nic. Nie spostrzegałem ani jednej kobiety, która by dorównywała tej diablicy".

Ale kim właściwie była diablica ta?
Była na pewno klasyczną femme fatale.
Kokietką wyzywająca, namiętną.

Była niewierna i rozpustna. Partnerów uwodziła jak chciała i kiedy chciała - porzucała. Kochanków rachowała na pęczki. Słodka i okrutna na przemian, miała cechy dziewicy i kurtyzany. Dzika i dumna, a przy tym posłuszna tylko własnemu kaprysowi.

Don José - baskijski gwałtownik - sztyletem jednak nie dla parady wywijał. Dobywał go w imię urażonego honoru. Jeśli wierzyć Prosperowi Mérimée, huzar, w momencie gdy spotkał Carmen, zerwał zaręczyny. Carmen pokochał uczuciem szalonym i nie chciał się nią dzielić z nikim. Chciał mieć ją sam. Ona przeciwnie. Ze wszystkich cnót najwyżej stawiała własną niezależność.

Czytaj więcej raportów Henryka Tronowicza na blogu publicysty

I wprawdzie darowała mu, kiedy zasztyletował jej męża, wszelako po niedługim czasie i on ją znudził. Oświadczyła mu wtenczas wyraźnie, że pragnie nade wszystko być wolna. Krew jednak w Don José zakipiała, gdy Carmen wdała się w romans z przystojnym toreadorem. "Kochasz go?" - spytał Don José. "Kochałam go jak ciebie, przez chwilę, mniej może niż ciebie" - wyjaśniła. Usłyszała na to: "Za dużo roboty zabijać wszystkich twoich kochanków, ciebie zabiję"...

Fascynacja artystów niepodległą osobowością Carmen nie ustaje. Trzydzieści lat temu na nowelę Prospera Mérimée rzuciło się kilku mistrzów kina. W ciągu jednego roku - oprócz wybitnego baletowego widowiska Carlosa Saury - "Carmen" na ekran przenieśli niezależnie od siebie Francesco Rosi, Peter Brook i Jean-Luc Godard. Przewrotny Godard swoją szyderczą wersję uwspółcześnił, nadając jej tytuł "Imię Carmen". Umieścił też na ekranie aforystyczny śródtytuł: "Co nas poprzedza? - Poprzedza nas imię".

CZYTAJ INNE FELIETONY/ BLOGI:

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki