Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przymusowe kierowanie niedoświadczonych lekarzy pracy przy ciężko chorych na COVID może skończyć się zgonem pacjenta. Za to grozi więzienie

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Padają kolejne rekordy zakażeń, wojewodowie rozsyłają lekarzy we wszystkie możliwe miejsca, padają kłamliwe zapewnienia, że nie brakuje nam personelu i respiratorów. A w tym samym czasie resort sprawiedliwości z resortem zdrowia powołują zespół, który ma rozważać kwestię karania za błędy lekarskie. Jest to związane z wcześniejszymi zmianami zapisów kodeksu karnego w "tarczy 4,0", który zaostrzał kary za wiele przestępstw, także za nieumyślne błędy medyczne. To pokazuje pewne priorytety - mówi dr Dariusz Kutella, przewodniczący Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku.

Po tym, jak wicepremier Jacek Sasin zarzucił lekarzom brak zaangażowania w walce z pandemią, przewodniczący Okręgowych Izb Lekarskich napisali list do premiera Mateusza Morawieckiego, pytając, czy jest to oficjalne stanowisko rządu. Przyszła już odpowiedź?
Jeszcze nie. Myślę, że premier naszego rządu nie musi spieszyć się z odpowiedzią tak wąskiej grupie zawodowej, mało interesującej polityków, jakimi są lekarze. Lekarze, którzy i tak muszą pracować.

Słyszę sarkazm...
Jaka jest sytuacja, wszyscy widzą. Padają kolejne rekordy zakażeń, wojewodowie rozsyłają lekarzy we wszystkie możliwe miejsca, padają kłamliwe zapewnienia, że nie brakuje nam personelu i respiratorów. A w tym samym czasie resort sprawiedliwości z resortem zdrowia powołują zespół, który ma rozważać kwestię karania za błędy lekarskie. Jest to związane z wcześniejszymi zmianami zapisów kodeksu karnego w "tarczy 4,0", który zaostrzał kary za wiele przestępstw, także za nieumyślne błędy medyczne. To pokazuje pewne priorytety.

Dlaczego samorządy lekarskie kwestionują decyzje wojewodów?
Wojewoda ma uprawnienia pozwalające na kierowanie lekarzy do wytypowanych przez siebie jednostek. Nie jest on jednak lekarzem, nie zajmuje się zarządzaniem ochroną zdrowia i czasem jego decyzje, podejmowane w trybie administracyjnym, mogą spowodować negatywne konsekwencje. Delegowanie lekarza z jednej strony wzmocni szpital zakaźny, z drugiej jednak może doprowadzić do poważnych szkód w jego macierzystym szpitalu. Brak anestezjologa może oznaczać wstrzymanie operacji nierzadko ratujących życie. Ponadto rządzący są przekonani, że każdy lekarz po przeszkoleniu będzie mógł obsługiwać respirator.


To nieprawda?

 Nawet część anestezjologów nie ma doświadczenia w respiratoterapii, czyli długotrwałym utrzymywaniu pacjenta na sztucznym oddechu. Przymusowe kierowanie niedoświadczonych lekarzy do tej pracy może skończyć się popełnieniem błędu lekarskiego i zgonem pacjenta, za co grozi więzienie. Nie zapominajmy, że lekarze są przemęczeni. A jeśli ktoś pracuje kilkadziesiąt godzin, to prawdopodobieństwo popełnienia błędu jest większe. To jest większy problem systemu ochrony zdrowia. Jeśli wprowadzono kary za śmierć pacjenta, spowodowaną ryzykownym zabiegiem, to czy rozsądny lekarz podejmie się ryzyka, by pomóc choremu? Z tyłu głowy pojawi się myśl - jeśli się nie uda, pójdę siedzieć. Zamiast zmienić system, zwiększyć jego finansowanie, najłatwiej zwalić wszystko na lekarzy i znaleźć policjanta, który będzie ich karał.

Coraz głośniej mówi się, że jeśli epidemia nie wyhamuje, lekarze będą musieli - jak to było wiosną we Włoszech - podejmować decyzję, kogo ratować. Czy nie oznacza to także konsekwencji prawnych?
Nie od lekarza zależy wyposażenie szpitala w sprzęt. Niewiele osób zapewne pamięta czasy, gdy w szpitalach klinicznych ówczesnej Akademii Medycznej w Gdańsku było zaledwie kilkanaście sztucznych nerek. Specjalna komisja składająca się  m.in.z lekarza, pielęgniarki, księdza, psychologa kwalifikowała pacjenta do sztucznej nerki. Teraz może być tak samo. Pytanie, czy będą chętni do podjęcia się pracy przy najciężej chorych na COVID-19, z wiszącą nad nimi groźbą odpowiedzialności karnej. Wszystko to wynika z błędów systemu i warunków, w jakich musimy pracować.

Na generalną naprawę systemu ochrony zdrowia nie mamy już czasu. Co można zrobić tu i teraz?
Przede wszystkim należy w trybie pilnym zwiększyć środki na finansowanie opieki zdrowotnej. Przy czym nie mówię o pensjach, ale generalnie o wzmocnieniu finansowym całego systemu. Większe pieniądze powinny pójść na kształcenie lekarzy. Ograniczanie liczby rezydentur i możliwości robienia specjalizacji przez lekarzy słabo rokuje na przyszłość. Młody lekarz w takiej sytuacji wybiera pracę za granicą, gdzie możliwości i zarobki są o wiele wyższe. Dlatego w Polsce tak wzrosła średnia wieku lekarzy specjalistów.

Myśli pan, że w dobie pandemii, gdy gasi się pożary, ktoś pochyli się nad rezydenturami?
Mleko się wylało i niewiele można zrobić. Widzimy brak specjalistów, ograniczenia dostępności do sprzętu. System ochrony zdrowia nie jest kompatybilny, wiele jego elementów nie współgra ze sobą. Uważam jednak, że to dobra pora, by usiąść i porozmawiać w gronie ekspertów i praktyków nad potrzebnymi zmianami. Nie jest to ostatnia epidemia, jaka spotkała ludzkość. Trzeba wyciągnąć wnioski i zacząć reformy, by stworzyć spójną strukturę opieki zdrowotnej, przyjazną dla pacjenta, personelu medycznego, szpitali, podstawowej opieki zdrowotnej.

Czym grozi brak reformy po zakończeniu epidemii?
System opieki zdrowotnej się zatka, a selekcja pacjentów stanie się codziennością.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki