Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Saleta o Andrzeju Gołocie: Teraz mam do Andrzeja dużo więcej szacunku

Robert Małolepszy
Tomasz Bolt/Polskapresse
Z Przemysławem Saletą, bokserem zawodowym, byłym mistrzem Europy w wadze ciężkiej, rozmawia Robert Małolepszy.

Co zmieniło w pańskim życiu pokonanie Andrzeja Gołoty?

Minął tydzień od walki, na razie odbieram więcej telefonów. Żartowałem nawet z moją dziewczyną - i po co mi to było? Prowadziłem fajne życie, media były w nim obecne, wywiadów udzielałem, ale miałem względny spokój. Teraz spokoju nie mam.

Tylko tyle?

Oczywiście, że nie. Ja już przed walką mówiłem, co chcę osiągnąć. Udowodniłem, że 45-letni facet, jeśli chce, to może. Że wiek nie jest żadnym ograniczeniem. Mam nadzieję, przekonałem też, że transplantacja to nie jest nic strasznego. Nie mam nerki, a mogę robić, co chcę. Wreszcie trzeci zysk to kolejne doświadczenie, które będę mógł wykorzystać w czasie szkoleń, których prowadzę bardzo wiele.

Czego dotyczą?

To spotkania motywacyjne dla biznesu. Opowiadam o metodach dążenia do sukcesu. Walką i zwycięstwem z Andrzejem udowodniłem, że każdą słabość można wykorzystać do osiągnięcia sukcesu. Potrzebny jest tylko właściwy plan.

Nic Pan o kasie nie mówi. Tymczasem sprzedało się 120 tysięcy dostępów PPV, co oznacza prawie 5 milionów wpływów. Nie mieliście procentu od sprzedaży?

Sprzedaż pay-per-view nie miała wpływu na moją gażę.

To była dla Pana wypłata życia?

Zarobiłem spore pieniądze, lecz zdarzało mi się dostawać za walki więcej. Ale oczywiście pokonanie Andrzeja będzie miało wpływ na moją pozycję biznesową.

Podwyższy Pan stawkę za udział w szkoleniu?

Tego typu działalność to wypadkowa popytu i podaży. Pewnie, jako pogromca Gołoty, będę chętniej zapraszany. Już mam więcej telefonów, ale za wcześniej mówić, że osiągnę na tym polu jakiś oszałamiający sukces. Od dawna jestem w tym biznesie wykorzystywany.

Przed walką powiedział mi Pan, że chce otworzyć klub fitness. Kiedy zaprosi Pan pierwszych chętnych?

To ma być nieduża bokserska sala. Chcemy z Robertem Złotkowskim [przygotowywał Saletę do walki z Gołotą - przyp. red.] i kilkoma innymi instruktorami prowadzić zajęcia dla ludzi po 35 roku życia, którzy osiągnęli w życiu stabilizację i brakuje im wyzwania. Boks to świetna dyscyplina, dzięki której można pracować nad kondycją, siłą, ale też wyrabiająca charakter.

Słowem, będzie to gym dla bogaczy. Godzina z Saletą za 500 złotych?

Nie powiedziałbym, że dla bogaczy. Ale na pewno dla osób nieźle zarabiających, które stać na indywidualnego trenera. W dużych klubach tacy trenerzy to żadna sensacja.

Jest Pan dobrym biznesmenem?

Raczej słabym. Jedyny biznes, jaki w życiu mi wychodzi, to prowadzenie mojej kariery. Wszystkie inne kończyły się porażkami.

Był Pan kiedyś bankrutem?

Zdarzało mi się w życiu, że traciłem duże pieniądze. Największe, gdy nie wypalił mi biznes z fitness klubem w Warszawie przy Żelaznej.

I co?

Pieniądze nigdy w życiu nie były dla mnie najważniejsze. Dlatego nie miałem myśli, by się rzucać z mostu. Ja do takich momentów zawsze podchodziłem na sportowo. Czyli że muszę sobie poradzić, muszę wygrać. W boksie też przecież kilka razy spadałem na dno, po porażkach przez nokaut w pierwszej rundzie.

Zwycięstwo nad Gołotą to pański największy sukces w karierze?

Sportowo nie, ale jeśli chodzi o wymiar medialny i emocjonalny, to pewnie tak.

Po walce bardzo pięknie potraktował Pan Gołotę. To było wcześniej przemyślane i zaplanowane?

Ja po prostu tak uważam. Gołota to nie tylko najlepszy polski pięściarz wagi ciężkiej w historii, ale jeśli chodzi o miłość kibiców, to bezdyskusyjnie numer jeden w ogóle. To coś absolutnie fenomenalnego. Przecież Andrzej kilka razy mocno zawiódł, kibice wszystko mu wybaczyli i wciąż go kochają.

Powinien zakończyć karierę?

To jego sprawa.

Ale przyzna Pan, że to bardzo niepokojące, że się chwiał po pańskich ciosach już pod koniec drugiej rundy. A Pan przecież, co sam przyznaje, nie ma silnego ciosu...

Andrzej na pewno stoczył wiele trudnych, bardzo wyczerpujących walk, które musiały zostawić na nim ślad. Ale ja myślę, że te moje ciosy robiły na nim wrażenie, bo on je przyjmował na sztywno. Kiedyś potrafił odejść, przyjąć cios, ale go zamortyzować na nogach. Dziś tego nie robi, ale to żaden zarzut. Wiadomo, że w boksie dwie cechy z wiekiem uciekają najbardziej - praca nóg i szybkość. Najpóźniej odchodzi siła ciosu.

To dlaczego Gołota nie zdołał Pana znokautować. Przecież on ma bardzo silny cios?

Andrzej Gmitruk to bezdyskusyjnie najlepszy polski trener, ale moim zdaniem, popełnił błąd, przygotowując Andrzeja do tej walki. Postawił na cechy, których Andrzej już nie ma - szybkość, luz, pracę nóg. Zamiast na siłę i wytrzymałość. Ale to łatwo się mówi dziś, tydzień po walce. Tak naprawdę obaj przygotowywaliśmy się po omacku, bo czy ktoś w Polsce prowadził wcześniej bokserów w tym wieku? Chcę jednak podkreślić, że mimo porażki Andrzej zasługuje na ogromny szacunek. Bo przecież on też boksował świetnie. Oglądałem naszą walkę dzień później i to był superpojedynek.

To był poziom światowy czy raczej świetna walka dwóch bokserskich emerytów?

Na pewno świetna walka dwóch bokserskich emerytów. Ale w tej formie pokonalibyśmy, i ja, i Andrzej, całkiem sporą grupę zawodników, którzy zajmują miejsca w pierwszych dwudziestkach rankingów wagi ciężkiej.

Myśli Pan, że Andrzej jeszcze spróbuje? Po walce powiedział, że boks to całe jego życie...

Nie wiem. Wiem za to, że to, jak przyjął porażkę, co mówił później, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Szczerze mówiąc, mam teraz dla niego dużo większy szacunek niż przed naszym pojedynkiem.

Kto, według Pana, jest najlepszym polskim bokserem zawodowym w historii?

Z całą pewnością Dariusz Michalczewski. Poźniej długo, długo nic, i Tomasz Adamek.

Adamek ma jeszcze szansę zaatakować pas mistrza świata wagi ciężkiej?

Najlepszego Tomka już widzieliśmy. To było przed walką z Kliczką - w starciach z Andrzejem czy z Chrisem Arreolą. Teraz Tomek stracił szybkość, a siły nigdy nie będzie miał takiej jak inni naturalni pięściarze wagi ciężkiej.

Czy wśród młodych pięściarzy jest ktoś, kto może pójść w ślady Gołoty?

Na pewno Artur Szpilka budzi emocje, jakich nie było wśród kibiców od czasów walk Andrzeja. Ale za wcześnie, by mówić, że jest w stanie dojść choć do takiego poziomu, jaki reprezentował Andrzej. Gołota przez dekadę był w ścisłej czołówce wagi ciężkiej. Walczył praktycznie ze wszystkimi najlepszymi, poza Evanderem Holyfieldem.

Co Pan będzie teraz robił, by dostarczyć sobie adrenaliny, jeśli boks to już przeszłość?

To, co robiłem przez ostatnie lata. Wracam do motocykli. Mistrzem Polski pewnie nie zostanę, ale nadal będę startował w motocyklowych mistrzostwach Polski. Do tej pory startowałem w klasie Rookie 1000. Teraz chcę wystartować w Pucharze Aprilli.

Skąd u Pana ta motocyklowa pasja?

Wszystko się zaczęło tak naprawdę od mojej pierwszej wyprawy motocyklowej po Stanach Zjednoczonych i wrodzonej niechęci do zimy.

A co ma zima wspólnego z motocyklem?

Jedyne, czego w Polsce nie lubię, to zima. W 2008 roku obejrzałem w telewizji "Gang dzikich wieprzy" i pomyślałem sobie, że taka wyprawa motocyklowa po Ameryce mogłaby być fajnym sposobem, by uciec przed zimą z Polski. No i tak się zaczęło. Na wyprawę pojechałem z Jarkiem Stecem i Adamem Badziakiem, którzy są bardzo mocno zaangażowani w ruch motocyklowy. I to oni mnie wciągnęli. Pierwszy start to była akcja społeczna - chodziło o promocję udziału w zawodach, jako alternatywy dla młodych ludzi, którzy szukają adrenaliny, ścigając się na ulicach.

Powiedział Pan, że jedyne, czego nie lubi w Polsce, to zima. Naprawdę nigdy nie chciał Pan zostać za granicą?

W Stanach Zjednoczonych też czuję się świetnie. Mieszkałem tam siedem lat. Floryda to moje drugie miejsce na Ziemi. Wiem, jak tam żyć, znam ludzi, mam przyjaciół, znam język. Szczerze mówiąc, to chciałem tam osiąść na stałe, ale dzieciaki zatrzymały mnie w Polsce, kiedy wpadłem, wtedy myślałem, że na chwilę, w 2006 roku.

Czyli jednak Ameryka jest fajniejsza od Polski?

Na pewno żyje się tam łatwiej. Zwłaszcza na Florydzie, gdzie jest dużo fajniejszy klimat, a ludzie zawsze uśmiechnięci. Tam wszystko jest przewidywalne. Wiem, że jakbym się znów przeprowadził na Florydę, nie miałbym kłopotów z aklimatyzacją. Do Trójmiasta pojechałem na ledwie dwa dni, a jak musiałem coś załatwić, pogubiłem się.

To wada?

Nie, to nasza siła. Ale te ciągłe zmiany, wrzenie bywają uciążliwe.

I Pan to mówi? Gwiazda mediów, celebryta?

Wbrew pozorom, jestem spokojnym człowiekiem. Nie dzwonię po telewizjach i nie proszę o wywiad. Na imprezach nie bywam. Wolne chwile poświęcam na treningi albo na spotkania z moimi bliskimi.

Ma Pan dobry kontakt z córkami. Dwa razy się Pan rozwodził.
Mam świetny kontakt zarówno z córkami, jak i z moimi byłymi żonami. One wciąż mi kibicują.

Sprząta Pan, gotuje, wyrzuca śmieci?

Oczywiście. Prowadzę bardzo normalne życie.

Polityką się Pan interesuje?

Tak. Pamiętam, że jak wróciłem z USA w 2006 roku, właśnie wybuchła afera taśmowa. Oglądałem non stop TVN24. Gdy myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy, pojawiały się nowe doniesienia.

Jest Pan lemingiem czy raczej moherem?

Szczerze mówiąc, nie wiem, co znaczy być lemingiem. Ale nie ukrywam, że głosuję na PO. Dla mnie to partia, która nie każe mi żyć według jakichś wskazań. Nie nazywa mnie zdrajcą, gdy mam inne zdanie. Uważam, że każdy ma prawo decydować o tym, czy chce żyć w związku partnerskim. Także w kwestii aborcji jestem liberalny.

Jak już weszliśmy na taki grunt, to proszę powiedzieć, jaki ma Pan stosunek do katastrofy smoleńskiej?

Na pewno nie wierzę w zamach. Wiem, że za to, co teraz powiedziałem, będę mocno krytykowany. W Polsce, w odróżnieniu od USA, nie można nie mieć zdania na temat polityki. To na pewno bardziej mi się podoba w USA. Ale Polskę kocham, bo to mój kraj. Moja ojczyzna.

Na pewno nie wróci Pan na ring, nawet jeśli na stole pojawią się wielkie pieniądze?

Każdego można kupić. Mnie też. Może nie za 10 milionów euro, dla jakich gotów jest wrócić Tygrys, ale za tylko trochę mniej (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki