18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Mieszkańcy Skarszew będą się bawić na mogiłach!" ROZMOWA z Edwardem Zimmermannem

Dorota Abramowicz
Edward Zimmermann
Edward Zimmermann Tomasz Bołt
Z Edwardem Zimmermannem, przedstawicielem Stowarzyszenia Historii Ziemi Skarszewskiej, publicystą i autorem książek, o jego akcji przeciw budowie placu zabaw i psiej toalety na dawnym ewangelickim cmentarzu w Skarszewach - rozmawia Dorota Abramowicz.

Narobił Pan sobie wrogów...
Skąd takie przekonanie?

Z uporem, idąc pod prąd, walczy Pan o stary cmentarz ewangelicki w Skarszewach, na którym za pieniądze w części unijne wybudowano już plac zabaw i miejsce do ćwiczeń fitness. Dlaczego Pan to robi?
Bo tam, pod niewielką warstwą ziemi spoczywają ludzie. Na tej nekropolii jest ponad tysiąc, oznaczonych kiedyś numerami, miejsc pochówku. Poza tym żyją jeszcze skarszewianie, wielu z nich poza granicami, których bliscy pochowani są na tym cmentarzu. Wie pani, że na terenie nekropolii zaplanowano także wybudowanie toalety dla psów?

Wiem.
Na szczęście, po naszych protestach, toaletę umieszczono poza cmentarzem. Teren całego parku, rewitalizowanego przez władze miasteczka, zajmuje 1,35 hektara. Z tego cmentarz to tylko 0,6 ha. Dlatego pytam: czy nie można było przenieść urządzeń do zabaw i sprzętu do ćwiczeń?

Jakim kosztem? Niektórzy zarzucają przeciwnikom rewitalizacji, że spełnienie ich postulatów oznaczałoby zmarnowanie publicznych pieniędzy.
Teraz, gdy projekt rewitalizacji został w pełni zrealizowany, na pewno byłyby to dodatkowe koszty. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że swój sprzeciw wyraziliśmy już kilka miesięcy przed powstaniem tego projektu. Działania przeciwników profanacji cmentarza, w tym osób, których bliscy tam spoczywają, duchownych ewangelickich, naszego stowarzyszenia, nie miały na celu wstrzymania prac przy rewitalizacji. Chcieliśmy tylko przekonać władze, żeby miejsce do zabawy i nabierania tężyzny fizycznej urządzono w innej części parku. Tam, gdzie nie ma grobów.

Skąd wiadomo, że pod placem zabaw nadal leżą zmarli? Pojawiły się doniesienia, że podczas likwidacji cmentarza w 1978 r. dokonano także ekshumacji grobów.
Na prośbę rodzin ze Skarszew ekshumowano w 1978 r. parę powojennych grobów oraz wywieziono kilka trumien z rozwalanych grobowców. Z pozostałych mogił usunięto jedynie ogrodzenia grobów i nagrobki, wyrównano teren. Potwierdziły to niedawno wyniki prac przeprowadzonych przez fundację "Pamięć", która szukała szczątków 29 żołnierzy niemieckich, znanych z imion i nazwisk, pochowanych na tym cmentarzu w 1945 r. Żołnierzy nie odnaleziono, ale i tak przebadano ok. 70 proc. powierzchni cmentarza, odnajdując dziesiątki grobów cywilnych mieszkańców Skarszew. Wykopy o powierzchni przeszło 10 m kw. odsłaniały najczęściej po trzy rzędy pochówków, które - po powiadomieniu Urzędu Miejskiego w Skarszewach - pozostawiono i zasypano. Natrafiono na metalowe krzyżyki z numerami grobów - 869, 904, 1038. Jeśli nawet miałyby być to ostatnie krzyżyki znalezione w tym miejscu, to i tak oznacza, że na cmentarzu, na którym mają bawić się i ćwiczyć współcześni mieszkańcy Skarszew, znajduje się ponad tysiąc miejsc pochówku.

Od jak dawna chowano tam ludzi?
Na kostnicy rozebranej na początku ubiegłego stulecia znajdowała się chorągiewka z datą: 1709. Z karty cmentarzy w dokumentacji Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków wynika, że nekropolia przy obecnej ul. Dworcowej mogła powstać po utworzeniu pierwszej parafii ewangelickiej, między 1551 a 1594 r. Według literatury niemieckiej cmentarz w tym miejscu założono w XVII w. Tak czy inaczej, mówimy o kilkuset latach istnienia nekropolii, aż do ostatniego pogrzebu, który odbył się ok. 1960 r. O niektórych zmarłych, którzy tam leżą, pamiętają jeszcze bliscy. Dziś, gdy wraca pamięć o gwałtach dokonywanych na Pomorzu po wejściu Armii Czerwonej, nie sposób nie wspomnieć o pochowanych tam w 1945 r. kobietach i dziewczętach ze Skarszew i z Prus Wschodnich. Zginęły w okrutny sposób, teraz współcześni będą się bawić na ich mogiłach.

Skąd u osoby, mieszkającej w Trójmieście, tak wielkie zaangażowanie w problemy Skarszew? Nie mówią, że obcy wtrącają się do wewnętrznych spraw miasteczka?
W niektórych gazetach pojawiają się takie sugestie autorstwa zwolenników parku rozrywki na szczątkach ludzkich. Ja jednak nie jestem obcy. Moja rodzina od dawna mieszkała w Skarszewach.

Od kiedy?

Udało nam się odszukać przodków z XVII wieku, nie wykluczam jednak, że jakaś linia rodu wywodzi się od skarszewian, żyjących tu w średniowieczu. W kilkuczęściowym opowiadaniu "Rycerze Przymierza - Róża Świętego Jerzego" Franciszka Jastrzębca, publikowanym w ub. r. w kwartalniku "Nad Wisłą" i poświęconym tajemniczemu stowarzyszeniu - Komandorii Tajnego Zakonu Templariuszy w Skarszewach, pojawia się Hans Cimmermann (nazwisko rodu naprzemiennie pisano przez "Z" i "C"). Według autora był on wójtem Skarszew i zasiadał w tajnej kapitule komandorii templariuszy. Jest to wprawdzie historia (osoba o tym nazwisku odnotowana jest w akcie lokacyjnym Skarszew z 1341 r. jako właściciel ziemi) pomieszana z fikcją, ale jakże wpływa na wyobraźnię.

Z tym tajnym zakonem na Pomorzu autor chyba przesadził. Wiadomo, że templariusze w 1314 roku, decyzją Filipa Pięknego zostali spaleni na stosie.
Nie wszyscy. Wielu, zwłaszcza templariusze niemieccy, ocalało. Wśród nich był komtur Henning von Wartenberg, który przeżył likwidację zakonu. Dokumenty historyczne potwierdzają, że później był panem domu zakonnego (zamku) w Skarszewach i prawdopodobnie utworzył własną komandorię w pobliżu miasta.

Fascynująca jest ta skarszewska historia...

I dziwi się pani, że tak wciąga?

Współtworzył Pan muzeum w Skarszewach, jako pierwszy opisał Pan historię kościoła zbudowanego w 24 godziny, co we wrześniu doprowadziło do głośnego nie tylko w Polsce powtórzenia osiemnastowiecznego rekordu. Działa Pan na rzecz promocji miasta, a tu nagle konflikt z jego władzami o cmentarz...
Zacznijmy od tego, że Skarszewy to wyjątkowe miasteczko. Jedno z najpiękniejszych na Pomorzu Gdańskim, założone przez rycerzy Zakonu Joannitów. I wymaga szczególnej troski o zachowanie dziedzictwa kulturowego. Konflikt z władzami Skarszew nie zaczął się od profanacji cmentarza, a od niszczenia zabytkowego wizerunku Starego Miasta m.in. poprzez doprowadzenie do dewastacji bruku na placu zamkowym. Zastąpiono go jakąś dziwaczną w tym miejscu kolistą kompozycją i chodnikami z kostek betonowych. Rzecznik wojewódzkiego konserwatora zabytków stwierdził wówczas, że samowolne zagospodarowanie zamkowego wzgórza jest ewidentnym przykładem braku respektowania ustawy o ochronie i opiece nad zabytkami. Zresztą, działań na szkodę zabytków było więcej.

Jednak o tamtych sprawach nie było tak głośno, jak o nekropolii na rogu ulic Młyńskiej i Dworcowej. W tym przypadku widać, że zaangażował się Pan nie tylko jako były społeczny opiekun zabytków przy konserwatorze wojewódzkim, ale tak po ludzku, emocjonalnie. Jakieś powody osobiste?

Leżą tu ludzie, których znam. Nie bezpośrednio, ale... Przeglądając archiwa z XIX i XX wieku, analizując wcześniejsze dokumenty z XVII i XVIII wieku natrafiałem na ich imiona i nazwiska. Szukając informacji o tych ludziach, niekiedy udało mi się odnaleźć ich zdjęcia. Patrzyli w obiektyw, czasem z powagą, czasem z uśmiechem. Widziałem ich twarze.

Kim byli?
To postacie zasłużone dla miasta i okolicy. Czytałem o tym, czego dokonali, gdy byli młodzi, aktywni, pełni zapału. Zastanawiałem się niejednokrotnie, jacy byli w bezpośrednich kontaktach. I tak poznałem burmistrza i zwierzchnika kościoła ewangelickiego w Skarszewach Johannesa Georga Flachshaara, który wraz z kaznodzieją Johannem Christophem Weise doprowadził w 1741 r. do tego, że Rada Miasta Gdańska zdecydowała się sfinansować 24-godzinną budowę tutejszego zboru. Na tym cmentarzu jest też pochowany Ernst Engler, właściciel majątku w Dece, który - tak jak ks. Hieronim Jastak, Wincenty Rogala czy Antoni Abraham - nosił tytuł Króla Kaszubów. W tym samym grobie spoczywa jego ojciec, Robert Engler, który był zarządcą majątku w Pogódkach i Królewskim Radcą Dominialnym. Pochowano tam również pisarza z Kartuz, Johannesa Soosta, obranego burmistrzem Skarszew w 1885 r.

Dziś, mimo wiedzy o dokonaniach zmarłych ze skarszewskiego cmentarza, nic już nie da się zrobić. Park powstał, bawią się tam ludzie. Czuje się Pan przegrany?

Ci, którzy byli przeciw profanacji, mają dziś czyste sumienie. A sprzeciw swój wyrazili nie tylko przedstawiciele rodzin osób tam pochowanych i miłośnicy Skarszew, ale m.in. ewangeliccy biskupi, marszałek pomorski, publicyści, wybitni historycy, archeolodzy.

I co dalej?

Będę nadal robił swoje. To, co uważam za słuszne. Nawet wtedy, gdy czytam na forach internetowych wpisy "Łapy precz od Skarszew!".

Czy na Święto Zmarłych w parku zapłoną świeczki?
Myślę, że tak, choć w tradycji ewangelickiej nie było zapalania świec na grobach.

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki