MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Masowe brutalne gwałty w Gdańsku. Dla Rosjan prawda jest nie do przyjęcia

Tomasz Słomczyński
Rzeźba "Gwałt" stała kilka dni temu przy alei Zwycięstwa w Gdańsku. Przedstawiała sowieckiego żołnierza gwałcącego kobiete w ciąży. Rzeźba została szybko usunięta.
Rzeźba "Gwałt" stała kilka dni temu przy alei Zwycięstwa w Gdańsku. Przedstawiała sowieckiego żołnierza gwałcącego kobiete w ciąży. Rzeźba została szybko usunięta. archiwum autora rzeźby
Prawda o tym, co zgotowali Sowieci mieszkankom Gdańska, wciąż jest nie do przyjęcia dla Rosjan. Ale w żadnej mierze nie znaczy to, że masowych brutalnych gwałtów nie było w Gdańsku - pisze Tomasz Słomczyński.

Pisał Ilja Erenburg: "Niemcy, możecie wirować dokoła i wyć w śmiertelnej agonii. Godzina zemsty wybiła!". W innym artykule popularny sowiecki publicysta agitował: "Zabijaj Niemców - o to modli się twoja matka. Zabijaj Niemców - do tego wzywa cię Rosja. Nie wahaj się. Nie przepuszczaj okazji. Zabijaj."

Dziś teksty Erenburga, publikowane we frontowej gazecie "Krasnaja Zwiezda", popularne wśród czerwonoarmistów, traktuje się często jako wręcz nawoływanie do okrucieństwa. Mają być jednym z dowodów na to, że sowiecki terror z 1945 roku, którego w marcu boleśnie doświadczyli mieszkańcy Gdańska, nie był przypadkowy. Wręcz przeciwnie - zdaniem wielu historyków, był zaplanowanym i wspartym propagandowo elementem strategii wojennej Armii Czerwonej.

Zabawić się z kobietą

Niektórzy niemieccy autorzy (którym się przypisuje tzw. opcję niemiecką) szacują liczbę zgwałconych przez Sowietów Niemek na dwa miliony.

"W czasie wojny gwałt jest wszechobecny. (…) Żołnierze wszystkich bez wyjątku armii popełniają gwałty. I każda armia niechętnie się do tego przyznaje" - pisał Norman Davies. W swojej ocenie, która ma charakter przekrojowy i odnosi się do wszystkich armii i frontów drugiej wojny światowej, nie pozostawia jednak cienia wątpliwości: "ponad wszystkie inne wybijał się rejestr przestępstw [chodzi o gwałty - przyp. red.] popełnianych przez Armię Czerwoną".
Na temat gwałtów wypowiedział się również Stalin (w odniesieniu do zachowania się żołnierzy sowieckich w Jugosławii): "Wyobraźcie sobie kogoś, kto bił się od Stalingradu do Belgradu (...), kto maszerował po martwych ciałach swych towarzyszy i swych najukochańszych! Jak może taki człowiek reagować normalnie? I cóż jest tak odrażającego w tym, że po takich okropnościach zabawi się z kobietą?".

Kilkadziesiąt tysięcy

W marcu 1945 roku Armia Czerwona daje o sobie znać w Gdańsku artyleryjską kanonadą.
Liczbę ludności w ogarniętym chaosem Gdańsku (tysiące uciekinierów próbujących przedostać się do Rzeszy) w tym momencie szacuje się na ponad sto tysięcy ludzi. Lecz równie dobrze mogło to być i dwieście tysięcy (dwa miesiące wcześniej na terenie Trójmiasta znajdowało się 600 tysięcy ludzi, w znacznej mierze uciekinierów z Prus Wschodnich).

23 marca Armia Czerwona zajęła Sopot. 24 marca - Oliwę, Pruszcz i Matarnię, 25 marca - Orunię, 27 marca - Wrzeszcz, Siedlce i Suchanino. 28 marca polska flaga zawisła na Dworze Artusa. Tyle oficjalne kroniki wojenne. Ale co się kryje za lakonicznymi, triumfalistycznymi komunikatami?

Szacuje się, że w Gdańsku zgwałcono około 40 proc. wszystkich przebywających tu kobiet. Zwykle były to gwałty zbiorowe. Ich częstotliwość (w zasadzie: powszechność) była nasilona w pierwszym okresie po zajęciu miasta, potem zdarzały się one rzadziej, a trwały w sumie do maja. Liczba ofiar gwałtów w Gdańsku sięgnęła kilkudziesięciu tysięcy dziewczynek, kobiet i staruszek, w wieku od ośmiu do osiemdziesięciu lat. Dodajmy, że wiele, być może większość tych kobiet, była gwałcona po kilka, kilkanaście razy.

Kilka z kilkudziesięciu tysięcy

Dziadek Brigitte Wehrmeyer - Jancy mieszkał w małym domku na Oruni. Późniejsza artystka - flecistka i organistka, miała w 1945 roku osiem lat. Przed nadejściem sowieckiej nawałnicy z całą rodziną przeniosła się z Oliwy na Orunię.

Z sąsiadami siedzieli w piwnicy. "Nagle usłyszeliśmy w bramie (…) ciężkie kroki butów wojskowych na bruku i głośny wrzask w nieznanym nam języku". Dziadek rozpoznał język rosyjski. "Pamiętam jeszcze dziś, jakby to było wczoraj, jak drzwi się raptownie otworzyły i dwaj Rosjanie z bronią gotową do strzału, u której sterczały bagnety, wpadli do piwnicy, wrzeszcząc: »Urr, Urr (zegarki!)«".

Dalej czytamy we wspomnieniach: "(Kobiety) wracały po jakimś czasie (do piwnicy), a pozostałe kobiety pocieszały je, bo poza opłukiwaniem się wodą, nic nie mogły poradzić".

Do domu dziadka Brigitte wprowadzili się rosyjscy oficerowie. To "dało pewną ochronę, bo oni kazali swoim żołnierzom zostawić dziewczęta w spokoju". Ochrona była jednak dość iluzoryczna: "W nocy, szczególnie po spożyciu alkoholu przez prostych żołnierzy, zawsze musieliśmy obawiać się najgorszego. Moja wówczas trzydziestoośmioletnia matka ucharakteryzowała się na starą kobietę".

Matka Brigitte przymocowała do drzwi siedem zasuwek. Drzwi wyleciały z framugą, kiedy przyszli Rosjanie. Kobieta mocno obejmowała dzieci, z chustą na głowie. "O, stara matka!" - mówili Rosjanie. I szli dalej.

Ośmiolatka i jej ucharakteryzowana na staruszkę matka miały wiele szczęścia. To raczej wyjątek w Gdańsku w marcu 1945 roku.
Magdalena Meller ukryła się w zakamarkach parteru Dworca Głównego. Weszli "skośnoocy żołnierze mongolscy". "Bałyśmy się. Szybko znaleźli jedną z moich koleżanek, młodą i śliczną dziewczynę. Rzucili ja na duży stół w jednej z sal. Odarto ją z odzieży i przytrzymując rozciągniętą, wielokrotnie...".

Kiedy jest już po wszystkim, Magdalena zabiera półżywą koleżankę i dociera do swojego domu przy ul. Powstańców Warszawskich na Siedlcach. Tam z sąsiadami chroni się w mieszkaniu na parterze. Znowu pojawiają się żołnierze sowieccy. "Wywlekli do innych pomieszczeń i mieszkań w kamienicy wszystkie kobiety, które uznali za nadające się do zgwałcenia. Kładli je na stołach albo na łóżkach i ustawiali się do nich w kolejce". Własną traumę opisuje jednym zdaniem, nie wnikając w szczegóły: "Los zgwałconych nie ominął mnie i mojej siostry".

Dalej pisze: "Takie zdarzenia powtarzały się niemal każdego dnia". Później Magdalena ucieka z kamienicy na Siedlcach i przedostaje się do jakiejś "starej chałupy". "Przyszło ich z siedmiu i chcieli też brać moją ponadsześćdziesięcioletnią i schorowaną matkę. Wtedy ja ją zasłoniłam, mówiąc: bierzcie mnie. Błagałam, żeby jej nie ruszali. Ostatecznie, z łaski, zgodzili się."

Ingeborg Schuster swoją traumę przeżywała we Wrzeszczu: "Do piwnicy przyszło wielu Rosjan. Zabrano kobiety. Frau, komm. Jak często miałyśmy to jeszcze usłyszeć. (…) Potem pędzono nas do lasu. Tłumy ludzi poruszały się w kierunku pomnika Gutenberga. Siedzieliśmy w lesie pod strażą żołnierzy, którzy chodzili wokół nas. Z doliny dochodziły do nas strzały i krzyki. (…) Tak siedzieliśmy do świtu. Później pędzono nas z powrotem w dół, leżało tam wiele zabitych, zgwałconych kobiet".
Za każdym razem Ingeborg była chroniona przez ciotkę, która "w zamian" oddawała swoje ciało.
Eugenia Meirowska: "Chodząc, a później przejeżdżając przez Gdańsk, widziałam nie raz leżące na poboczach Alei Lipowej, odarte z odzieży, zgwałcone i martwe już kobiety. (...) Zapamiętałam też płaczące i rozpaczające dzieci, stały koło studni niedaleko basenu Politechniki. Mówiono, że rzuciły się do niej ich matki, które nie mogły znieść dokonanych na nich gwałtów".
Podobnych wspomnień napisanych przez Niemki są już setki.

Dali się oszukać, nic więcej

Niemieckie kobiety, które przeżyły 1945 rok, milczały przez dziesiątki lat. Trwały w zbiorowej traumie, we wstydzie, który stał się udziałem całego pokolenia.

Wspomnienie przemocy było głównie doświadczeniem wschodnioniemieckim.
"Zjednoczenie Niemiec i przeniesienie stolicy do Berlina spowodowało dowartościowanie pamięci wschodnioniemieckiej i konieczność wypracowania wspólnej formuły pamięci historycznej, uwzględniającej zarówno zachodnie doświadczenie wyzwolenia, jak i wschodnie doświadczenie przemocy" - pisze historyk Bernard Wiaderny.

Lata dziewięćdziesiąte i dwutysięczne to okres, w którym Niemcy, którzy wcześniej już wielokrotnie dokonywali prób rozliczenia z przeszłością swoich ojców i dziadków, nagle dowiadują się o przeszłości swoich matek i babć.
Z czasem głos niemieckich ofiar gwałtów i przemocy staje się jednym z równouprawnionych we współczesnym niemieckim dyskursie na temat drugiej wojny światowej.

Innym wątkiem tego dyskursu jest zakres odpowiedzialności Niemców. W 1985 roku, przy okazji 40. rocznicy zakończenia wojny, ówczesny prezydent RFN Richard von Weizsäcker wygłosił mowę, która się odbiła głośnym echem nie tylko w Niemczech. Główna teza była taka, że 8 maja 1945 roku Niemcy doświadczyły "wyzwolenia" od "nieludzkiego systemu". Weizsäcker stwierdził m.in., że tzw. normalni Niemcy służyli jedynie "nieludzkim celom zbrodniczego kierownictwa". Te słowa zostały odebrane przez samych Niemców jako odciążenie moralne większości narodu. Jak mówił Weizsäcker: wykonanie zbrodni hitlerowskich znajdowało się "w rękach niewielu". Jednak "zbyt wielu próbowało nie przyjąć do wiadomości, co się wydarzyło" i starało się "uśpić własne sumienie".

Przemówienie prezydenta RFN (który, co należy podkreślić, zawsze był przeciwny niemieckiemu rewizjonizmowi) zostało uznane za przełomowe. Zdjęło tabu z historycznej pamięci Niemców. I otworzyło drogę do publicznej dyskusji na temat drugiej wojny światowej.

Tak rodził się nowy sposób myślenia części Niemców o własnej odpowiedzialności: winą przeciętnego Niemca był grzech zaniechania, kiedy się rodził i szalał nazizm, nie zaś grzech samej zbrodni, której nazizm się dopuszczał. To zasadnicza różnica. W tym kontekście kara, jaka spotkała np. mieszkańców Prus Wschodnich i Gdańska, jest niewspółmierna do winy. Zagłosowali na NSDAP? Tak, bo dali się oszukać.

Z czasem Niemcy, którzy przez dziesięciolecia uważani byli za największych zbrodniarzy w historii Europy, przemienili się ze sprawców w ofiary. Podwójne ofiary - własnych rodaków - nazistów, i rosyjskich oswobodzicieli - najeźdźców.

Jedwabie i głód

Postawienie Niemców w roli ofiar jest nie do przyjęcia dla rosyjskich weteranów wojny ojczyźnianej.
"Dumni jesteśmy z tego, że dotarliśmy do legowiska bestii. Zemścimy się, zemścimy za wszystkie nasze cierpienia. (…) Hitler ograbił całą Europę, żeby zadowolić swych krwawych Fryców. Zabrali bydło z najlepszych gospodarstw Europy. Ich owce to najlepsze rosyjskie merynosy, a sklepy wypełniają towary ze wszystkich sklepów i fabryk Europy" - pisał w liście czerwonoarmista. Jasne jest, że człowiek ten winą za cierpienia własnej rodziny równo obarczał wszystkich, którzy czerpali korzyści z niemieckiego dobrobytu. Nie wahał się więc wymierzyć im kary.

"Jest całkowicie jasne, że jeśli nie wystraszymy ich porządnie teraz, to nie uda się uniknąć wojny w przyszłości" - pisał inny żołnierz armii Stalina.

Zepsute Frauen przyoblekały się w jedwabie, kupowane za zrabowane w Europie pieniądze, podczas gdy rosyjskie dzieci cierpiały głód - taki płynął przekaz i taka była powszechna świadomość żołnierzy Armii Czerwonej. Kara była sprawiedliwa, a zemsta stanowiła obowiązek.

Po obu stronach

Jest więc w publicznym dyskursie niemiecka opowieść o "dobrych Niemcach", której efektem są "nazistowskie" (już nie niemieckie) obozy zagłady albo produkty masowej kultury, takie jak serial "Nasze matki, nasi ojcowie".

O ile niemiecka świadomość ewoluuje w stronę warunkowania odpowiedzialności, o tyle rosyjska zdaje się trwać nieruchomo, w miejscu, w którym stalinowska władza zatrzymała ją w 1945 roku. Wojna ojczyźniana kosztowała naród rosyjski tak wiele cierpień (zadawanych niemiecką ręką), że musi pozostać świętością, na której nie ma prawa znaleźć się jakakolwiek skaza.
Obydwu opowieści - niemieckiej i rosyjskiej, nie da się połączyć w jakąkolwiek całość.

A polska opowieść? Fakty są takie (o czym rzadko się wspomina), że Polacy w 1945 roku stanęli po obu stronach: niektórzy brali udział w gwałtach u boku radzieckich sojuszników, natomiast części Polek (gdańszczanek, Ślązaczek, Kaszubek, pracownic przymusowych) przyszło podzielić tragiczny los kobiet niemieckich.

I może właśnie dlatego "wersja polska", jeśliby kiedyś powstała, mogłaby być najbliższa prawdy.
Jednak gdański historyk, prof. Piotr Niwiński, nie jest optymistą w tej mierze:

- Różnice w postrzeganiu historii w tym przypadku są dla mnie oczywiste i zrozumiałe. Zarówno Rosja, jak i Niemcy prowadzą swoją politykę historyczną. O tym, co się działo na ziemiach polskich w 1945 roku, powinniśmy rozmawiać. Polska powinna wypracować swoje stanowisko na ten temat. Jednak obawiam się, że gdyby nawet taka inicjatywa się pojawiła, to i tak polski punkt widzenia na ten problem nie zostanie wypracowany. Właśnie z tego względu że Polska, w odróżnieniu od Rosji i Niemiec, nie realizuje żadnej polityki historycznej.

Korzystałem m.in. z: Maciej Żakiewicz, "Gdańsk 1945. Kronika wojennej burzy", Antony Beevor, "Berlin 1945. Upadek", Norman Davies, "Europa walczy, 1939- 1945". Catherine Merridale, "Wojna Iwana. Armia Czerwona 19391945". Praca zbiorowa "Od wojny do wolności. Wybuch i konsekwencje II wojny światowej 1939 -1989".

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki