Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legendy nie z tej ziemi: Psychodeliczny sen Starego Jürgena [OPOWIADANIE]

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Stary Jürgen zdał sobie sprawę, że jego życie było podróżą bez celu, że liczyła się w nim tylko droga. I że właśnie dopłynął do horyzontu, za którym nie będzie już żadnego portu...
Stary Jürgen zdał sobie sprawę, że jego życie było podróżą bez celu, że liczyła się w nim tylko droga. I że właśnie dopłynął do horyzontu, za którym nie będzie już żadnego portu... AI
Nie zauważył nawet, kiedy dotarł do swojego baraku. Otworzył na oścież jedyne okno i postawił przed nim fotel. Powietrze na zewnątrz lekko drżało. Drżały światła odległych osiedli i drżały gwiazdy. Miasto oddychało spokojnie i równo, jak dziecko pogrążone w głębokim śnie. Z nieba, jak dawniej, sypały się komety - jasne i piękne. I pomyślał, że jeżeli istnieje coś, dla czego warto żyć, to właśnie dla nich.

Stary Jürgen zamknął oczy i poczuł, że zapada się w fotelu, w jego miękkim mroku. Słyszał dzwony, szum morza i wiatr. I coś, czego nie potrafił zidentyfikować - jakieś nawoływanie, czyjeś kroki, coś, co nie było jednak ani dźwiękiem, ani obrazem, ani nawet echem wspomnień… I pomyślał, że to miasto śni swoje sny, a on - wieczny strażnik pamięci - czuwa nad jego tajemnicami. A potem zobaczył Berlin. Alexanderplatz, Bramę Brandenburską, Reichstag, Wyspę Muzeów, Zamek Charlottenburg i Checkpoint Charlie - wszystkie te zaczarowane miejsca, po których kiedyś oprowadzał swoich gości… Te perły, które przepadły jak wszystko.
Odwrócił głowę i usłyszał śmiech swoich kolegów z gimnazjum, tych wszystkich, którzy od dawna byli już tylko cieniami. Stali na brzegu jeziora Müggelsee. Młodzi i piękni, tacy sami, jak ich pamiętał sprzed półwiecza. Teraz jednak widział tylko ich kontury obwiedzione mglistymi liniami. I wtedy zrozumiał, że czas rozpuścił się niczym wosk, z którego kształtu jego żona, w sylwestrowe noce, próbowała odgadnąć przyszłość.

No więc czas nie istniał. Nie istniała także przeszłość. Ani przyszłość. Wszystko było jednością - tu i teraz. Snem i jawą, bielą i czernią. Jednocześnie… Czuł zapach morza - słonawy, przemieszany z mazutem i paliwem płonącego od dwudziestu lat samolotu. To było to morze, na którego dnie mieszkały teraz jego żona i córka.

Fale kołysały go delikatnie, jak matka, kiedy był dzieckiem, a świat wydawał się tak stabilny i bezpieczny… A potem znowu wróciło Müggelsee. I jakieś jachty, kajaki i rowery wodne. I tłumy młodych, takich jak on, krótko ostrzyżonych, strzaskanych słońcem, naiwnych. Ale wtedy, nagle świat stracił kształty i kolory. A po chwili całkiem zniknął. Ale tylko po to, by po ułamku sekundy znowu nabrać dawnej intensywności.

Stary Jürgen pomyślał, że być może zmierzch jest jedynie preludium czegoś, co dopiero nastąpi. I że to, co nazywał śmiercią, to początek kolejnego cyklu, kolejnych narodzin. Więc może jednak jest jeszcze coś po śmierci? Może jutro, po wschodzie słońca, znajdzie nową drogę, nowy cel, nową nadzieję.

I wtedy zobaczył Marcusa i Reimunda. Pijanych jak zwykle. Obaj byli bardzo starzy. Ale żyli… Ciągnęli dziecięcy wózek ze złomem, bólem i samotnością, którymi obdzielali się wzajemnie, bez słów. Byli jak dwie wierzby, splecione niewidzialnymi gałęziami tęsknoty. Albo jak bracia syjamscy, splątani mentalnie na dobre i na złe… Zataczali się pomiędzy wałem melioracyjnym a murem imigranckiej kolonii. Szukali swojego baraku, ale nie mogli trafić. Stary Jürgen krzyknął do nich, lecz go nie usłyszeli.
Marcus i Reimund pochodzili ze Schwarzwaldu, gdzieś spod francuskiej granicy. Kiedy mieli po kilkanaście lat, do ich wsi europejski rząd przesiedlił uchodźców z Afryki. Na początku nie było z nimi kłopotów, ale potem wydarzyło się coś strasznego. Coś, o czym ani Marcus, ani Reimund nie chcieli mówić. Raz tylko któryś z nich wspomniał, że dom z uchodźcami spłonął, i że ojcowie kazali im uciekać. Kiedy po paru miesiącach wrócili, nie było już ani wsi, ani rodziców. Wtedy postanowili wyruszyć w wielki świat. Wybór padł na Polskę, bo ktoś im powiedział, że tam znajdą pracę w porcie.

Ale pracy nie było. Więc zaczęli zbierać złom i tak już zostało. Mieszkali w tej samej kolonii co Stary Jürgen. Żywili się na śmietnikach. Z pojemników w bogatych dzielnicach wyciągali polski chleb, włoskie makarony, tureckie pity, hinduski ryż, węgierskie przyprawy i gruzińskie wino. Czasem trafiały im się tropikalne owoce… Zarobione bitcoiny przelewali na konta starym Niemkom, które nie miały już siły żebrać.

I wydawało się, że nic ich nie jest w stanie złamać. A jednak któregoś dnia coś się w nich zacięło. Pękło… Tak jak to się czasem dzieje z imigrantami. Nagle dopadła ich tęsknica, ten irracjonalny rak duszy, który pożera człowieka myśl po myśli - pożera tak długo, dopóki całkowicie nie pozbawi go chęci do życia. Stary Jürgen znał ten stan. Po śmierci Berty i Helgi myślał tylko o powrocie do Berlina. Wmawiał sobie, że blokowisko, w którym się wychował, tamte brzozowe lasy i jeziora, że przyjaciele, a nawet wrogowie, będą lepsi niż samotność, niż to śmierdzące bogactwem miasto… A jednak nigdy tam nie pojechał, nawet na jeden dzień, bo chyba wiedział, że wszystko bezpowrotnie przepadło.

Tęsknoty nie był w stanie zagłuszyć ani alkohol, ani elektroniczne gadżety, które znosiła mu Andzia. Aby zapomnieć o Bercie, chodził wtedy co wieczór do Chëczy u Kaszëbë, do której parę lat wcześniej zaprowadził go Hans Gruppenbach. Wtedy knajpa należała już do jakichś Szkotów, od których po upadku Unii w Gdańsku aż się roiło. Stary Jürgen, wracając pijany do domu, spotykał w bramach małych, rudych chłopców. Niektórzy z nich ciągnęli go za rękawy i zapewniali, że ich siostry „robią to” najlepiej na świecie… On jednak kochał żonę, której, mimo że nie żyła, nigdy nie zdradził.

Marcus i Reimund nie mieli żon. Po ucieczce ze Schwarzwaldu nie mieli nikogo… Nikogo poza sobą i najtańszą wódką. Kiedyś, gdy Stary Jürgen zapytał ich, czemu tak piją, Marcus odpowiedział mu pytaniem: „Myślisz, że jakaś Polka chciałaby Szwaba za męża? A Niemki, jak tylko dowiadują się, że też jesteśmy Niemcami, odwracają się od nas, jakbyśmy byli trędowaci”. Kilka miesięcy później Stary Jürgen widział ich po raz ostatni. Potem nagle zniknęli. Po prostu zniknęli… I pojawili się dopiero teraz… Ich cienie pełzły po popękanych ścianach baraków niczym złe wspomnienia.

Stary Jürgen pomyślał, że linie czasu coraz bardziej się plączą, że oplatają go jak pajęcza sieć. I że zaraz trafi do świata, w którym nawet cienie rzucają własny cień i gdzie wszystko jest odbiciem rzeczywistości w lustrzanym oku Boga. Czuł, jak przeszłość, teraźniejszość i przyszłość znowu eksplodują, tworząc labirynt, w którym każdy korytarz prowadzi do kolejnej niewiadomej, a każde drzwi skrywają sekrety, które kiedyś będzie zmuszony poznać.

I wtedy ciszę przerwało rytmiczne stukanie. Drzwi otworzyły się na oścież i Stary Jürgen poczuł zimny podmuch wiatru. W progu stanęła jego żona. Trzymała kosz pełen owoców - gruszek, jabłek i śliwek… Berta miała czarne włosy, a na jej twarzy nie było ani jednej zmarszczki. Znowu była piękna i silna, obca i jednocześnie bliska. Stała przed nim nie jako duch, lecz jako młoda kobieta. Jej oczy świeciły tą samą miłością co przed laty.

Stary Jürgen wiedział, że Berta opowie mu zaraz o wnukach i o prawnukach, o Berlinie i o tym wszystkim, o czym dawno zapomniał. Nie pytał, skąd się tutaj wzięła i gdzie była tak długo. Słuchał tylko jej głosu… Ale niczego nie rozumiał.
A potem Berta też zniknęła. I znowu były tylko światła miasta - czerwone i złote rozbłyski migoczące na czarnym niebie, jak sygnały z innego wymiaru… Stary Jürgen zdał sobie sprawę, że jego życie było podróżą bez celu, że liczyła się w nim tylko droga. I że właśnie dopłynął do horyzontu, za którym nie będzie już żadnego portu. Ale widział jeszcze światło, tę nadzieję, że może jutro, może za rok będzie mógł jeszcze raz poczuć blask słońca, wiatr i zapach rodzinnej ziemi, który nawet teraz pamięta… A potem zasnął. I czuł na sobie oko Boga, który obiecał mu, że już zawsze będzie pilnował jego snów.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki