Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kierował się bardzo mocną zasadą niesienia pomocy". Jana Lityńskiego wspominają m.in. Borusewicz, Borowczak i Adamowicz

Rafał Mrowicki
Rafał Mrowicki
Pomorscy politycy i działacze dawnej opozycji w okresie PRL-u wspominają zmarłego w niedzielę Jana Lityńskiego. - Janek był dla mnie guru, nie tylko wówczas, ale pozostał dla mnie wzorem na zawsze - pisze Jerzy Borowczak. - Nigdy nie przedkładał różnic politycznych ponad względy merytoryczne i rozumowe - wspomina Jolanta Banach. - Kierował się bardzo mocną zasadą niesienia pomocy - wspomina Bogdan Borusewicz.

W niedzielę 21.02.2021 w wieku 75 zmarł Jan Lityński - zasłużony działacz opozycji w okresie PRL-u, działacz Komitetu Obrony Robotników oraz Solidarności, były poseł na Sejm, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. Zmarł tragicznie. Razem z żoną i psem spacerował w niedzielę nad Narwią. Gdy pies wpadł do rzeki, poszedł mu z pomocą.

Jana Lityńskiego wspominają gdańscy politycy i dawni opozycjoniści, którzy współpracowali z nim w czasach opozycyjnych oraz po roku 1989.

- Okrutna wiadomość spadła jak grom z jasnego nieba. Nie żyje JANEK LITYŃSKI. Janka poznałem w 1979 roku, jeszcze w czasach przedsierpniowych. Ja działałem w Wolnych Związkach Zawodowych Wybrzeża a Janek Lityński był filarem Komitetu Obrony Robotników. Janek był dla mnie guru, nie tylko wówczas, ale pozostał dla mnie wzorem na zawsze. Żegnaj drogi Janku, będzie mi Ciebie bardzo brakowało - napisał Jerzy Borowczak, poseł Koalicji Obywatelskiej, dawny działacz Solidarności i współorganizator strajku w Sierpniu 80.

- Razem byliśmy w KOR, ale bliżej Go poznałem w redakcji „Robotnika”. Blisko też współpracowaliśmy wtedy, kiedy w stanie wojennym po wyjściu z więzienia Janek ukrył się i działał od 1984 r. w strukturach Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej. Ponieważ miał lekkie pióro, mówiliśmy w TKK: niech Lit napisze oświadczenie. Ciągle miał nowe pomysły, o których z nim wielokrotnie rozmawiałem przez wiele godzin. Dyskutowaliśmy o przeszłości, dniu dzisiejszym i przyszłości. Kierował się bardzo mocną zasadą niesienia pomocy. Jego śmierć jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem, wstrząsnęła mną - napisał Bogdan Borusewicz, wicemarszałek Senatu z Koalicji Obywatelskiej, działacz Komitetu Obrony Robotników oraz współorganizator strajku w Stoczni Gdańskiej w Sierpniu 80.

- To była piękna, słoneczna niedziela gdy zadzwonił do mnie Bogdan Lis, powiadamiając o śmierci Jana Lityńskiego. Coś strasznego i fatalnego. Zginął w Narwi ratując tonącego psa. Odruch potwierdzający człowieczeństwo i szlachetną postawę działacza opozycji demokratycznej od Marca’ 68, przez KSS KOR, „Solidarność” 1980-81 i podziemie po wprowadzeniu stanu wojennego oraz więzienia PRL W obecnej rzeczywistości walczył o przestrzeganie demokracji, prawa i wolności w Polsce. Świeć Panie nad Jego duszą - napisał poseł Koalicji Obywatelskiej Piotr Adamowicz.

- Jana Lityńskiego poznałam w Komisji Polityki Społecznej i tak przez 8 lat współpracowaliśmy i ostro spierali w tejże. Nigdy nie przedkładał różnic politycznych ponad względy merytoryczne i rozumowe. W 1994 r. sprawozdawałam w Sejmie nowelizację ustawy o kombatantach, z którą Jan Lityński się nie zgadzał. Któryś z posłów Unii Wolności wskazał na zmianę konkretnego przepisu, która w jego ocenie tak była zredagowana, aby w rzeczywistości utrzymać świadczenie dla kombatantów stosujących represje w okresie powojennym. To nie była prawda. Szczegółowo tłumaczyłam z trybuny sejmowej. I wtedy głośno, publicznie Jan Lityński podzielił tok mojego rozumowania. Wyobrażacie sobie dzisiaj taką sytuację i takich posłów? - wspomina Jolanta Banach, była posłanka na Sejm i pełnomocniczka rządu ds. rodziny i kobiet.

- Poznałem bliżej Janka gdy powstawała Unia Demokratyczna w 1990 r. Od tego czasu gdy się spotykaliśmy zawsze przy rozmowie zgadzaliśmy się, że najlepszym projektem politycznym odradzającej się niepodległej Polski była Unia Demokratyczna. Bo nie było w niej wodzów, nie było przewodniej ideologii, bo najważniejszy dla partii i jej członków był człowiek, a my cieszyliśmy się z naszej różnorodności i wewnątrzpartyjnej demokracji. Dzielił się ze mną swoją wiedzą o opozycji przedsierpniowej. Opowiadał o tym jak powstały w Gdańsku Wolne Związki Zawodowe, że Krzysiek Wyszkowski jeździł do niego do Warszawy, że pisał mu oświadczenia bo on nic nawet na brudno nie przygotował. Wyszkowski zaś opowiadał mi, że to on wszystko sam zorganizował i napisał komunikat o postaniu WZZ. Mając dwie sprzeczne wersje wydarzenia, przy którym nie było innych osób i nie można było ich zweryfikować, musiałem z tego wybrnąć. Janek uznał, że choć nie napisałem dokładnie tak, jak on zapamiętał, to może być. Podobnie napisał o mojej książce Wyszkowski w Internecie. Nie było to łatwe zadanie tak opisać historyczne wydarzenia, by odpowiadały prawdzie uwzględniając jednocześnie sprzeczne relacje - wspomina były opozycjonista Leszek Biernacki.


- Puławska 10, brama nieomal na rogu Puławskiej i Rakowieckiej. Tu w mieszkaniu 35 mieszkał kiedyś Melchior Wańkowicz. A potem, w latach 1976–1979, jego wnuczka Anna Erdman z mężem Tadkiem Walendowskim prowadzili opozycyjny salon literacki. Ania miała obywatelstwo amerykańskie, więc ubecja do mieszkania nie wchodziła. Była to więc enklawa wolności w zniewolonej Warszawie. Gorące spory, kłęby dymu tytoniowego. Ludzie siedzący z braku miejsc na dywanie. Kiedy bohaterami spotkania byli koledzy z Ruchu Młodej Polski – Olek Hall, Aram Rybicki i Jacek Bartyzel – gorąca dyskusja musiała wybuchnąć, jako że oni młodzi narodowcy, a większość publiczności to przedstawiciele tak zwanej laicy, czyli lewicy laickiej. Najbardziej zacietrzewiał się Janek Lityński. Podskakiwał siedząc na dywanie i domagał się od Olka odpowiedzi na pytanie zasadnicze; „Olek czy wy, jako młodzi endecy bierzecie na siebie grzech antysemityzmu Dmowskiego?”. Olek kluczył, więc Janek użył argumentu ostatecznego; „Ale powiedz Olek, bierzecie to na siebie, czy nie. Bo ja, jako człowiek lewicy biorę na siebie zbrodnie okresu stalinowskiego”.
Po tym Janka intymnym wyznaniu wszyscy zaniemówili. Tylko siedzący obok mnie Janusz Szpotański nachylił się i scenicznym szeptem rzucił; „No tak, Lit bierze na siebie zbrodnie Soso. Pewnie dlatego jest taki mały” - wspomina Antoni Pawlak, działacz opozycji w PRL-u, dziennikarz, poeta, były rzecznik prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.


- Do mojego małego fiata wsiadł mały koleś. Gość, który jako jeden z wybrańców w fiacie 126p nie miał kolan pod brodą. No, ale Janek Lityński miał może z 160 wzrostu (chyba mniej) i ważył z 55 kilo (nie więcej). Ale do mojego auta wsiadł koleś niby mały ale jednak olbrzym. Człowiek - legenda. Facet, który uciekł bezpiece i milicji. [...] Mój mały fiat był „podrasowany”. Grzałem nawet 110 i raptem po 5,5 godziny odstawiłem Janka na plac Wilsona. Jacek Kuroń już na niego czekał. W kilka miesięcy potem opuściłem Polskę. Następny raz uścisnąłem Jankowi dłoń w 2003 albo 2004 roku - wspomina Michał Wojciechowicz, działacz Ruchu Młodej Polski oraz jeden z najmłodszych więźniów politycznych.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki