Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hybrydowy 5.5 Gdańsk Maraton zwiastuje powrót do biegania w zawodach sportowych w normalnej formie ZDJĘCIA

OPRAC.:
Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Maraton w Gdańsku w 2021 roku miał wyjątkową formę. Z królewskim dystansem zmierzyło się mimo to prawie 600 osób
Maraton w Gdańsku w 2021 roku miał wyjątkową formę. Z królewskim dystansem zmierzyło się mimo to prawie 600 osób Gdański Ośrodek Sportu
Gdański Ośrodek Sportu zaproponował biegaczom w 2021 roku nietypową formę zawodów maratońskich. Zawodów skrojonych na miarę pandemicznych możliwości. 5.5 Gdańsk Maraton rozgrywany był w postaci hybrydowej. Na trasie liczącej ponad 42 km postanowiło zmierzyć się prawie 600 osób. To zapowiedź normalności, która - miejmy nadzieję - jest już tuż tuż. Tradycyjny maraton w Gdańsku rozegrany zostać ma w 2022 roku.

Gdańsk Maraton 5.5 hybrydowa rywalizacja

W przypadku 5.5 Gdańsk Maratonu do wyboru był bieg wirtualny lub hybrydowy. Uczestnicy nie podlegali klasyfikacji, nie byli też nagradzani za najlepszy czas. Za to osoby, które ukończyły maraton w dniach 21-23 maja otrzymywały na mecie medal, pamiątkową bawełnianą koszulkę finiszera oraz recovery bag, czyli bawełnianą torbę zawierającą wodę, izotonik, banana i jabłko. Przebiegnięty dystans weryfikowany był na podstawie zrzutu ekranu z aplikacji lub urządzeń monitorujących trasę, czas i przebytą odległość.

- Mój trzeci maraton, trzeci maraton w Gdańsku z rekordem życiowym 3:27 z „kawałkiem”. Jestem bardzo zadowolony. Wystartowałem o 6.02. O tej porze biegam, trenuję zazwyczaj przed pracą, więc to dla mnie normalna pora, dodatkowo chciałem uniknąć tłumów na alejkach, stania na światłach, a dodatkowo prognozy pogody były korzystne. Trasa była zaplanowana już wcześniej: do falochronu, potem do granicy Sopotu z Gdynią, potem jeszcze raz na falochron, jeszcze raz na granicę i z powrotem na metę. Miałem plecaczek, jedzenie i picie, więc wszystko przygotowane. Biegłem z bratem, który jednak został trochę z tyłu około 30 kilometra. Czekam na niego, zaraz powinien kończyć, bo się odłączył (rzeczywiście, młodszy o 4 lata brat Jakub finiszował kilka minut później). Więc biegliśmy we dwójkę, ale brakowało trochę wsparcia kibiców, chociaż mijałem ludzi w czerwonych strojach i innych uczestników, którzy dopingowali i to było fajne – podsumował swoje osiągnięcie Filip Kisieliński.

Trasa nie była konkretnie wytyczona. Każdy startujący mógł pokonać dystans według własnego uznania. Uczestnicy posiadający numery startowe, mogli skorzystać z punktów odżywczych umiejscowionych w kilku punktach miasta: przy Ergo Arenie, Operze Bałtyckiej, stadionie na Letnicy, Targu Węglowym oraz hali Olivia. W tych punktach mieli do dyspozycji wodę, napoje izotoniczne, banany, można też było skorzystać z sanitariatów.

- Forma jest! Nie są to może takie miesięczne, wybiegane dystanse, jak jeszcze rok temu, ale brak zawodów w tym okresie wpłynął na mniejszą motywację, żeby „trzepać” te kilometry. Biegniemy na 4:30, trasa jest piękna, biegniemy przy plaży, trochę w lesie, trochę mostów i wiaduktów z przepięknymi widokami miniemy, oczywiście będziemy też opowiadały naszej grupie o naszym pięknym Gdańsku. Tempo na kilometr to około 6:23, chociaż na Jana Pawła, na Przymorzy czy w Oliwie będzie trochę przejść dla pieszych, potencjalnych czerwonych świateł. Planujemy, że gdy będziemy widziały czerwone światło, troszkę zwolnimy, a widząc zielone – przyspieszymy, żeby jak najmniej się zatrzymywać. Jest to utrudnienie, ale i duże wyzwanie dla biegaczy, czy dadzą radę. Będą musieli nam zaufać, bo będziemy biec wspólnie od samego początku i będą na nas liczyć, że doprowadzimy ich do mety w założonym czasie, atakując rekordy życiowe. Jesteśmy lekarzami, psychologami, a na trasie też kolegami i dobrymi duszami. Cieszymy się, że możemy tu być wszyscy wspólnie i spędzić fajnie czas. No i w grupie biegnie się raźniej, jeśli chodzi o długie dystanse, to lepiej biec w towarzystwie, bo samemu to się strasznie dłuży. Co innego krótkie biegi – opowiadały przed startem Ewa Kulczyk i Agnieszka Tomaszewska.

Na identycznych zasadach, w tym samym miejscu Gdański Ośrodek Sportu umożliwił wystartowanie w tradycyjnie towarzyszących Gdańsk Maratonowi imprezach: Biegu na Piątkę oraz Sztafecie Maratońskiej. Łączny dystans przebiegnięty przez członków sztafety musiał być równy co najmniej maratońskiemu, bez konkretnego podziału odległości do pokonania dla poszczególnych biegaczy.
Dla niektórych, była to też okazja do poznania nowych miejsc.

- Wiedziałam, że jak pobiegnę na wybrany dystans z pacemakerem, to będę mogła zwiedzić Gdańsk, bo nie jestem stąd. Więc nie było obaw, że się gdzieś zgubię. Pogoda była fantastyczna, dodatkowo nasz pacemaker opowiadał nam o wszystkich rzeczach, które widzieliśmy po drodze, więc to było takie prawdziwe bieganie ze zwiedzaniem Gdańska. Przecudownie, za rok na pewno przyjadę tu na maraton, oby już w normalnych warunkach. W grupie zawsze się biegnie łatwiej. Samemu pewnie by miał myśli: biec, a może już wrócić? Grupa motywuje, poza tym wiedziałam, że gdyby Darek (Kokociński, pacemaker na czas 4 godziny – przyp.), się odłączył, to bym nie wróciła, bo nie wiedziałabym, gdzie jestem (śmiech). Dlatego musiałam się go trzymać, żeby wrócić do mety. Cieszę się, że ta impreza się odbyła, ja jestem ze Śląska, dwa lata temu wystartowałam tu pierwszy raz podczas Gdańsk Maratonu i obiecałam sobie, że będę tu wracać co rok, bo bieg jest świetnie zorganizowany, a trasa jest przepiękna. Dlatego ucieszyłam się, gdy okazało się, że impreza się odbędzie w formule hybrydowej, pomyślałam, że to świetna okazja - mówiła na mecie Daria Niewiadomska.

O tym, jak wyglądało prowadzenie takiej grupy, opowiedział Dariusz Kokociński, jeden z pacemakerów, którzy wspierali na trasie zawodników w osiągnięciu ich celów: - Czas jest bardziej męczący niż sam bieg, niż dystans, bo można by było pokonać więcej kilometrów. Oczywiście pacemaker musi być przygotowany, to są lata treningów. Poza tym opowiadaniem różnych anegdot dotyczących dawnych biegów i mijanych miejsc, odwraca się uwagę biegnących od zmęczenia, powoduje, że te kilometry mijają szybciej. Potem zawsze jest zdziwienie: „o, już 15 kilometrów”, „ooooo, już 30!”, nie wiadomo kiedy, ale nagle grupa zbliża się do mety. Dziś w mojej grupie było sporo osób z południa Polski: Katowice, Sosnowiec, więc wszystkie informacje dotyczące mijanych miejsc były dla nich bardzo interesujące.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki