GOM, prowadzony przez Pawła Adamowicza, był jedynym oferentem w konkursie na prowadzenie elektronicznego sekretariatu Związku Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Nic więc dziwnego, że go wygrał.
Oficjalna decyzja w tej sprawie nie zapadła w ostatni piątek, tak jak wcześniej zapowiadali gdańscy urzędnicy, a w poniedziałek - tuż po wyborach prezydenckich, gdy nie mogła już zaszkodzić wizerunkowo Adamowiczowi. A to Adamowicz, na podstawie oceny komisji, ją podjął. "Decyzja prezydenta jest ostateczna i nie przysługuje od niej odwołanie"- czytamy w warunkach konkursu.
Przedstawiciele biura GOM 1 grudnia podpisali już z miastem umowę w tej sprawie. Oburzenia z powodu przyklepania oferty złożonej w konkursie przez GOM nie kryje Tomasz Dziemianczuk, członek czteroosobowej komisji konkursowej, która ją oceniała.
- Wniosek GOM otrzymał 39 punktów na 100 możliwych i, niestety, dostał rekomendację komisji, z jednym głosem sprzeciwu i jednym wstrzymującym się. Za przyjęciem wniosku głosowały dwie osoby. Niska ocena punktowa wynikała z braku uszczegółowienia oferty i budżetu. Ta oferta była bardzo ogólnikowa, nie można z niej było wyczytać, co precyzyjnie będzie robione - wskazuje Tomasz Dziemianczuk. - Osobiście głosowałem przeciwko udzieleniu rekomendacji. Gdyby taka oferta była napisana przez jakąkolwiek inną organizację pozarządową, nie dostałaby dofinansowania. W ten sposób wyraziłem też swój sprzeciw wobec nierównego traktowania organizacji pozarządowych w Gdańsku, jak również instrumentalnego traktowania komisji konkursowej.
Michał Glaser, dyrektor biura GOM, nie zgadza się z tymi zarzutami.
- GOM już wcześniej z sukcesem ubiegał się o dofinansowanie unijne, zdobywając w konkursach 14 milionów złotych. Doświadczenie podpowiadało nam więc, by budżet opisywać w taki sposób - mówi Glaser.
Czy to realne, by GOM w ciągu miesiąca spożytkował blisko 700 tys. zł zgodnie z przeznaczeniem?
- Nigdy wcześniej nie mieliśmy takiego wyzwania, ale wierzę, że uda nam się optymalnie wykorzystać sieć kontaktów, wcześniej nawiązanych rozmów i dotychczas przeprowadzonych badań, tak by zrealizować zadeklarowane zadania w całości. Gdy się nie uda, będziemy musieli zwrócić pieniądze miastu, a miasto - oddać je ministerstwu - podkreśla Glaser.
Konkurs od początku wzbudzał kontrowersje. Czy postępowanie robione było pod jednego oferenta? - WIĘCEJ na ten temat przeczytasz w czwartkowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" z 4.12.2014 r. albo w e-wydaniu gazety
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?