Najnowsze informacje z województwa
Po raz pierwszy spotkałam Panią przy pacjentach z, mówiąc potocznie, „sztucznym sercem”. Jednym z nich był pan Jerzy, pacjent Kliniki Kardiochirurgii wyposażony w taką implantowaną pompę oczekiwał na dawcę i transplantację serca. Dziś jest już po przeszczepie...
Pierwszy taki zabieg wszczepienia implantowanej pompy przeprowadził prof. Piotr Siondalski ponad sześć lat temu. Dobrze to pamiętam, bo akurat wtedy w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym rozpoczynałam pracę jako psycholog i trafiłam do Kliniki Kardiochirurgii. Od tamtej pory zajmowałam się tutaj kilkunastoma pacjentami z wszczepionym tego typu urządzeniem. Nadal opiekuję się głównie pacjentami w Klinice Kardiochirurgi, nie tylko tymi którzy mają pompę, czyli są na mechanicznym wspomaganiu krążenia, ale również oczekującymi na wymianę zastawki aortalnej, zastawki mitralnej, na operację by-passów, po przeszczepie serca oraz - od niedawna - przed przeszczepem i po przeszczepie płuc.
Od czasu, gdy ponad dwa lata temu w naszym szpitalu powstał Samodzielny Zespół Psychologów zarówno ja, jak i każdy z 33 psychologów zatrudnionych w UCK, konsultuje również pacjentów na każdym innym oddziale, na którym w danym momencie jest potrzebny. Teraz, w czasie pandemii, wsparcia psychologa potrzebuje coraz więcej pacjentów.
Czy doświadczyła pani sytuacji, że pacjent, którym się pani opiekowała na oddziale umarł?
Tak. Kilka dni temu. To był pacjent po transplantacji serca. Z obniżoną odpornością po lekach immunosupresyjnych, czyli zapobiegających odrzuceniu przeszczepu. Zmarł z powodu zapalenia płuc spowodowanego zakażeniem SARS-CoV-2. Infekcja dla takich pacjentów jest śmiertelnie niebezpieczna.
Covid dotarł na kardiochirurgię?
Był na kardiochirurgii, na kardiologii, ja też byłam nim zakażona. Mimo nadzwyczajnych środków ostrożności i drakońskiego reżimu sanitarnego wdrożonego przez zarząd szpitala koronawirus był już chyba w większości klinik. Teraz sytuacja w szpitalu jest dość stabilna. Wprowadziliśmy jeszcze więcej restrykcji. Nawet w sytuacji przekazania pacjenta z innej kliniki w tym samym szpitalu, i tak prosimy o wynik świeżego wymazu, jeżeli dotychczasowy jest już „przeterminowany”. Boimy się o naszych chorych. Oni w dobie pandemii potrzebują poczucia bezpieczeństwa, a my staramy się im to zapewnić. Dlatego również w UCK powstają oddziały covidowe.
Znajdują się one w oddzielnym budynku, w miejscu, gdzie jeszcze dwa lata temu, przed przeprowadzką do nowej części szpitala mieściła się właśnie Klinika Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej, a następnie Klinika Neurologii. Potrzeby w tym zakresie są ogromne.
Kiedy pierwszy raz weszła Pani na oddział covid?
Dokładnie w ubiegły piątek, bo oddział funkcjonuje dopiero od około dwóch tygodni. Do tej pory naszą wiedzę z zakresu psychologii wykorzystywaliśmy przede wszystkim dla naszych pacjentów. W dobie pandemii, oprócz personelu naszego szpitala, od lekarzy poczynając na pracownikach administracji kończąc, naszego szczególnego wsparcia potrzebują także rodziny chorych. Na oddziale covid leżą chorzy w różnym stanie, część z nich w bardzo ciężkim, część w stabilnym wymagającym jedynie tlenoterapii. Jest też grupa pacjentów, którzy są pod tlenem, ale bez problemu mogą kontaktować się z rodziną przez telefon komórkowy.
Ale odwiedzin tam nie ma?
Wstęp na oddział covid jest zabroniony. Żeby tam wejść, trzeba zastosować wszelkie środki ochrony osobistej, są to środki naprawdę restrykcyjne. Każdy członek personelu musi być ubrany w ochronny kombinezon, maseczkę z filtrem FFP, przyłbicę itd. Niestety, rodziny nie możemy tam wpuścić. Właśnie w piątek, w ubiegłym tygodniu pani pielęgniarka oddziałowa z tego oddziału powiadomiła nas, że potrzebna jest pomoc psychologa. Szykowałam się już do wyjścia, kiedy otrzymałam telefon od koordynatorki naszego zespołu, rzuciłam więc wszystko i pobiegłam. Przed drzwiami na oddział spotkałam rodzinę jednego z chorych, która wręcz błagała, by pozwolono jej wejść, choć na chwilę. Przyjechali do Gdańska z południa Polski, by odwiedzić groby. Mężczyzna nagle zachorował, wynik wymazu okazał się dodatni i trafił do naszego szpitala.
Bliscy wiedzieli, że jest z nim źle?
Zdawali sobie sprawę, że jego życie jest zagrożone, a tylu ważnych rzeczy nie zdążyli mu jeszcze powiedzieć... Żona płakała, syn był zdruzgotany. W takich chwilach nawet my, psychologowie, nie jesteśmy w stanie uśmierzyć bólu, który przeżywają bliscy chorego. Jedyne, co możemy zrobić, to znaleźć sposób na to, by umożliwić rodzinie chociaż namiastkę bliskości z chorym. O ile rodzina kieruje się emocjami, my musimy być głosem rozsądku. Nie możemy ryzykować, że oni również zakażą się koronawirusem. Byłam więc tym głosem rozsądku, aczkolwiek czułam pewien dyskomfort, ponieważ wiedziałam, że nie jestem w stanie zrobić dla tych ludzi nic więcej, oprócz tego, że jestem z nimi i staram się ich wspierać ze wszystkich sił.
W którymś momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł, spontanicznie wyciągnęłam kartkę papieru i długopis i poprosiłam rodzinę pacjenta o napisanie listu, który zobowiązałam się przekazać choremu. Niezależnie od jego stanu. Gdyby był w słabszej formie, list możemy równie dobrze przeczytać mu na głos. Równie spontanicznie zareagowała rodzina. Żona natychmiast zaczęła pisać. List był już na całą stronę, gdy na drugiej zaczął pisać syn.
Byłam ogromnie poruszona, gdy obserwowałam tę scenę. Panie pielęgniarki od razu zadeklarowały, że przeczytają list choremu. Wzruszeni byli wszyscy - ja, personel pielęgniarski, a kiedy usłyszał o tym ordynator oddziału prof. Krzysztof Kuziemski przyznał, że również miał łzy w oczach. Dla nas, jako dla personelu medycznego, takie chwile też są ogromnie trudne, bo nie jesteśmy emocjonalnie przygotowani na ten ogrom ludzkiego cierpienia.
My nie mówimy tylko o pacjentach, którzy mogą być w ciężkim stanie, ale i o pewnego rodzaju samotności zarówno pacjentów, jak i ich rodzin i to jest właśnie to, co może nas przytłaczać. List po przeczytaniu musiał być zutylizowany. Najważniejsze, że chory usłyszał, że ktoś go kocha, że czeka, że jest blisko i wierzy, że znajdzie siły, by dalej walczyć.
Te słowa pomogły?
Mężczyzna został przeniesiony potem na oddział intensywnej terapii, pod respirator i… na przekór złemu rokowaniu, żyje. Lekarze walczą o niego zaciekle. Chcę troszeczkę wierzyć w to, że ten list od rodziny przeczytany przez panie pielęgniarki dodał temu panu siły do walki z zakażeniem. Dopóki nie utworzono w UCK oddziału covid, wiele czytałam o tym, że ludzi chorujących na koronawirusa najbardziej przeraża samotność. Szczególnie osoby starsze mniej boją się koronawirusa niż umierania w samotności, z dala od bliskich. Rodziny chorych często niepokoją się, że ich bliski jest tam sam, pytają, czy ma się do kogoś odezwać... Czują ogromną bezradność w związku z brakiem możliwości spotkania.
Są zdruzgotani tym, że nie mogą osobiście udzielić wsparcia tym, których kochają najmocniej. Przeraża ich wizja samotności odczuwanej przez najbliższych w trakcie hospitalizacji.
O co proszą chorzy na covid?
O powrót do zdrowia. To najważniejsze. Nasze wsparcie - jako psychologów - jest dla tych chorych bardzo istotne. Jednak obecność rodziny jest czymś nieocenionym, wspomagającym proces zdrowienia. Wiedząc, że nie możemy zaspokoić tej podstawowej potrzeby naszych pacjentów i ich rodzin - potrzeby bliskości, musieliśmy, jako Samodzielny Zespół Psychologów, znaleźć sposób na to, by dać im chociaż jej namiastkę. Tym sposobem okazał się właśnie list.
Oczywiście, list nie zastąpi osoby bliskiej przy łóżku pacjenta. Nie potrzyma za rękę, nie przytuli. Jest jednak świadectwem na to, że ktoś jest blisko. Ktoś, kto na nas czeka, kocha i martwi się. A to daje nam siłę i poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli dzieli nas szyba z napisem „ODDZIAŁ COVID - WSTĘP WZBRONIONY”.
Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!
Grupę krwi u człowieka można zmienić, to przełom!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?