Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Niezwykła terapia w UCK. Lekarze najpierw zmrozili pacjenta, potem go ogrzali

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Dr Rafał Gałązka z pacjentem - Krzysztofem Kończalem
Dr Rafał Gałązka z pacjentem - Krzysztofem Kończalem Przemek Świderski
Aż trudno uwierzyć, że młody gdańszczanin, którego serce kilkanaście dni temu przestało na chwilę bić, wrócił do świata żywych, kojarzy i rozmawia normalnie, a w perspektywie ma kolejnych 40 lat życia i to w dobrym zdrowiu. Po części zawdzięcza to szczęściu, a w dużej mierze zaś lekarzom z Klinicznego Centrum Kardiologii w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym, którzy wpierw go "zmrozili", a potem "ogrzali".

Po dwóch dobach spędzonych na oddziale intensywnej terapii pacjent został przeniesiony na normalny oddział. Dr Rafał Gałązka, koordynator oddziału I, przyznaje, że sam jest pod wrażeniem.
- Pacjent jest przytomny, z pełnym kontaktem, wykonujemy mu jeszcze dodatkowe badania, by móc go bezpiecznie wypuścić do domu - informuje dr Gałązka.

A sam pacjent? Uśmiecha się od ucha do ucha i wciąż nie może uwierzyć, że to wszystko właśnie jemu się przydarzyło.
- Sprzątałem właśnie balkon, wszedłem na moment do pokoju, usiadłem na kanapie i... dalej nic już nie pamiętam - opowiada Krzysztof Kończal, mieszkaniec gdańskiego Chełma.

Na szczęście, kiedy stracił przytomność, jego córka Kinga była właśnie w pobliżu i że ma wspaniałych sąsiadów, którzy natychmiast wezwali pogotowie i zaczęli go reanimować.

W opinii prof. Grzegorza Raczaka, znanego gdańskiego kardiologa, ta - nawet nie do końca profesjonalna - reanimacja uratowała panu Krzysztofowi życie i uchroniła jego mózg przed zabójczym niedotlenieniem.

Po defibrylacji przeprowadzonej już przez załogę karetki pogotowia udało się przywrócić pacjentowi rytm zatokowy serca. Mężczyzna trafił do UCK, gdzie kardiolodzy natychmiast zdecydowali - "schładzamy" chorego. Fachowo nazywa się to hipotermią terapeutyczną.

Metoda ta stosowana na świecie u pacjentów po zatrzymaniu krążenia. Za pomocą specjalnych urządzeń lekarze błyskawicznie obniżyli temperaturę ciała pana Krzysztofa do 33 stopni C, co dla ludzkich tkanek jest już terapią "mrożącą".

Następnie utrzymywano go w niej przez 36 godzin. Po upływie tego czasu zaczął się proces ogrzewania organizmu pacjenta do 36,6 st. C z kontrolowaną prędkością 0,2-0,4 stopnia C na godzinę. W trakcie "schładzania" pacjent utrzymywany był w tzw. śpiączce farmakologicznej. Po "ogrzaniu" leki usypiające mu odstawiano.

- Metoda ta zwiększa szanse chorych pozostających po reanimacji w śpiączce na odzyskanie przytomności i powrót do pełnej sprawności intelektualnej - tłumaczą kardiolodzy.

Warunek jest jednak jeden - od momentu zatrzymania krążenia i reanimacji do czasu zastosowania hipotermii nie może upłynąć więcej niż cztery godziny. W przypadku pana Krzysztofa nie minęły nawet dwie.

[email protected]

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/rejsy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki