W opublikowanym w ostatni poniedziałek wywiadzie Jarosława Zalesińskiego wiceprezydent Gdańska Wiesław Bielawski głosi: (zza liter przebija oburzenie) "Proszę zobaczyć, co się dzieje. Pojawiają się pomysły, by tworzyć budżety partycypacyjne na inwestycje lokalne na poziomie 1 proc. budżetu ogólnego, a do tego żeby decydować o inwestycjach w skali całego miasta, również 1 proc.". Ano dzieje się, panie prezydencie, dzieje się…
Chętnie bym popolemizował z oburzeniem wiceprezydenta. Ale nie mam szczególnego powodu. Wiesław Bielawski ogranicza się bowiem, na razie, do komentarza: "Te w sumie 2 proc. to w Gdańsku kwota rzędu pięćdziesięciu kilku milionów zł, pieniędzy rozproszonych na różne cele".
No właśnie - wiceprezydent trafia w sedno: właśnie o to chodzi, żeby wydatki miasta były rozproszone między różne cele. Żeby nie koncentrowały się na kolejnych wielkich budowlach w rodzaju ECS czy Teatru Szekspirowskiego, lecz by trafiły tam, gdzie mieszkają ludzie zwani mieszkańcami, podatnikami albo nawet… obywatelami. Tam, gdzie potrzeb wiceprezydent nie widzi, bo jest za wysoko i za daleko.
Mam przekonanie, że budżet obywatelski, uchwalany w głosowaniu powszechnym przez mieszkańców, stanie się w Gdańsku faktem. Tym bardziej, że pionierskie doświadczenia w tej dziedzinie wykuwane były w Trójmieście: na poziomie miasta w Sopocie, a na poziomie dzielnic - w Dolnym Wrzeszczu. O ile Sopot nie jest najlepszym wzorcem (choć można się uczyć na błędach), o tyle rozwiązania dolnowrzeszczańskie uważane są za najlepsze w Polsce, więc nad procedurami nie będzie trzeba mocno główkować ani w urzędzie, ani na forum Rady Miasta. Radni dzielnicy pewnie chętnie pomogą radnym miejskim i prezydentowi…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?