Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drzewo jest dziełem sztuki, ale i sztuka jest dziełem drzewa. Nie powinno się usuwać jednorazowo aż 30 proc. korony drzewa

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
fot. Renata Dąbrowska
- Nie powinno się usuwać jednorazowo aż 30 proc. korony dowolnego drzewa, chociaż przepisy na to pozwalają, skutki takiego „zabiegu” mogą się okazać dla drzewa opłakane - mówi dr Witold Paweł Burkiewicz, scenograf przestrzeni, profesor Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Barcelonie, specjalista do spraw zieleni zabytkowej, między innymi restaurował ogrody wokół rezydencji królów Hiszpanii, autor unikalnych w Europie projektów krajobrazowych: "Spojrzenie na Gdańsk" oraz "Gdańskie szlaki krajobrazowe z muzyka i sztuką", realizowanych przez miasto Gdańsk.

Niedawno w Gdańsku Oliwie przycięto sędziwe lipy w ramach rutynowych zabiegów pielęgnacyjnych. Niektórzy mieszkańcy są zbulwersowani tymi działaniami. Uważają, że drzewa zostały przycięte zbyt mocno. Co mówi na ten temat prawo?

To dobrze, że są mieszkańcy wyczuleni na sprawy zieleni w mieście. Jednak w tym wypadku to subiektywne odczucie a nie profesjonalna opinia. Odpowiadając na pani pytanie - ustawodawca podaje, że zgodnie z prawem można usunąć do 30 proc. korony drzewa, która rozwinęła się w całym okresie rozwoju rośliny, ale sama pani wie, jak z tym prawem bywało. Jeszcze nie tak dawno ta sama ustawa zezwalała na dowolną wycinkę drzew.

Jeśli więc przycięto do 30 proc. korony, to wszystko jest porządku?

Ten przepis to jest prawdziwe nieszczęście dla drzew, dla krajobrazu w ogóle. Po pierwsze, ustawodawca nie podaje warunków, w jakich można usunąć do 30 proc. korony, ani kiedy można tego dokonać. Nie podaje, jakich drzew ma to dotyczyć i w jakim wieku. Są drzewa, które lepiej znoszą cięcia np. lipy czy graby. Te drzewa chętnie sadzono w dawnych parkach i ogrodach, bo świetnie nadawały się do formowania, a już np. kasztanowce nie. Muszę więc powiedzieć, że nie można jednorazowo usunąć 30 proc. korony dowolnego drzewa, chociaż przepisy na to pozwalają. Skutki takiego „zabiegu” mogą się okazać dla drzewa opłakane. Co więcej, ten przepis jest nadużywany. Ustawodawca podaje, że wolno usunąć do 30 proc., a nie aż 30 proc. O zieleń miejską nie powinniśmy się obawiać, ale na terenach prywatnych ktoś może stwierdzić, że jak wolno 30 proc., to dlaczego nie np. 40 proc.? I tak nikt nie sprawdzi…Poza tym, w ustawie mówi się o koronie drzew, a nie o wysokości korony drzew. Powszechnie nadużywa się tego przepisu obniżając jednorazowo wysokość korony drzewa o 30 proc. a nawet o więcej. Nazywa się to „ogławianiem”, a ja mówię na to dekapitacja. Na postawie mojej wieloletniej praktyki prowadzonej w zabytkowych, a więc starych drzewostanach Europy i Polski, mogę powiedzieć, że pod pewnymi warunkami jednorazowo można usunąć nie więcej niż 15 proc. korony, oczywiście nie wliczając w to tzw. posuszu czy konarów uszkodzonych.

To znaczy, że drzewa są oszpecane, a w skrajnych wypadkach nawet mordowane, w majestacie prawa?

Tak, oszpecanie drzew to kompletnie ignorowany problemem. Można nawet dokonać prawidłowych cięć z punktu widzenia żywotności drzewa, jego statyki itd., ale jednocześnie oszpecić drzewo. A my powinniśmy tak zajmować się drzewem, aby wydobyć z niego piękno. W naszym kraju nie ma specjalistów od modelowania drzew. Mamy świetne szkoły dla leśników, ale nie mamy systemu kształcenia w tej dziedzinie fachowców na potrzeby naszych drzewostanów. Jeśli zaś chodzi o zieleń zabytkową, to jest jeszcze gorzej. A przecież dawne polskie ogrody były sławne w całej Europie. Na przykład ogród Izabeli Czartoryskiej w Puławach deklasował swoim pięknem i utrzymaniem nawet pierwowzory angielskie. Dzisiaj znaczna jego część to dziko rosnący las. Ciągle oczywiście jest szansa na przywrócenie piękna Ogrodu Puławskiego, ale musi pojawić się bardziej powszechna świadomość jego wartości, również wśród decydentów. Zajmuję się odzyskiwaniem piękna krajobrazów komponowanych, niestety sam jeden nie dam rady być wszędzie. Obawiam się, że w najbliższym czasie trudno spodziewać się zmiany na lepsze. Tworzenie krajobrazu, w tym modelowanie drzew, jest umiejętnością wymagającą stworzenia systemu studiów interdyscyplinarnych z artystycznymi włącznie, a następnie wieloletniej praktyki. Tego w naszym kraju brak.

Wydaje się, że brakuje też elementarnego szacunku do drzew, jakiejś refleksji nad żywą istotą. Bo przecież nie trzeba mieć specjalistycznych studiów, żeby się domyślić, że bez gałęzi drzewo zginie.

Tak. Niestety muszę przyznać, że drzewa w mieście są często oszpecane, problem ten dotyczy terenów prywatnych, spółdzielni mieszkaniowych czy terenów przemysłowych, drzewa „miejskie” są pod daleko lepszą kontrolą. Często nie dbamy o drzewa. Pamiętam, jak wiele lat temu odbywałem praktykę we Wiedniu, w sławnych cesarsko-królewskich ogrodach w Schönbrunn. Poznawałem tajniki opieki nad zabytkowym parkiem. Doświadczony ogrodnik oprowadzał mnie po miejscach, w których prowadzono aktualnie praca pielęgnacyjne. Stanęliśmy przed wielkim szpalerem. Na wysokim rusztowaniu pracowali ogrodnicy, wykonując okresowe formowanie. Dlaczego oni wykonują to ręcznie – zapytałem - przecież lepsze, bo wydajniejsze, są nożyce spalinowe. Stary mistrz uśmiechną się i powiedział: „Wiesz, chłopcze, te drzewa nie lubią spalinowych narzędzi, bo to tak, jakbyś poprawiał fryzurę palcami a one wolą grzebień.” To dopiero szacunek dla drzew! A jak my szanujemy drzewa?

Obawiam się, że gdyby ten mistrz zobaczył, jak często traktujemy drzewa w Polsce, to dostałby zawału.
Też mam taką obawę. Lubię chodzić po osiedlach z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Pełno tam dorodnych już drzew i krzewów oraz tzw. małej architektury pochodzącej z tamtej epoki. Myślenie o zieleni osiedlowej było wówczas bardziej profesjonalne niż dziś. Jest takie miejsce na Morenie, które szczególnie lubię. Duży zielony kwartał, a w nim rosnące topole. Ten gatunek drzewa był chętnie sadzony w tamtych latach z uwagi na szybki wzrost. Piękne, niemal pomnikowe drzewa o kilku pniach. Jak ogromne rzeźby. Nikt się nimi nie zajmuje. Posadzili więc rosną. Dlaczego co roku czy co dwa odnawiamy ławki, malujemy altany, naprawiamy placyki zabaw na osiedlach a o drzewach nie myślimy? Tymczasem drzewo to też infrastruktura miejska, wymaga okresowej pielęgnacji. Drzewa ozdobne należy „uprawiać” przez cały okres ich życia. Tymczasem te topole są zaniedbane od lat, pełno na nich posuszu, połamanych konarów i jemioły. Aż strach pomyśleć, co się może zdarzyć z powodu tej jemioły.

Wycinka drzew w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym niepokoi mieszkańców

Wycinki drzew w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. Mieszkańcy...


No właśnie, jemioła. Pracownik odpowiadający za drzewa w spółdzielni mieszkaniowej Morena powiedział mi, że niektóre topole będą przycięte, bo porasta je jemioła. Stwierdził, że jemioła osłabia konary, które mogą się odłamać i upaść. Czy ona jest realnym zagrożeniem dla naszych drzew?

Jest i to bardzo, mówimy tu głównie o jemiole pospolitej, czyli białej. Jest jej coraz więcej, zarówno w miastach jak i lasach. To konsekwencja zmian klimatu. Jemioła woli wyższe temperatury. Dlatego, wraz z ocieplaniem klimatu, niestety, przybywa jemioły. To półpasożyt roznoszony przez ptaki. Nie atakuje wszystkich gatunków drzew, ale te drzewa, których w miastach jest najwięcej, czyli np. lipy, klony czy topole. Jemioła pojawia się na zdrowych gałęziach drzew, zapuszcza korzenie i żywi się jego sokami. Dla jemioły gałąź znaczy to samo, co gleba dla drzewa. Gdy jest jej bardzo dużo, to zainfekowane drzewo z czasem usycha, niemal wyssane przez tego pasożyta. Powszechne jest pozbywanie się jemioły poprzez usuwanie zainfekowanych konarów i gałęzi oraz „ogławianie”. Ale to tak, jakby lekarstwem na bolący palec było jego obcięcie, a nie leczenie. Używając tej trochę makabrycznej przenośni można stwierdzić, że w naszym kraju obcina się palce nie tylko gdy bolą, ale nawet gdy tylko swędzą, zamiast je leczyć czy po prostu podrapać.

Czy istnieją zatem jakieś inne metody walki z jemiołą oprócz „ogławiania”?

Tak istnieją. Pierwszą i najbardziej skuteczną metodą jest systematyczne dbanie o drzewa. Jak więc pojawi się na nich jemioła, należy ją usunąć jak najszybciej. W ten sposób pomagamy zainfekowanemu drzewu oraz pozostałym w okolicy, bo likwidujemy ognisko infekcji. Istnieją też metody, i to wcale nie takie drogie, polegające na walce z tym pasożytem środkami chemicznymi. Oczywiście nie jesteśmy w stanie pokonać jemioły całkowicie, ponieważ nie możemy zająć się każdym drzewem w mieście, to jest niemożliwe. Możemy i powinniśmy jednak znacząco ograniczyć jej występowanie, szczególnie w drzewostanach najbardziej cennych, czyli parkowych, historycznych.

W ostatnim czasie tyle się mówi o ekologii, o konieczności dbania o czyste powietrze. Powinniśmy rezygnować z plastiku, modnie jest być eko. Miasta wdrażają coraz to nowe projekty proekologiczne, a jednocześnie wycina się drzewa lub je drastycznie przycina. A przecież to od ochrony drzew powinna się rozpocząć proekologiczna zmiana. Bez drzew nie będzie czystego powietrza.
Z jednej strony, w skali całego globu, zaczynamy realizować zasady zrównoważonego rozwoju. W Gdańsku również, i to nie małym wysiłkiem tak się dzieje. Ale są osoby, które idą dokładnie w przeciwnym kierunku - zamiast zrównoważonego rozwoju, wprowadzają niezrównoważony regres. Przypomniała mi się jedna rzecz. W tym kwartale na osiedlu Morena, o którym mówiłem, mamy piękny okaz klonu jesionolistnego. Jego główny konar rośnie równolegle do gruntu, na niewielkiej wysokości. Któregoś razu usiadło na nim grono młodzieży. Młodzi ludzie zaczęli się ze śmiechem huśtać. Coraz mocniej i mocniej. Z ich rozmów wynikało, że chcą to drzewo złamać. Podszedłem i zwróciłem im uwagę, byli bardzo zdziwieni, ale tym razem zostawili drzewo w spokoju. To najlepiej pokazuje, jakie postawy wobec przyrody prezentują niektórzy ludzie, i to również ci młodzi.

Kiedy te postawy się zmienią? Kiedy społeczeństwo pokocha drzewa i wreszcie zrozumie, że bez nich nie możemy żyć i mieć pięknych miast?

Odpowiem pani słowami wspomnianej wcześniej księżnej Izabeli z Flemingów Czartoryskiej. Na początku swojej niezwykłej książki pod tytułem „Myśli różne o sposobie zakładania ogrodów”, pani na Puławach wprowadza nas w świat drzewa. Pisze o nim nie tylko jako dziele natury, drzewo traktuje jak dzieło sztuki. To prawda, drzewo jest dziełem sztuki, ale i sztuka jest dziełem drzewa. Kiedy wszyscy to zrozumiemy, będzie to znaczyło, że pokochaliśmy drzewa.

JAK NIE SZKODZIĆ ZWIERZĘTOM?

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki