MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy złoty pociąg miał strażnika?

Tomasz Turczyn
Rok 2015: Marian Laskowski wśród swoich "zabawek" w Muzeum Techniki Wojskowej  w Malechowie.
Rok 2015: Marian Laskowski wśród swoich "zabawek" w Muzeum Techniki Wojskowej w Malechowie. Ryszard Pietrasz
Marian Laskowski już w 1997 poszukiwał w Górach Sowich złotego pociągu. Miłośnik militariów i pasjonat historii z Darłowa opowiada o niesamowitej, ale niestety, nieskutecznej wyprawie.

W 1944 roku Prezydium Policji we Wrocławiu wydaje odezwę do ludności cywilnej, w której nakazuje deponować kosztowności i pieniądze. Zbliża się front - Armia Czerwona. Nikogo nie trzeba przekonywać. Ludność niemiecka karnie posłuchała. Z pewnością wierzyła, że taki depozyt jest bezpieczniejszy w bankowych sejfach podczas walk niż w prowizorycznych skrytkach na przykład w przydomowych ogródkach. Deponujący mieli otrzymywać pokwitowania, na podstawie których mogli odebrać swój majątek w bezpieczniejszych czasach. Tu też trafiły różne dzieła sztuki, zasoby jubilerskie i sztaby złota z wrocławskich banków. Kosztowności nigdy nie odebrano. Zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Wiadomo, że w obliczu zbliżającego się frontu miano je załadować do pociągu.

Miało to być pod koniec 1944 roku lub w styczniu 1945 roku. Pociąg wyjechał z Wrocławia i ślad po nim zaginął. Czy teraz zostanie odkryty w okolicach Wałbrzycha? Jeśli do tego dojdzie, to będzie to największa światowa sensacja związana z zaginionymi kosztownościami podczas II wojny światowej. Część źródeł podaje, że w pociągu mogła być też Bursztynowa Komnata o szacunkowej wartości 700 mln złotych lub część depozytów z Centralnego Banku Rzeszy. Wartość tego wszystkiego przechodzi wszelkie wyobrażenia.

***

Informacje ze Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu dotyczące złotego pociągu zelektryzowały cały świat. Tymczasem wczesną jesienią 1997 roku na tropie złotego pociągu była grupa pasjonatów i miłośników zagadek związanych z II wojną światową. W tej grupie był Marian Laskowski, znany obecnie z organizowania w Darłowie Międzynarodowych Zlotów Historycznych Pojazdów Wojskowych.

- Wybraliśmy się w Góry Sowie - wspomina Marian Laskowski, którego spotykamy w miejscowości Malechowo (powiat sławieński), gdzie przy krajowej drodze numer 6 znajduje się Fort Mariana. To prywatne muzeum techniki wojskowej gromadzące różne trofea pasjonata. Można tu m.in. zobaczyć unikatową kulę bunkier z czasów II wojny światowej. To jest jednoosobowe stanowisko strzelecko-nadawcze. Miejsca tego nie sposób ominąć, bo na trasie Słupsk - Koszalin przy krajowej drodze nr 6, stoją czołgi i armaty. To - jak mówi sam pasjonat - są jego "zabawki".

- Szef naszej wyprawy miał zgodę polskiego rządu na poszukiwania. Pozwolenia były ze wszystkich koniecznych instytucji, włącznie z ministerstwami. Śmialiśmy się, że mamy nawet zgody od sprzątaczek prezydenta Kwaśniewskiego - mówi Marian Laskowski. - Nasz szef miał zagwarantowane, że otrzyma 10 procent z tego, co zostanie znalezione. Ja, jako uczestnik wyprawy, miałem dostać pół procent z tych 10.

Nasz rozmówca podkreśla, że ekipa pasjonatów miała wskazać miejsce, gdzie jest złoty pociąg, a władze miały zająć się wydobyciem skarbów.

- Nie mieliśmy niczego dotykać - opisuje wynegocjowane warunki. - Zresztą nikt nie miał na to ochoty, bo obawialiśmy się, że pociąg może być zaminowany. Mówiło się o porcelanowych minach, których nie znajdzie się wykrywaczem metalu.

***

Pasjonaci zaangażowali w poszukiwania prywatne pieniądze. Mieli ciężki sprzęt - koparki, młoty udarowe, wynajęli potężną wiertnię. Zlecili badania geologiczne interesujących ich terenów. Wskazali trzy miejsca do prześwietlenia.
- Pojechaliśmy w Góry Sowie na Dolny Śląsk - wspomina Marian Laskowski. - Przed nami pociągu szukało polskie wojsko. Było to jeszcze na polecenie generała Jaruzelskiego. Żołnierze robili to jednak bez pasji i nie mieli dobrego sprzętu. Nasza wyprawa była przygotowywana przez kilka lat. W trakcie tego jej główny organizator jeździł do Urugwaju przepytywać Niemców, którzy pamiętali czasy II wojny światowej w Polsce.

Marian Laskowski mówi, że najprawdopodobniej złoty pociąg wjechał w jakiś tunel i został tam zasypany poprzez wysadzenie skał. Członkowie wyprawy wybrali się w okolicę, gdzie stał tzw. domek pszczelarza. Tam zaczęli wiercić, kopać...

- Na głębokości siedmiu metrów 100-kilogramowy młot udarowy skakał po skale, jak po stali - wspomina Laskowski z wypiekami na twarzy. - Mieliśmy wiertnię z kopalni. I nią potraktowaliśmy skałę. Szło jak po maśle. Jej zasięg wiercenia był 30 metrów w głąb, szerokość otworów dziewięć centymetrów. Wykorzystaliśmy ją maksymalnie. I nic, a według wskazań z badań geologicznych, które mieliśmy, powinna być tam wolna przestrzeń.

***

Marian Laskowski wątpi w to, że najnowsze informacje ze Starostwa Powiatowego w Wałbrzychu dotyczą złotego pociągu.

- Sądzę, że chodzi o inny zaginiony pociąg ze sprzętem wojskowym. Być może trochę złota tam było - ocenia pasjonat. - Ale też mogę się mylić. Pamiętajmy, że Niemcy wywożąc skarby, zostawiali też fałszywe tropy. Wysadzali dany teren - skałę, tworząc miejsce, które wyglądało, jakby coś zostało ukryte. Teren, w Górach Sowich, gdzie szukaliśmy złotego pociągu, w czasie II wojny światowej był niezamieszkały. W 1997 roku wypytywaliśmy starszych mieszkańców tego rejonu i opisywali oni, że ludzi stamtąd w czasie II wojny światowej wysiedlono. Mówili, że słyszeli jakoby jeńcy ułożyli tory, po których przejechał pociąg, a później je rozebrali. Wszystko wskazuje na to, że tak mogło się stać ze złotym pociągiem. Miejsce jego ukrycia zamaskowano. Więźniów najprawdopodobniej wymordowano.

Poszukiwania pasjonatów trwały prawie tydzień. Ciekawe też jest to, że któregoś dnia przyszło do nich z kawą starsze małżeństwo niemieckie.

- Częstowali nas kawą. Odmówiliśmy. Powiedzieliśmy, że mamy swoje jedzenie. Skąd się tam wzięli? Nie wiem, ale wszystkiemu się dokładnie przyglądali. W tamtej okolicy wszyscy wiedzieli, że po zakończeniu II wojny światowej żył tam Niemiec, który ożenił się z Polką - mówi Laskowski. - Niemiec miał pasiekę pszczelarską - tzw. domek pszczelarza, o którym wspominałem. Gdy wykonywano na nasze zlecenie badania geologiczne, to pierwszy namiar liczono od tego domku. Później następny i trzeci. Pod koniec naszych poszukiwań - wszystko raz jeszcze przeanalizowaliśmy i okazało się, że już na pierwszym namiarze mieliśmy parę metrów przesunięcia. Szukaliśmy w złych miejscach. Akcja kosztowała wiele pieniędzy. Przerwaliśmy ją, umawiając się na kolejne poszukiwania. Ale do nich nie doszło. Rozjechaliśmy się po świecie. Każdy miał swoje sprawy - rodzinę czy firmę.

Laskowski wraca jeszcze do zagadkowego pszczelarza. Mówi, że pilnował on poideł dla bydła, które były nawadniane przez zawory w górach.

- On szedł w te góry, a inni się bali, bo teren mógł być zaminowany - opisuje pasjonat. - On wiedział, gdzie chodzić i zawsze na dole bydło miało wodę. Jak zmarł, to woda się skończyła. Sądzę, że prawdopodobne było to, że ktoś pilnował złotego pociągu. Czy to był pszczelarz? Nie wiem. Z opowiadań okolicznej ludności wynika, że w pociągu było jedno z jaj carskich tzw. jajo Fabergé. Czyli dzieło sztuki złotniczej z czasów Aleksandra III Romanowa i Mikołaja II. Miejscowa ludność mówiła, że ktoś je sprzedał, a kupiec miał zostać później zamordowany. Były domniemania, że ktoś przez kanały wentylacyjne dotarł do złotego pociągu. Czy to był pszczelarz? Czy w tych opowieściach w ogóle jest ziarno prawdy?

***

Marian Laskowski mówi, że z ciekawością przygląda się ostatnim wydarzeniom związanym ze złotym pociągiem. Uważa, że fajnie by było, gdyby się on znalazł. Ekipa pasjonatów szukająca skarbu w 1997 roku liczyła kilka osób. Wszystkie doskonale się znały. Wówczas Marian Laskowski i jego znajomi byli znani w Polsce z podróżowania tropem zagadek z okresu II wojny światowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki