Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oddaję nerkę, bo kocham

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
archiwum prywatne
W Polsce tylko pięć procent przeszczepianych nerek pochodzi od żywych dawców - twierdzi prof. Andrzej Chmura. W innych krajach liczba ta sięga 20-40, a nawet 50 procent

Ilu mamy w Polsce lekarzy transplantologów?
Na pewno kilkuset, a więc niemało. Samych ośrodków transplantacyjnych nerki mamy 20, jest też kilka ośrodków przeszczepiających wątrobę, kilka przeszczepiających trzustkę, serce. W sumie jest więc ich ponad 30.

Jak to nas sytuuje w porównaniu na przykład do Czech, Węgier i pozostałych krajów Europy Środkowej?

Liczba ośrodków nie przesądza, gdzie transplantologia ma się lepiej, tylko liczba przeszczepów. A my pod tym względem nie jesteśmy na dobrej pozycji. Najwięcej przeszczepiamy nerek, mniej więcej 1100 rocznie, i te dane nie zmieniają się od dwóch lat. To trochę za mało. Powinniśmy ich przeszczepiać więcej. Piętą achillesową polskiej transplantologii są zwłaszcza przeszczepy nerek od dawców żywych. Stanowią one wciąż malutki, nieprzekraczający pięciu procent, odsetek wszystkich transplantacji tego narządu. Wyprzedza nas i to znacznie cała Europa z jakimiś pojedynczymi wyjątkami, nie mówiąc o Ameryce. Na szczęście klinika, którą kieruję, wyróżnia się pod tym względem. My w ciągu ostatnich czterech lat wykonaliśmy 40 procent wszystkich zabiegów w Polsce, w których biorcy otrzymali nerki od dawców żywych. W ubiegłym roku osiągnęliśmy rekordową jak na Polskę liczbę takich transplantacji, bo aż 21. Myślę, że ten rok nie będzie gorszy, bo w tej chwili mamy już 15 nerek przeszczepionych od żywych dawców.

Wymaga to chyba olbrzymiej pracy logistycznej w zakresie propagowania idei.
Oczywiście. Wymaga to nieustającej pracy edukacyjno-promocyjnej, którą prowadzimy od wielu lat. Mieliśmy bardzo dużo spotkań na obszarze, w którym się poruszamy, bo na Mazowszu są trzy ośrodki przeszczepiające nerki i strefy wpływów są podzielone. Są to spotkania z zespołami w ośrodkach dializ, we wszystkich szpitalach, które nam jakby podlegają, z neurochirurgami, z dyrekcją szpitali, z oddziałami intensywnej opieki, po to by pozyskiwać zarówno dawców żywych, jak i dawców zmarłych. Efekt tego jest widoczny, bo jak wspomniałem, mamy rekordową liczbę przeszczepień nerek od żywych dawców. W ubiegłym roku w jednym ośrodku ustanowiliśmy swoisty rekord, przeszczepiając w sumie 235 narządów - 188 nerek, 46 wątrób oraz trzustkę.

Te liczby robią wrażenie, szczególnie transplantacji wątroby, do których przygotowywała się przed laty również klinika chirurgiczna w Gdańsku.
Nie jesteśmy pod tym względem liderami. Największym ośrodkiem transplantacji wątroby u pacjentów dorosłych jest szpital przy ul. Banacha, gdzie przeszczepiono w ubiegłym roku 180 wątrób. Poza Warszawą takie transplantacje wykonywane są w Szczecinie i Katowicach. W przypadku dzieci wiodącym ośrodkiem jest Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie profesor Piotr Kaliciński, we współpracy z profesorem Krawczykiem ze szpitala na Banacha, przeszczepia dzieciom wątroby od żywych dawców. Natomiast Gdańsk jeszcze nie wystartował.

Kto może zostać dawcą żywym? Czy mąż może oddać na przykład nerkę swojej chorej żonie?
Tak, mąż może oddać nerkę żonie. Oczywiście warunek jest taki, że dawca musi być osobą bardzo zdrową. Oddanie nerki nie spowoduje wielkiego uszczerbku na jego zdrowiu, mimo że pogorszymy jego sytuację, bo z dwóch nerek pozostawimy mu tylko jedną. Niemniej mamy na to liczne dowody przekazywane również przez media, jak w przypadku Przemysława Salety, który oddał nerkę swojej córce, a potem stoczył zwycięską walkę z Andrzejem Gołotą, a teraz będzie walczył z Tomaszem Adamkiem. My oczywiście sportów walki nie zalecamy - zarówno dawcom, jak i biorcom - ale każdy jest przecież panem swego losu i sam decyduje, co chce robić.

Nerka biorcy musi pasować do dawcy - o co łatwiej w rodzinie, a przecież małżeństwo nie jest ze sobą spokrewnione.
Nie jest i często mamy kiepski dobór immunologiczny (czyli nerka dawcy nie bardzo pasuje do biorcy) i nie mamy na to wpływu. Mamy natomiast obecnie dobre leki immunosupresyjne (czyli zapobiegające odrzuceniu przeszczepionego narządu przez organizm). Leki te stosujemy w nieco większym zakresie u tych pacjentów, którzy otrzymują nerkę nie do końca "pasującą". Z taką samą sytuacją spotykamy się przy przeszczepach krzyżowych czy łańcuchowych, które wykonaliśmy w tym roku w Polsce po raz pierwszy. Właśnie tam wymieniamy nerki w taki sposób, żeby je jak najlepiej dopasować do dawcy i wyeliminować niezgodność immunologiczną, która wyklucza możliwość jej transplantacji.

A czy nerka w porównaniu do innych narządów jest mniej wymagającym narządem pod względem immunologicznym?

Wręcz przeciwnie, jest najbardziej wymagającym narządem. Najmniej wymagającym jest wątroba. W przypadku serca nie mamy czasu na badania immunologiczne przed przeszczepieniem, jednak między biorcą i dawcą musi być zgodność grup krwi. Istnieje oczywiście możliwość przeszczepienia serca przy nieidentycznych grupach krwi. To samo dotyczy nerek, nie ma wymagania takiego, by była identyczność. Musi być natomiast tak zwana zgodność.

Najwięcej przeszczepia się nerek, bo każdy z nas ma je dwie. Od jednego zmarłego dawcy można je pobrać dla dwóch chorych?
No nie, nie dlatego. Nerek przeszczepiamy w Polsce najwięcej, ponieważ mamy w tym największe doświadczenie. W przyszłym roku minie 50 lat od pierwszej transplantacji nerki, który wykonano w Polsce rok po tym, jak taki zabieg odbył się na świecie. Poza tym, z niewiadomych powodów, byliśmy bardzo opóźnieni w stosunku do Europy i Ameryki w przeszczepianiu innych narządów. Pierwsze przeszczepy trzustki odbyły się w 1988 roku, ponad dwadzieścia lat po pierwszej takiej transplantacji na świecie, a pierwszą wątrobę wszczepiono biorcy w 1990 roku, w tym przypadku opóźnienie wynosiło aż 40 lat.

A jak się ma proporcja liczby przeszczepionych do oczekujących na nową nerkę?
Osób dializowanych jest w Polsce około 20 tysięcy, ale z tego na tak zwanej liście aktywnej (czyli zakwalifikowanych do przeszczepu) jest tylko około tysiąca. To tragicznie mało.

Dlaczego tak mało?
Tego nie wiem. W Europie i na świecie, w zależności od grup wiekowych, jest od 25 do 40 proc. dializowanych. To po części skutek komercjalizacji stacji dializ, które nie mają bazy łóżkowej i środków na kwalifikacje chorych, bo nie wykłada ich ani Ministerstwo Zdrowia, ani NFZ .

Czy na całym świecie brak dawców jest główną barierą w rozwoju transplantologii?
Na problem dostępu do dawców, zarówno zmarłych, jak i żywych, można wpływać poprzez uświadamianie społeczeństwa, spokojny przekaz - także medialny - z pełną informacją, jak jest skonstruowane prawo w Polsce zabezpieczające interesy dawców, żeby nie było żadnych podejrzeń. Polskie prawo zakłada tzw. zgodę domniemaną - nie ma bezpośredniej zgody, ale bardzo dobrze jest wyrazić swój pogląd - albo ustnie wobec rodziny, albo zapisać to na tak zwanej karcie dawcy. Wtedy jest o wiele łatwiejsza sytuacja zarówno dla lekarza opiekującego się umierającym chorym, jak i dla rodziny, która nie musi podejmować żadnej decyzji, tylko realizuje wolę zmarłego wyrażoną za życia.

Wielu ludziom zamieszały w głowie informacje o wybudzeniach ze śpiączki, nawet po wielu latach, zarówno dorosłych, jak i młodych pacjentów. Wielu ludzi nie widzi różnicy między stanem śpiączki a stanem śmierci mózgu, gdy można już pobrać narząd do przeszczepu. Szczególnie, gdy słyszą oni o wybudzeniach ze śpiączki dorosłych i dzieci komentowane przez profesora Jana Talara z Bydgoszczy, który lansuje pogląd, że śmierć mózgu nie istnieje. Również aktorka Ewa Błaszczyk, twórczyni Kliniki "Budzik" powiedziała w prasowym wywiadzie, że nie odda swoich organów, bo lekarze mogą się pomylić i pobrać organy od żywych ludzi.

Pan Talar, który jest rehabilitantem, a nie lekarzem, nie ma pojęcia, o czym mówi, i wyraża poglądy zupełnie nieusprawiedliwione. Abstrahując od tego, że profesor Talar nikogo nie wybudził. Po prostu chorzy się wybudzili, bo osoby, które są w śpiączce, mogą się wybudzić, a jego zadaniem jest tylko przygotowanie ciała na ten moment. Martwi mnie, że osoby publiczne, również te, które godne są szacunku ze względu na swoją działalność, jak pani Ewa Błaszczyk - chylimy czoła przed jej dokonaniami - głoszą poglądy, które świadczą o tym, że mają duże braki wiedzy, bo czynią szkodę. Stan śpiączki jest stanem, który nie ma nic wspólnego z transplantologią i pobieraniem narządów do przeszczepu. Nikt nigdy nie kwalifikował chorego w śpiączce do pobrania. Co więcej, zdarzają się takie sytuacje, że lekarzowi, który prowadzi chorego, wydaje się, że nastąpiła u niego śmierć mózgu, więc zgłasza ten fakt do koordynatora transplantacji czy dyrekcji szpitala. W takich sytuacjach zwołuje się trzyosobową komisję śmierci. I komisja śmierci to weryfikuje. Jeżeli w trakcie dwóch serii badań pojawi się jakakolwiek wątpliwość, to taka osoba z pewnością nie zostanie uznana za zmarłą i nie będzie mowy o żadnym pobraniu. Pierwszą czynnością koordynatora Poltransplantu przy zgłoszeniu potencjalnego dawcy jest sprawdzenie, czy nie wyraził on sprzeciwu za życia co do pobrania narządu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki