Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Woda gorsza niż ogień

Michał Rudnicki
Pożar, który wybuchł w środowy wieczór szybko udało się ugasić. Dla państwa Spieczonków był to jednak dopiero początek koszmaru
Pożar, który wybuchł w środowy wieczór szybko udało się ugasić. Dla państwa Spieczonków był to jednak dopiero początek koszmaru Grzegorz Mehring
W kamienicy przy ulicy Dolna Brama w środowy wieczór wybuchł pożar. Niemal doszczętnie spłonął niezamieszkany strych. Lokatorów mieszkań ewakuowano, a akcja gaszenia budynku trwała do późnych godzin wieczornych.

- Nikt nie doznał urazów - informowała w czwartek rano gdańska straż pożarna.
Ci, którzy noc spędzili u rodzin, znajomych czy w miejskich lokalach socjalnych, w czwartkowe południe rozpoczęli powroty do swoich mieszkań. I wtedy okazało się, że dramat wielu z nich dopiero się rozpoczął... Bo dwa dni po pożarze to nie ogień jest dla mieszkańców największym utrapieniem. Ich mienie zniszczyła przede wszystkim woda użyta do ugaszenia płonącego strychu.

Państwo Spieczonkowie mieszkają w kamienicy przy Dolnej Bramie od 1945 roku. Pan Teodor ma 88 lat, jego żona Daniela jest o osiem lat młodsza.
- Mąż wysiadł na pobliskiej stacji , gdy przyjechał do Polski z Wilna, ja w tym domu rodziłam dzieci - mówi z rozrzewnieniem pani Spieczonek.

Nie wyobrażają sobie życia gdzie indziej, a sentyment wygrywa z rozsądkiem. Bo wspólnotowa kamienica, której strych w środę zajął się ogniem, jest w fatalnym stanie. Choć z zewnątrz ocieplona, w środku straszy. Na wyższe piętra ciemnej klatki prowadzą spróchniałe schody. Gdyby ogień ze strychu przeniósł się na niższą kondygnację, cały budynek natychmiast stanąłby w płomieniach.

Na spalonym strychu pracuje firma remontowa wynajęta przez administratora. Obok czarnych belek, które szczęśliwie nie popękały, dostrzegamy na wpół spalonego konia na biegunach. A nasze ubrania momentalnie przesiąkają zapachem spalenizny.

Gdy przekraczamy próg lokalu państwa Spieczonków, w korytarzu widzimy stojącą wodę i stertę gazet mających ją wchłonąć.

- Osuszamy wszystko, ale woda wybija spod desek - odzywa się z pokoju pan Teodor. Na ścianach widać ogromne zacieki. Chcemy usiąść przy stole i porozmawiać, ale lokatorzy nam to odradzają. Wszystko jest mokre. Pod sufitem w kuchni wiszą ciężkie od wody ubrania.

- Nie, to nie pranie. To wszystko leżało na chałupie - informuje pani Daniela.

Przygnębiający widok przedstawia przede wszystkim sypialnia. Napisać, że na jej ścianach i suficie są zacieki, to nie napisać nic. W większej części pokoju tapeta zupełnie odeszła od ścian.

- Tu lało się najbardziej, dokładnie nad nami się paliło - pani Spieczonek wskazuje pękający sufit. Na kanapie leży malutki piesek. Szczeka, nie daje się pogłaskać. - Zawsze był miły, ale chyba podczas akcji ratowniczej musieli mu uszkodzić łapkę - mówi z troską pani Daniela. - Było ciemno, kazali szybko uciekać, nie zdążyłam nawet wziąć latarki.

Pierwszą noc państwo Spieczonkowie spędzili u sąsiadów, kolejne u syna. W ciągu dnia, podobnie jak inni mieszkańcy, ratują swój dobytek.

Według policji przyczyną pożaru mogło być zwarcie instalacji elektrycznej. Sąsiedzi podejrzewają jednak, że strych zajął się od niedopałka lub świeczki pozostawionej przez młodszych lokatorów lub ich gości.

Kamienica była ubezpieczona przez administratora. Po analizie stanu budynku okaże się, czy nadaje się do remontu czy do wyburzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki