Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zgaduj-zgadula

Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
Dariusz Szreter
W związku z wydaniem polskiego tłumaczenia interesującej książki Francisa Fukuyamy "Historia ładu politycznego", jej autor pojawił się w naszym kraju i udzielił szeregu wywiadów. Ta nagła popularność i zainteresowanie może wydawać się o tyle zastanawiające, że jeszcze do niedawna myśliciel ten uchodził niemal za symbol pseudonaukowego strzelania kulą w płot.

Wszystko za sprawą opublikowanego w 1989, po upadku komunizmu, słynnego eseju "Koniec historii", w którym Fukuyama wieszczył nadejście globalnego tryumfu liberalnej demokracji, wieńczącego dotychczasowy rozwój dziejów. Ludzkości nic lepszego nie uda się już wymyślić, pozostaje tylko udoskonalanie systemu, który sprawdził się w Europie Zachodniej i USA, i rozszerzanie go na resztę świata. Niestety proroctwa Fukuyamy nie chciały się jakoś sprawdzać w odniesieniu do Chin - najludniejszego państwa i najdynamiczniej rozwijającej się gospodarki świata przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia po Chrystusie.

Nie bardzo pasowały też do kierunku, w jakim sprawy szły w Jelcynowskiej, a następnie Putinowskiej Rosji. No a kiedy nastąpił pamiętny atak al-Kaidy 11 września 2001 roku powszechnie odtrąbiono tryumf innego amerykańskiego profesora Samuela Huttingtona i jego konkurencyjnej wizji nieuchronnego zderzenia cywilizacji na tle religijnym. Fukuyamę uznano za ośmieszonego. Jakby tego było mało on sam, niepomny, że uchodzi za jednego z głównych architektów doktryny neokonserwatywnej i niegdyś deklarował się jako zwolennik interwencji wojskowej w Iraku, zmienił front i stał się zagorzałym krytykiem polityki George'a W. Busha, zarzucając mu militaryzm w stosunkach międzynarodowych i neokonserwatywne doktrynerstwo w sprawach krajowych.

Czytaj inne felietony Dariusza Szretera

Gdyby coś podobnego przytrafiło się jakiemuś z japońskich przodków Fukuyamy, ani chybi popełniłby honorowe seppuku. Na szczęście dla niego - urodził się w połowie XX wieku w Chicago, jako obywatel amerykański w trzecim pokoleniu - żyje więc w zasięgu liberalnej demokracji, gdzie za takie błędy nie płaci się ani życiem, ani nawet nie zawsze stanowiskiem. W każdym razie prof. Fukuyamie udało się zachować swoją katedrę na uniwersytecie Stamford, pisze kolejne książki, jest zapraszany, fetowany, cytowany. Zresztą poniekąd "wyszło na jego". Kryzys finansowy zepchnął na dalszy plan napięcia między Zachodem a islamem. Za główny problem uchodzi teraz przekształcenie liberalno-demokratycznych struktur państwowych w takim kierunku, by w większym niż do tej pory stopniu kontrolować kreatywną działalność sektora bankowego. Ostrożniejszy jest sam Fukuyama. "Nie jestem tak bystry, żeby przewidzieć jak to będzie wyglądało" - odpowiedział dziennikarzowi na pytanie o kształt optymalnego państwa przyszłości.

Casus Fukuyamy ma swój precedens nad Wisłą. Czytając wywiady z nim nie można nie pomyśleć o naszej rodzimej celebrytce nauk społecznych, która tak chętnie i bezkompromisowo wypowiada się na każdy temat. Sęk w tym, że stopień rozmijalności jej prognoz z rzeczywistością oscyluje w okolicach stu procent. Mimo to przez ponad 20 lat dziennikarze spijali niemal każde słowo z jej jaskrawo umalowanych ust, bo zawsze można było od niej usłyszeć i potem zacytować coś, co przykuwało uwagę swoją ekscentrycznością. Zastanawiałem się, jak długo można bezkarnie powtarzać ten numer. Okazało się, że bardzo długo. Chociaż ostatnio pani profesor jakby mniej się udziela w mediach. Może jej potencjalnych słuchaczy wystraszył opublikowany w ub. roku wywiad-rzeka, w którym zdiagnozowała u siebie rodzaj autyzmu. Faktycznie jej komentarze polityczne wykazują daleko posunięte odcięcie od rzeczywistości.

Temat przepowiadania przyszłości siłą rzeczy musi nas poprowadzić z powrotem na stadiony Euro 2012. Nie ma co kryć - daliśmy sobie wmówić (a przynajmniej większość z nas), że nasi MUSZĄ awansować. Tymczasem musi to nawet nie na Rusi, bo piłkarze Sbornej też jak niepyszni wrócili do domów. Jedno można było przewidzieć w ciemno, że po klęsce reprezentacji wszyscy wezmą się nawzajem za łby: opozycja za niepowodzenie wini rząd, rządzący - PZPN i trenera, piłkarze - działaczy, działacze - dziennikarzy. Gdyby kryterium powoływania selekcjonera była intensywność krytyki pod adresem obecnego trenera, następcą Sumdy powinien zostać Jacek Protasiewicz z PO lub Jacek Kurski z PiS.

CZYTAJ INNE FELIETONY/ BLOGI:

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki