Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze gotowi do akcji

Piotr Furtak
W kościerskiej jednostce pracuje siedemnastu płetwonurków.

Przez wiele lat strażacki ośrodek nad Jeziorem Starzno świecił pustkami. Eugeniusz Dmytryszyn, wójt gminy Koczała zwracał się z apelami do przedstawicieli straży o przekazanie go na rzecz gminy. Zdaniem samorządowców z Koczały, ośrodek położony w pięknym miejscu ulegał degradacji. Mimo, że Adam Psujek, obecny sołtys od kilku lat doglądał ośrodka, jego stan z roku na rok się pogarszał. Tak było aż do teraz. Jakiś czas temu pojawili się tu strażacy - płetwonurkowie z Gdańska. Obecnie w Starznie przebywają płetwonurkowie z Kościerzyny. Tuż po nich pojawią się tu ich koledzy z Ustki.

- Komendant wojewódzki zarządził, że wszystkie grupy będą miały szkolenia w Starznie - mówi kapitan Dariusz Radomski. -Wcześniej odbywały się one w Bornym Sulinowie w województwie zachodniopomorskim. My uczestniczyliśmy też w kilkudniowym szkoleniu nad Jeziorem Wdzydzkim. Nawet w tym miejscu spełniamy warunki gotowości operacyjnej. W razie zgłoszenia dla płetwonurków, wyjedziemy do akcji. Oprócz tego, że mamy zgrupowanie w Starznie, pracujemy w Kościerzynie. Nasi koledzy jeżdżą więc do jednostki, aby pełnić służbę. W zasadzie przez cały czas w Starznie przebywa około 10 osób. Jedni wyjeżdżają, drudzy wracają.

Nowy wóz strażaków
W jednostce w Kościerzynie jest w sumie 17 płetwonurków. Obóz w Starznie, w którym uczestniczą, będzie trwał 10 dni - do 11 września.
- Skupiamy się na tym, aby zapoznać się ze sprzętem i jego rozmieszczeniem na samochodzie wodnym - mówi młodszy kapitan Radosław Zwara. - W ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy nowy wóz. Jest w nim bardzo dużo nowoczesnego sprzętu, którego do tej pory nie mieliśmy. Codziennie przed południem rozpoczynamy nurkowania. Czasami również nurkujemy w nocy, chociaż podczas działań rzadko zdarza się, abyśmy musieli pracować w nocy. Podczas ćwiczeń jest to jednak ciekawe doświadczenie.
Strażacy z Kościerzyny bardzo wysoko oceniają warunki w jeziorze znajdującym się przy ich ośrodku.
- Woda jest tu dosyć czysta - mówi Dariusz Radomski. - Jest bogata roślinność, trochę ryb. Są też dość strome spady. To typowy przykład jeziora rynnowego. Nie ma niczego ciekawego, przynajmniej my do tej pory niczego jeszcze nie znaleźliśmy, a większość z nas jest tu po raz pierwszy.

Działają od 18 lat
Jednostka płetwonurków w PSP w Kościerzynie funkcjonuje od 1997 roku.
- Zaczęło się od pasji kilku osób - opowiada młodszy brygadier Wojciech Szyszka, dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej w Kościerzynie. Później rozwijało się to stopniowo, obecnie możemy liczyć na większe wsparcie jednostek, które specjalizują się na przykład w ratownictwie chemicznym czy też wodnym. Obszar chroniony przez nas jest dosyć rozległy. Praktycznie operujemy na przestrzeni 5 powiatów. Zdarzają się akcje, że wyjeżdżamy nad morze. Większość naszych działań w wodzie związana jest z poszukiwaniem ciał, chociaż zdarzają się akcje ratownicze.
Strażacy zgodnie podkreślają, że nie zawsze akcje, w których uczestniczą, mają charakter poszukiwawczy.
- Jeśli w ciągu dwóch godzin udaje nam się znaleźć osobę, która się topiła, to zdarza się, że takiego człowieka można uratować - mówią. - Czas ma bardzo duże znaczenie. W ubiegłym roku uczestniczyliśmy w akcji na jeziorze w Charzykowach. Przed nami na miejscu byli płetwonurkowie z Bydgoszczy, którzy dotarli śmigłowcem. Niestety, tam nie udało się uratować człowieka, który wpadł do wody z roweru wodnego. Zdarza się jednak, że dzięki temu, że jesteśmy na miejscu w miarę szybko, ratujemy człowieka.

Nie zawsze udaje się uratować
Od początku istnienia jednostki płetwonurkowie z Kościerzyny na pewno uratowali kilka- kilkanaście osób.
- W 2008 r. w Stężycy w powiecie kartuskim udało się uratować człowieka po dłuższym czasie - mówi Wojciech Szyszka. - Pod łódką były dwie osoby. Jedna z nich już nie żyła, jak się okazało, ten człowiek jeszcze w wodzie prawdopodobnie doznał zawału serca. Przez 40 minut, przed przyjazdem ratowników pogotowia próbowaliśmy go reanimować, niestety nie udało się. Drugi, który był pod tą łódką, przeżył.
Co ważne w ubiegłym roku udało im się odnaleźć wszystkie osoby poszukiwane w wodzie. Czasami decydował o tym łut szczęścia. Gdy nurkują, niekiedy nie ma nawet pewności, czy poszukiwana osoba była na jeziorze.

Poszukiwania z jasnowidzem
- Mieliśmy przypadek we Wdzydzach, że człowiek wypadł z łódki, w poszukiwaniach uczestniczył między innymi jasnowidz Krzysztof Jackowski. Zaginionego nie udawało się znaleźć - mówi dowódca jednostki. - Były nawet takie wersje, że jest on zamurowany w jakiejś beczce. Po 4 latach rybacy wyłowili go sieciami. Były to jedynie szczątki człowieka. Części ciała się dosłownie rozpadały.
Ten rok był dla płetwonurków wyjątkowy przede wszystkim ze względu na liczbę wyjazdów.
- Na pewno w tym roku uczestniczyliśmy w kilkunastu akcjach, gdy wyjeżdżaliśmy do zgłoszeń związanych z nurkowaniem - opowiadają strażacy z Kościerzyny. - Mieliśmy taki dzień, że wyjeżdżaliśmy trzy razy. Podczas pierwszego wyjazdu wracaliśmy przed dojazdem na miejsce, otrzymaliśmy bowiem informację, że człowiek, którego poszukiwano, odnalazł się na brzegu. Drugie zgłoszenie dotyczyło pary, która topiła się w Łebie. Ratownicy WOPR uratowali dziewczynę, chłopak jednak utonął i poszukiwaliśmy jego ciała. Wróciliśmy do jednostki, zdążyliśmy wyczyścić sprzęt i dostaliśmy wezwanie do Skarszew. Tam też utonął mężczyzna.

Gotowi w pięć minut
Według nowych wytycznych na każdej zmianie służbowej jest dwóch nurków, którzy w każdej chwili są w stanie podjąć działania ratownicze. W ciągu maksymalnie 5 minut są gotowi do wyjazdu. Kilkanaście dni temu poszukiwali topielca w Siemirowicach w powiecie lęborskim. Na miejscu byli już pół godziny od zgłoszenia, niestety ciała nie udało się odnaleźć. Poszukiwania utrudniało zamulone dno.

Nowy, profesjonalny sprzęt

W ostatnim czasie płetwonurkowie dostali wart blisko milion złotych specjalistyczny wóz bojowy, przygotowany właśnie dla nich.
- Wcześniej nie mieliśmy wozu z zabudową, przeznaczonego do działalności grupy nurkowej - mówi kapitan Radomski. - Sprzęt przewoziliśmy samochodami terenowymi, które mamy do dyspozycji w jednostce. Były to metody polowe. Obecnie dysponujemy profesjonalnym sprzętem. Do województwa pomorskiego trafiły dwa takie wozy bojowe - do jednostek w Kościerzynie oraz w Ustce. Jesteśmy na etapie konfigurowania wozów. Oprócz tego, że są one już wyposażone w sprzęt zamieszczony w zabudowie, część rzeczy jest kompletowanych pod konkretne osoby. W tym nasza rola, aby dostosować go pod siebie tak, aby wóz mógł pełnić funkcje praktyczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki