Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z gdańskiej szkoły baletowej na sceny całego świata. "Życie poza tańcem nie istnieje"

Gabriela Pewińska
Gabriela Pewińska
- W gdańskiej szkole trzeba było być pracowitym każdego dnia. Rzetelnym i zdeterminowanym. Nie można było odpuścić. Myślę, że pracowitość to klucz do sukcesu - mówi tancerz Dawid Kupiński. - Nie byłem dzieckiem, które na okrągło tańczyło do teledysków Michaela Jacksona. To nie jest moja historia.

Kiedy pana starszy o dwa lata brat, Marcin Kupiński kończył w 2002 roku gdańską szkołę baletową wyznał, że taniec to dla niego drugie życie. Pan, wówczas szesnastolatek, powiedział wtedy, że dla pana taniec to pasja, a to, co najważniejsze, to po prostu... żyć!

Dziś czuję dokładnie to samo. Ale taniec jest nieodłącznym czynnikiem mego istnienia.

Pana kariera artystyczna potoczyła się tak, jak pan sobie wymarzył? W wieku 17 lat rozpierała pana energia, chciał pan robić wszystko i tańczyć wszędzie! Na przykład u Béjarta... No i spełniło się.

Tańczyłem w Kopenhadze pięć lat i potrzebowałem zmiany. W Internecie znalazłem informację, że Béjart ogłasza nabór do swojego zespołu. Pojechałem natychmiast. Zobaczył jak tańczę i zaprosił mnie do kompanii. To było niezwykłe przeżycie i doświadczenie pracować z legendą. Miałem szczęście. Tym bardziej, że Maurice był wciąż z nami, wciąż na sali prób, aktywny do końca, czuję się wyróżniony, że byłem częścią ostatniej kreacji, którą stworzył tuż przed śmiercią.

Pamiętam słowa pana nauczyciela z gdańskiej szkoły baletowej Urana Azimowa, chwalił braci Kupińskich za nieziemską wprost pracowitość i za dyscyplinę, której wartość wpoili panom rodzice.

W gdańskiej szkole trzeba było być pracowitym każdego dnia. Rzetelnym i zdeterminowanym. Nie można było odpuścić. Myślę, że pracowitość to klucz do sukcesu. Później, w teatrze, to słowo nabrało innego wymiaru. Wiedziało się, po co się pracuje. Widać było, że ludzie pracowici dostają lepsze role. Ale zwykłe życie też było dla mnie ważne. Móc wszystkiego doświadczać, to też pomaga rozwijać się. Warto cieszyć się życiem, bo wtedy łatwiej jest pracować, wyrażać siebie. Tańczyć.

Uran Azimow mówił też, że mobilizowały panów porażki. A niepowodzenia hartowały.

Mieliśmy szczęście, że Uran Azimow był naszym pedagogiem. Pomagał nam, mobilizował, przygotowywał i uczył. Mogliśmy na niego liczyć. Był naszą podporą. Ale mieliśmy, i wciąż mamy, także wspaniałych rodziców, byli z nami przy porażkach i przy sukcesach. Wspierała nas też dyrekcja szkoły baletowej, wierzyła w to, co robimy i bez przerwy w nas inwestowała. W czasach szkoły z porażkami i wyciąganiem z nich wniosków mierzyliśmy się przy ogromnej pomocy ze strony bliskich i nauczycieli. W teatrze trzeba było już radzić sobie samemu. Ale szkoła nas dobrze przygotowała, wiedziałem, że niepowodzenia też są darem. Po kontuzji przeszedłem kilka operacji, ale do pracy wracałem silniejszy. Pamiętam, jak pojechałem do Szanghaju na konkurs taneczny. Miałem do zatańczenia sześć wariacji. Pierwsze wyjście - „Giselle” z drugiego aktu, kompletnie to zepsułem. Długo nie mogłem sobie tego wybaczyć. Drugie wyjście - „Bajadera”, tańczyłem solo, poszło mi fenomenalnie, ale ostatecznie nie przeszedłem pierwszego etapu. Byłem wściekły na siebie. Kiedy po wakacjach wróciłem do teatru, tamta klęska jednak dała mi kopa. Zmieniła myślenie. Zdałem sobie sprawę z tego, że „Giselle” mi nie wyszła, bo chciałem zbyt wiele, bo byłem zbyt energiczny, agresywny. Zacząłem pracować inaczej.

Psychologowie mówią, że trzeba nauczyć się też być odpornym na sukcesy. A tych, braciom Kupińskim za młodu nie brakowało. Jak sobie z tym radziliście?

Pan Uran Azimow reprezentował dobrą, starą rosyjską szkołę, nie było mowy o żadnym wywyższaniu się. Sukcesy pomagały nam się rozwijać, a wszyscy wokoło dbali, byśmy nie stali się ofiarami fałszywych wartości.

Co dziś radziłby pan tancerzom na początku ich drogi?

Dzisiaj jest pewnie inaczej, ale kiedy ja wyjechałem z Polski miałem kompleks „małego Polaczka”. Nie mówiłem po angielsku, miałem trudności z porozumiewaniem się. Teraz to się zmieniło, młodzi ludzie nie mają takich problemów. Mają natomiast wiarę, że można osiągnąć sukces. Ale i wtedy, i teraz najważniejsza jest pasja i pracowitość. Szczególnie, że żyjemy w czasach social mediów, które często odbierane są jako wyznacznik sukcesu, jednak to fałszywy obraz. Dlatego pracujecie, trenujcie, tańczcie, ale też żyjcie tak, by czuć satysfakcję ze swojej pracy!

Jak narodziła się w was, chłopakach z Rumi, z domu, gdzie nie było tradycji artystycznych, miłość do tańca? Przed laty wyznał mi pan, że po prostu poszedł w ślady brata, bo bez niego było nudno. Naprawdę tak było?

Przez kolejne etapy życia niosła mnie moja pasja. Ona mnie rozwijała jednocześnie rozwijając się we mnie. Nie byłem dzieckiem, które na okrągło tańczyło do teledysków Michaela Jacksona. To nie jest moja historia. Obserwowałem brata, podobało mi się, że jest w szkole z internatem, że tam jest inaczej niż w normalnej podstawówce, do której ja chodziłem. Później, gdy i ja poszedłem do szkoły baletowej, zrozumiałem, że jestem w tańcu naprawdę w dobry, i było mi z tym przyjemnie. Miłość i pasja tańca rozwijały się z wiekiem. Moje zadowolenie z życia i z tańczenia rosło. I wtedy zrozumiałem, że ten rozwój to moja droga.

Artystyczne drogi braci w pewnym momencie rozeszły się. Tańczycie w innych teatrach. A więzy braterskie? Kiedyś nie mogliście bez siebie żyć. Łączyły was nie tylko więzy krwi, ale i przyjaźń.

Myślę, że zawsze tak będzie. Z biegiem lat cenimy siebie jeszcze bardziej, za inspirację, za wsparcie. Kiedyś mieszkaliśmy razem, współpracowaliśmy, widywaliśmy się codziennie, a kiedy - mając 23 lata - wyjechałem do zespołu Béjarta, zacząłem tęsknić. Spotykaliśmy się dwa, trzy razy do roku, ale dzięki rozłące - paradoksalnie - staliśmy się sobie bliżsi.

Jak dziś wygląda życie Dawida Kupińskiego? To wciąż gigantyczna praca i dyscyplina? Czy już może pan pozwolić sobie na słabość?

Gigantyczna praca i dyscyplina - każdego dnia w sobie to pielęgnuję. Słabości też są, ale nie wynikają z lenistwa czy odpoczynku, są wynikiem kontuzji. Jestem po kilku operacjach, jestem już kilka lat starszy, dlatego muszę inaczej patrzeć na pracę, na role, na siebie. Pracuję, ale nie przyświeca mi hasło: „im więcej, tym lepiej”. Wiem, że muszę być bardziej wyważony, dbać o zdrowie i zachowywać wysoki poziom. Rozwijać się i stawać lepszym człowiekiem.

Jak radził pan sobie w czasie pandemii?

Mieszkam w Sztokholmie, gdzie nie było tak ostrego lockdownu. Wziąłem kilka tygodni wolnego, żeby złapać dystans do sytuacji na świecie, do pracy i do siebie. Musiałem zrozumieć, po co nadal to robię, dlaczego zajmuję się tańcem w obliczu tylu ludzkich tragedii. Potrzebowałem czasu i refleksji. Z urlopu wróciłem silniejszy i z widocznym celem. Zrozumiałem, że kultura, balet są bardzo potrzebne, właśnie w tych ciężkich czasach. Pandemia była trudnym, ale ważnym doświadczeniem.

Jest pan szczęśliwy?

Niezmiennie, choć to szczęście się zmienia. Jestem dumny, bo moje życie prywatne jest udane, mam wspaniałą żonę i córkę. Jestem zdrowy. To też buduje moje szczęście.

Czyli jakieś życie, poza tańcem, dla pana istnieje.

Życie poza tańcem nie istnieje. Nigdy nie wiem, w którym kierunku pójdę, bo jedyną rzeczą, której jestem pewny i wiem, że to potrafię to taniec.

Z gdańskiej szkoły baletowej na sceny całego świata. "Życie ...

BIO
W 2003 roku ukończył gdańską szkołę baletową. W 2001 roku w Londynie, wraz z bratem Marcinem zdobył Grand Prix Eurowizji. Najlepszy Absolwent Szkół Baletowych w Polsce 2003. Jeszcze przed ukończeniem szkoły otrzymał angaż̇ do Królewskiego Baletu Duńskiego w Kopenhadze, gdzie tańczył jako solista do 2007 roku. W 2007 - solista w zespole Maurice’a Bejarta. Od roku 2012 jest pierwszym solistą̨ Królewskiego Baletu Szwedzkiego w Sztokholmie. Występował na scenach w Japonii, Chinach, Brazylii, USA, Francji, Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Holandii, Niemczech, Rosji.

Dawid Kupiński będzie 20 czerwca jedną z gwiazd gali konkursu Golden Pointe Shoes, którego XIV edycja trwa już od wczoraj. To konkurs dedykowany absolwentom szkół baletowych z całego świata, którzy rywalizują o miano najlepszego tancerza, a także główną nagrodę o wartości 5000 euro.

Pokazy można podziwiać na platformie streamingowej: https://goldenpointeshoes.com/pl_pl/

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki