Czy uważa Pani, że w Polsce obecni włodarze robią sobie kampanie wyborcze, wykorzystując władzę, wpływy i miejskie pieniądze?
Ktoś, kto sprawuje władzę, musi się z tej władzy rozliczać. W związku z tym łatwo powiedzieć: "to, co robię, jest związane z rozliczeniem z kadencji, a nie z tym, że robię sobie kampanię wyborczą". Poza tym w większości przypadków nie jest to łamanie prawa, a Państwowa Komisja Wyborcza, która ma bardzo związane ręce, sprawdza tylko, czy dane działanie jest zgodne z prawem, czy nie.
Kto w takim razie powinien podnosić alarm, gdy ubiegający się o reelekcję włodarz wykorzystuje publiczne pieniądze i władzę do robienia kampanii?
Powinni to robić sami obywatele, gdy im się wydaje, że granica została przekroczona.
W Gdańsku mamy na przykład billboardy, a na nich informację, że Gdańsk jest wysoko w rankingach... Ale tam nie ma tekstu: "Głosuj na Adamowicza". Sfinansowano to z pieniędzy miejskich, nie zaś z budżetu partii, kampanii wyborczej. Zastanawiam się, czy wysoka pozycja Gdańska to informacja warta ekspozycji w przestrzeni miejskiej.
Wiele działań samorządów nie polega na nadużywaniu stanowiska, tylko na sprytnym wykorzystaniu elementów PR-owych. Takich sytuacji jest mnóstwo w całej Polsce. Mieliśmy w Warszawie inaugurację metra, które de facto nie jest otwarte, tylko udostępnione do zwiedzania, a naprawdę zostanie otwarte po wyborach. Trudno oprzeć się wrażeniu, że termin dobrano tak, że miało to jakiś konkretny cel...
W którym momencie obywatel powinien nabrać podejrzeń, że coś jest nie tak?
Większość ludzi i tak ma świadomość, że kandydaci obiecują rzeczy, których nie spełnią, a opowieści o sukcesach są nadmierne. Sukcesy opisywane podczas kampanii są narzędziem do budowania pozycji. Obywatel powinien rozróżniać między tym, kto jest u władzy i ma środki, a tym, kto nie jest u władzy i tych środków nie ma.
Co, jeśli owa tendencja do chwalenia się jest realizowana z publicznych, miejskich pieniędzy?
Nie jest to w porządku. Ale to już jest bardzo uznaniowe. Dlatego trzeba zadawać pytania. To też jest rola mediów. Trzeba sprawdzać, ile dana akcja informacyjna, propagandowa kosztowała.
W przypadku billboardów w Gdańsku - ponad 120 tysięcy złotych.
Należy też pytać: Czy był jakiś harmonogram? Skąd się wziął pomysł, żeby taką akcję podjąć? Takie pytania powinni zadawać i obywatele, i media.
Biuro prasowe prezydenta Gdańska odpowiada, że tę akcję zaplanowano dużo wcześniej.
No właśnie. Pytając, może nie wyrobimy sobie jednoznacznej opinii, bo tak jak powiedziałam, jest to ocenne, ale wyślemy w ten sposób bardzo wyraźny sygnał dla władz, że patrzymy im na ręce, że może lepiej nie robić takich rzeczy, że może być z tego afera. I jeśli przy najbliższych wyborach ktoś będzie chciał powtórzyć takie działanie, dziesięć razy przemyśli, nim podejmie decyzję. To jedyna realna rzecz, jaką można zrobić w tej sytuacji: wyrobić sobie zdanie na podstawie odpowiedzi od urzędników.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?