Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolontariusze Fundacji Pomorskie Hospicjum dla Dzieci. Trzeba chcieć

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Wolontariusze z Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci - Piotr Rosół, Antonina Kniter i Paweł Ryta
Wolontariusze z Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci - Piotr Rosół, Antonina Kniter i Paweł Ryta archiwum prywatne
Do wolontariatu nie można nikogo przymuszać. Człowiek, który się na to decyduje, musi mieć chęć i czas. Koło wolontariatu przy Fundacji Pomorskie Hospicjum dla Dzieci wystartowało w ferie - po to, by szkoły nie wywierały presji na uczniach, że powinni się w to włączyć.

Paweł Ryta, lat 33, z zawodu dziennikarz, specjalista od public relations. Po studiach pracował głównie w handlu. Ciągnęło go jednak do organizacji zajmujących się szeroko rozumianą pomocą. A że z zamiłowania jest również trenerem piłki nożnej, na kilka lat związał się z klubami sportowymi, które zajmowały się trenowaniem dzieci. Gdy okazało się, że sprawianie dzieciom radości „ładuje mu akumulatory”, doszedł do wniosku, że musi wybrać - co tak naprawdę chce robić w życiu. - Wiedziałem, że tak naprawdę interesuje mnie tylko praca z ludźmi, ale mająca prawdziwy sens, dająca rzeczywistą satysfakcję - relacjonuje Paweł. W Pomorskim Hospicjum dla Dzieci udzielał się wcześniej jako wolontariusz, miał tam kilku znajomych. Zadzwonił i tak we wrześniu miną dwa lata, jak jest z nim związany.

- Kiedy rozpoczynałem tu pracę, miałem wrażenie, że wolontariat ma tu charakter tylko akcyjny - przyznaje. - Na zasadzie - trzeba coś zrobić, to ludzie przychodzą. Starałem się więc to zmienić. Na początku tego roku powstała - już oficjalnie - grupa koła wolontariatu, które spotyka się raz, dwa razy w miesiącu. Przychodzi na te spotkania około 25-30 osób, a to już silna grupa. Trochę w nią zainwestowałem. Kilka razy wybrałem się do radia, by porozmawiać o wolontariacie, internet i znajomi dziennikarze pomogli mi rozpropagować tę ideę. Udało się.

Paweł odwiedza również szkoły, głównie podstawówki i gimnazja. Prosi, by zebrać np. w auli większą grupę. Zwykle towarzyszy mu pielęgniarka lub lekarz, który opowiada, jak toczy się życie w domowym hospicjum. W jednym z ostatnich takich spotkań, w bardzo fajnej szkole w Straszynie, gdzie wszyscy są nastawieni pozytywnie, uczestniczyło ok. 280 dzieci z czwartych, piątych, szóstych klas. Paweł był sam, obawiał się więc, że będzie przynudzał. Kiedy jednak po zakończonym „wykładzie” rozległy się gromkie oklaski, w oczach nauczycielek dostrzegł łzy, a potem ustawiła się długa kolejka dzieciaków chcących zapisać się do koła wolontariatu i pomagać, jemu również zaszkliły się oczy ze wzruszenia. Takie momenty są najlepszą nagrodą za złe chwile, kiedy wszystko idzie nie tak.

- Przy każdej takiej okazji staram się pokazać, że hospicjum to nie jest tzw. umieralnia ani miejsce, w którym tylko łagodzi się ból, ale że tam również spełnia się marzenia dzieci - tłumaczy Paweł. - Przekonuję moich słuchaczy, że robimy wszystko, by ten okres, czasem bardzo krótki, gdy dziecko jest pod naszą opieką, był dla niego jak najlepszy, radosny, sprowadzał na jego twarz uśmiech.

A o czym marzą chore dzieci?

Jedną z ostatnich akcji hospicjum nazwali „Komunikacją miejską po świecie”. 16-letni Kuba z gdańskiego Przymorza, chory na dystrofię mięśniową Duchenne’a, ma oryginalne hobby - zbiera bilety. Ludzie z hospicjum mu w tym sekundują. Poinformowali o akcji na fanpage’u , byli nawet w „Teleexpressie”. Kuba dostał już ponad 300 listów z różnych stron Polski, zgromadził ponad 4 tysiące biletów, jest z tego powodu zadowolony i szczęśliwy. Rodzina Kuby nie tylko bierze, ale i daje hospicjum wiele od siebie. Podczas akcji „Sztafeta nadziei” w Galerii Bałtyckiej Kuba sam chodził z puszką, zbierał datki, rozdawał ulotki.

Wolontariat hospicyjny dzieli się na dwie części - domowy medyczny i typowo akcyjny. Ten pierwszy potrzebny jest w domach chorych dzieci, w których często zostaje tylko jeden z rodziców, najczęściej mama. Wolontariusze idą tam po to, by zostać z dzieckiem, by mama mogła wyjść i coś załatwić lub po prostu z kimś porozmawiać.

W tej roli dobrze czuje się Piotrek Rosół, 43 lata, żonaty, ojciec przewlekle chorej 16-letniej córki. Właśnie z tego powodu Piotr chwilowo nie pracuje. Czuwa nad jej zdrowiem, pilnuje, by systematycznie brała leki, poddawała się zabiegom. Bezinteresowna pomoc innym ludziom zawsze go inspirowała. Gdy więc usłyszał, że organizowany jest kurs wolontariatu opiekuńczego w hospicjum dla dorosłych im. ks. Dutkiewicza, postanowił się zgłosić. Zaliczył trzymiesięczny kurs, odbył praktyki w szpitalu i hospicjum. Jak mówi - poczuł powołanie, zdecydował się więc skończyć jeszcze szkołę na ul. Legionów o kierunku opiekun medyczny, której dyplom uprawnia do podjęcia pracy w placówkach medycznych, w przychodni, domu starców, Caritasie. Na razie zdobytą wiedzę wykorzystuje, pracując jako wolontariusz w Pomorskim Hospicjum dla Dzieci.

- Pielęgniarki zabierały mnie na wizyty do domów pacjentów, poznałem ich rodziny, sprawdziłem, gdzie mógłbym się najbardziej przydać - opowiada.

Na razie jego pomoc okazała się potrzebna w dwóch domach - na Kaszubach i na Przymorzu. Odwiedza je regularnie raz w tygodniu. Każda taka wizyta razem z dojazdem zajmuje mu około sześciu godzin.

- Mój wolontariat sprowadza się do tego, że towarzyszę tym ludziom w dobrych i złych chwilach. Czasem rozmawiam. Czasem milczę. Dzieci bardzo lubię. Czuwam nad nimi pod nieobecność rodziców. Albo zabieram ze sobą przenośne pianino i na nim gram, czytam dzieciom książki. Czasem zdarzają się też wyjazdy logistyczne, trzeba gdzieś zawieźć wózek inwalidzki, łóżko elektryczne, dostarczyć prezent, np. pralkę.

Planuje powrót do pracy, ale związanej już z nowym zawodem. - Jeśli będzie to dom dla osób starszych - będę je karmił i się nimi opiekował. Potrzeby w tym zakresie są ogromne.

Wolontariusze właśnie przygotowują informator o usługach opiekuńczych (w formie papierowej i elektronicznej). Termin jego wydania zależy teraz od Tosi, która podjęła się opracować go graficznie. Zajmie się tym, gdy tylko zda maturę. Tosia, czyli Antonina, uczy się w Topolówce, za kilka dni przystąpi do pierwszego egzaminu. Z fundacją zetknęła się za sprawą Jasia, kolegi z podstawówki i gimnazjum, syna obecnej prezes, pani Małgosi Bałkowskiej. „Na akcje” zaczęła chodzić pięć lat temu, stała np. przez osiem godzin w Leclercu czy Carrefourze - rozdawała ulotki, zbierała dary i datki do puszki. Mimo zmęczenia sprawiało to jej mnóstwo radości. Uczyła się wówczas w gimnazjum i w szkole muzycznej, zajęcia kończyła wieczorem, ale każdą wolną chwilę, szczególnie soboty, poświęcała na pracę w fundacji.

- Wracałam naładowana pozytywną energią, byłam szczęśliwa, że robię coś, co się komuś przyda - tłumaczy Antonina. Z chorymi dziećmi nie ma bezpośredniego kontaktu, bo - jak mówi - nie jest do tego przygotowana. Angażuje się więc w rozmaite akcje, bo pieniądze dla hospicjum trzeba wciąż zdobywać.

Fundacja Pomorskie Hospicjum dla Dzieci zapewnia pomoc lekarską, pielęgniarską, psychologiczną i socjalną.

Pod opieką hospicjum znajdują się mali pacjenci ze schorzeniami metabolicznymi, genetycznymi oraz z chorobami nowotworowymi. Aktualnie hospicjum opiekuje się 35 pacjentami, ale tylko na 23 otrzymuje pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia. Pokrywają one zaledwie 30 proc. kosztów każdego dnia opieki, pozostałych 70 proc. fundacja musi zdobyć sama. Rodzice nie ponoszą kosztów związanych z opieką nad dzieckiem. Tymczasem troskliwa opieka nad rodzeństwem i rodzicami umierającego dziecka ma ogromne znaczenie. Ludzie związani z hospicjum robią, co mogą, aby rodziny w tym trudnym dla nich momencie nie czuły się samotne, pozostawione same sobie. Ich możliwości są jednak ograniczone. Tylko dzięki Państwa wsparciu mogą działalność hospicjum utrzymać na odpowiednim poziomie. Numer KRS 0000296652.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki