MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzy niezwykłe niedźwiadki: Wojtek z Szymbarku, Baśka Murmańska i Maciuś z Gniewa

Marek Adamkowicz
Niedźwiedź Wojtek przeszedł szlak bojowy armii gen. Andersa
Niedźwiedź Wojtek przeszedł szlak bojowy armii gen. Andersa Magdalena Damps
Podczas X Światowego Zjazdu Sybiraków odsłonięto w Szymbarku pomnik niedźwiedzia Wojtka. Jego historia od lat rozbudza wyobraźnię, podobnie jak losy Baśki Murmańskiej i Maciusia z Gniewa - pisze Marek Adamkowicz.

Są opowieści, które nawet po upływie wielu lat potrafią zawładnąć wyobraźnią słuchaczy. Do takich należy z pewnością historia niedźwiedzia Wojtka, który wraz z żołnierzami gen. Andersa przemierzył drogę z Persji przez Syrię, Palestynę, Egipt do Włoch, by dokończyć żywota w edynburskim ogrodzie zoologicznym. W jego losach odbijają się losy Polaków tułaczy, którym po wojnie nie było dane wrócić do wolnej ojczyzny...

Na szlaku wygnańców

Urok opowieści o Wojtku polega m.in. na tym, że ma ona wiele wersji. Różnią się one szczegółami. Według Aileen Orr, autorki książki "Niedźwiadek Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii Andersa", Polacy odkupili zwierzę od przygodnie napotkanego chłopca. Niekiedy jednak można usłyszeć, że nie był to chłopiec, tylko myśliwy, ewentualnie, że porzucone zwierzę znaleziono na odludziu.

Tak czy inaczej, Wojtkiem zaopiekowali się żołnierze 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii, pod których okiem niedźwiedź rósł jak na drożdżach. Był też maskotką, a w zasadzie pocieszycielem w tułaczej niedoli. Nic dziwnego, że żołnierze nie szczędzili mu przysmaków - owoców, syropów, miodu czy marmolady. W niedźwiedzim menu były również tak nietypowe pozycje, jak piwo i papierosy, których Wojtek nie palił, lecz... zjadał.

O ile andersowcy z czasem oswoili się z obecnością niezwykłego towarzysza broni, o tyle dla Brytyjczyków jego widok był zaskoczeniem. Zwłaszcza gdy mieli okazję zobaczyć go w szoferce, gdzie lubił siadać. Wojtek miał zresztą więcej słabostek. Chętnie "uprawiał" z żołnierzami zapasy albo myszkował w magazynach, poszukując małego co nieco.

Bywało, że niedźwiedź dźwigał skrzynie. Stąd zapewne wzięła się krążąca do dzisiaj opowieść, że w czasie bitwy pod Monte Cassino Wojtek donosił artylerzystom pociski na pierwszą linię frontu. Profesor Wojciech Narębski, ostatni żyjący żołnierz 22. Kompanii Zaopatrzenia Artylerii, dementuje tę wersję. Według niego, niedźwiedź nigdy nie nosił pojedynczych pocisków.

Co najwyżej zdarzało się, że żołnierze dawali mu skrzynkę z amunicją, którą przenosił kilka metrów. Odbywało się to poza strefą bezpośrednich działań wojennych. Faktem jednak jest, że wizerunek niedźwiedzia trzymającego pocisk stał się znakiem rozpoznawczym jednostki i zazwyczaj w ten właśnie sposób Wojtek jest przedstawiany.

Innym mitem związanym z tym niezwykłym żołnierzem jest pogląd, jakoby w czasach PRL-u nie można było przypominać jego historii. Prawda jest taka, że sporadycznie pojawiały się artykuły na jego temat, zaś Janusz Przymanowski, znany powszechnie jako autor "Czterech pancernych i psa", napisał książkę dla dzieci "Kanonier Wojciech".

Zdaniem historyka Piotra Szubar- czyka, dzieje niedźwiedzia Wojtka są piękną alegorią wojennych losów Kresowiaków. Oni również nie zaznali po wojnie wolności. Zostali na emigracji, tak jak Wojtek, którego osadzono w zoo w Edynburgu, gdzie miał problemy z aklimatyzacją, ożywiając się wyraźnie na dźwięk polskiej mowy.

Pod koniec życia Wojtek rzadko opuszczał swoją pieczarę, wolał komfort lamp rozgrzewających i ciepłego legowiska. Uśpiono go w 1963 r., kiedy miał 22 lata. W ocenie Aileen Orr, gdy umierał jego sława była już przebrzmiała, została jednak pamięć, która w ostatnich latach dała o sobie znać z nową siłą. O Wojtku zaczęły powstawać kolejne książki, piosenki, filmy. Także pomniki. Odsłonięto je w szkockim Gimsby oraz w Żaganiu i Szymbarku. Kolejne mają stanąć w Edynburgu i Krakowie.

Jak zauważa Aileen Orr, opowieść o Wojtku ma szczególne znaczenie, bowiem w życiu wielu ludzi niedźwiedź odegrał istotną rolę "w ozdrowieńczym procesie odkrywania własnej tożsamości". Wielu młodych Brytyjczyków uświadamia sobie, że ich przodkowie wywodzą się z Polski, a na Wyspy trafili w dramatycznych okolicznościach i przede wszystkim nie z własnej woli.

Z Dalekiej Północy

Wojtek nie był jedynym niedźwiedziem, którego przygarnęli polscy żołnierze. Podobny los spotkał Baśkę, niedźwiedzicę polarną, która w 1919 r. trafiła do batalionu murmańskiego, walczącego na Dalekiej Północy. Stało się to za sprawą polsko-włoskiej rywalizacji o względy pewnej damy, co Eugeniusz Małaczewski opisał barwnie w "Dziejach Baśki Murmańskiej".

Wedle tej opowieści, Polak i Włoch chcieli przekonać do siebie nadobną niewiastę. Jako że lubiła ona zwierzęta, żołnierze próbowali zrobić na niej odpowiednie wrażenie. Włoch pojawił się z niebieskim lisem o pięknym i delikatnym futrze i bujnej kicie, natomiast Polak przyprowadził białego niedźwiadka i... wygrał! Na tym jednak historia się nie skończyła.

Baśkę przydzielono do batalionu Wojska Polskiego na Murmanie z nominacją na "Córkę Regimentu" i zaliczeniem na wikt w kompanii karabinów maszynowych. Jej opiekunem został kapral Smorgoński, który na co dzień zajmował się przysposabianiem szeregowych do służby w Wojsku Polskim. Zadanie było odpowiedzialne i wyczerpujące, gdyż wielu, a może nawet większość, podległych mu żołnierzy niewiele miała wspólnego z polskością. Łączyła ich wiara katolicka, natomiast po polsku mówili słabo albo wręcz wcale.

W szkoleniu Baśki, której płeć potwierdził oficjalnie lekarz baonu, kapral okazał się wyjątkowo gorliwy. Doprowadził do tego, że Baśka nauczyła się maszerować na dwóch łapach, krokiem strzeleckim, w takt muzyki marszowej. Mimo właściwej kapralom surowości, Smorgoński zdradzał słabość do Baśki. "Pokochał ją serdecznie i zwierzał się przed nią, prowadząc wieczorami długie rozmowy. Sypiali na wspólnym posłaniu, z rzadka się tylko wadząc, niby najprzykładniejsze małżeństwo" - twierdzi Małaczewski.

Jeszcze w 1919 r. murmańczycy zostali przetransportowani do Polski. Droga wiodła przez Gdańsk, który akurat znajdował się w okresie przejściowym. Wolne Miasto jeszcze nie powstało, a nad Motławą stacjonowały wojska brytyjskie i francuskie. Był też niemiecki Grenschutz, formacja ciesząca się wśród Polaków wyjątkowo złą sławą. Do konfrontacji z Niemcami doszło w jednym z szynków. "Baśka walnie spisała się w tej potrzebie, stając ramię w ramię z towarzyszami broni, i ona to w znacznej mierze przyczyniła się do przechylenia szali zwycięstwa na stronę polską. Przechodzi ludzkie pojęcie, jak ten inteligentny zwierz od razu, od pierwszego wejrzenia znienawidził szwabów" - puentował Małaczewski.

Gwiazda Baśki zajaśniała w pełni podczas defilady na placu Saskim w Warszawie. Maszerując na dwóch łapach, zwróciła łeb w stronę Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego i zasalutowała, wzbudzając jego sympatię, ale też owacje publiczności.
Żywot niedźwiedzicy dobiegł końca w 1922 r. w okolicach Modlina. Któregoś razu uciekała opiekunom na drugi brzeg Wisły, gdzie chłopi zadźgali ją widłami. Kiedy na miejsce dotarli żołnierze, z Córy Regimentu zdejmowano już futro.

Wywołało to wściekłość dawnych murmańczyków, którzy oprawcom spuścili solidne manto. Kapralowi Smorgońskiemu nie zostało nic innego, jak zameldować dowódcy, że "tutejsze polskie chłopy rozparcelowali naszą Baśkę na flaki...".

Przeciwko szwedzkiej nawale

W Szymbarku na Kaszubach mają Wojtka, ale swojego niedźwiadka ma też Kociewie. Związana z nim legenda odnosi się do czasów wojen polsko-szwedzkich. Otóż kiedy w 1626 r. doszło w okolicach Gniewa do bitwy między wojskami Gustawa II Adolfa i Zygmunta III Wazy, mieszkańcy miasta wyruszyli, by wspomóc walczących Polaków.

Dzwony w kościele św. Mikołaja biły na mszę, lecz nikt się nie pojawił. Przybyły za to dzikie zwierzęta z okolicznych lasów - pod wodzą misia Maciusia - i... modliły się o pokój. Niektórzy twierdzą, że jeśli nastawi się uszu, to i dzisiaj można w Gniewie usłyszeć pomrukiwania niedźwiedzia. Największe na to szanse są zapewne, gdy stoi się pod rzeźbą Maciusia. Odlana z brązu figurka znajduje się nieopodal murów kościoła, po południowej stronie.

Ciekawostką jest to, że miś lubi przebieranki. W zależności od okazji jest ubierany jak rycerz lub szlachciura, czasem zakłada tradycyjny strój kociewski lub kitel lekarza, a nawet uniform Batmana. W miniony weekend widziano go w barwach jednej ze stacji radiowych. W tej skłonności do przebieranek Maciuś przypomina Siusiającego Chłopca (Manneken Pis), postać z fontanny, która jest symbolem Brukseli.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki