18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trójmiejska Akademia 30+: nieformalna uczelnia dla każdego

Irena Łaszyn
Akademia 30+ działa już szósty rok, na każdy wykład przychodzi średnio 150 osób
Akademia 30+ działa już szósty rok, na każdy wykład przychodzi średnio 150 osób Tomasz Bołt
To miała być nieformalna uczelnia dla pracujących trzydziestolatków. Ale na zajęcia zaczęły przychodzić osoby w każdym wieku, od dwudziestolatki po sześćdziesięciolatka. Nie dla dyplomów i zaświadczeń, lecz z bezinteresownej potrzeby wiedzy. Niektóre, na sali wykładowej, spotkały miłość. O trójmiejskiej Akademii 30+, w której prof. Zbigniew Mikołejko opowiada o śmierci, dr Jacek Friedrich wozi do Berlina, a prof. Piotr Sutt uczy gry na perkusji, pisze Irena Łaszyn.

Basia mówi, że zobaczyła Waldka już na pierwszych zajęciach. - Trudno w takim babińcu nie zauważyć faceta, który ma prawie dwa metry wzrostu - uśmiecha się. - On nie zwrócił na mnie wówczas uwagi, miałam za dużą konkurencję. Do Akademii 30+ przychodzą fajne, kontaktowe, ciekawe świata dziewczyny. Takie, które zajmują się czymś więcej niż oglądaniem seriali.
- Wszystkie są po studiach?
- Pewnie tak, choć tu nikt nikogo nie pyta o wiek, wykształcenie czy stan cywilny. Każdy mówi o sobie tylko to, co chce powiedzieć.
Basia skończyła rusycystykę na uniwersytecie i - dodatkowo - logistykę na politechnice, miała dobrą pracę w Warszawie. Ale zaproponowano jej stanowisko kierownicze w Gdańsku, więc tu przyjechała. Traktowała to jak przygodę, po dwóch latach miała wrócić do stolicy.

- Byłam sama w obcym mieście, bez rodziny i przyjaciół - wspomina. - Po pracy nie miałam się do kogo odezwać. Dlatego zaczęłam szukać dodatkowych zajęć, jakiejś pożywki intelektualnej. Joga, którą się zajmowałam już w Warszawie, przestała mi wystarczać. W końcu trafiłam w internecie na hasło: Akademia 30+. To był strzał w dziesiątkę. Przyjemność studiowania, obcowania z ciekawymi ludźmi, bez obciążeń, bo nikt nie odpytuje i nie sprawdza obecności. Wartość dodana. Może człowiek nie wychodzi z takiego wykładu z wiedzą naukową, ale - z zainteresowaniem. Chce zagadnienie zgłębiać.

Żeby wszystko było jasne: Akademia to nie jest miejsce, w którym się romansuje na potęgę. Ludzie tu przychodzą z bezinteresownej potrzeby wiedzy. Tu są wykłady z różnych dziedzin, od historii muzyki, przez fizykę i historię sztuki nowożytnej, po religioznawstwo. Pełne spectrum.

P jak Paweł

Co to był za wykład, na którym Basia zobaczyła Waldka? Zdaje się, że dr. Tomasza Witkowskiego "Czy nauki społeczne są naukami kultu cargo?". Potem o tym rozmawiali. Interesują ich podobne rzeczy. Kiedy zaczęli się spotykać?
- Wiosną 2011 roku - mówi Waldek. - W grudniu się zaręczyliśmy, a w czerwcu następnego roku wzięliśmy ślub. Gdy człowiek wie, czego chce, szybko podejmuje decyzję.

Po weselu, na poprawiny, zaprosili przyjaciół z Akademii 30+.
Teraz Basia nie chodzi na wykłady. Jest w szóstym miesiącu ciąży, musi na siebie uważać. Właśnie wyszli z badania USG, oglądali dziecko na monitorze. Już wiedzą, że to będzie Paweł.
- Tak jak Paweł Mazur, koordynator projektu Akademia 30+ w Trójmieście?
Śmieją się. Twierdzą, że to przypadkowa zbieżność, choć Pawłowi Mazurowi rzeczywiście dużo zawdzięczają. Przede wszystkim to, że się w Gdańsku odnaleźli. Mają trzydziestkę z dużym plusem, trochę to trwało, zanim się spotkali. Może dlatego, że Basia jest z Warszawy, a Waldek z… Wilna?

- Przyjechałem na studia na Politechnikę Gdańską w 1990 roku i już w Trójmieście zostałem - tłumaczy Waldek. - Potem ściągnąłem mamę, bo my jesteśmy Polakami.
Z Akademią 30+ Waldek jest związany już od pięciu lat. Dla osoby z wykształceniem technicznym to taka odskocznia, możliwość dodatkowego rozwoju. Nie przewidział, że znajdzie tam żonę, ale to najlepsze, co mogło się mu przytrafić.

Nikt nie rozlicza

Akademia 30+ działa już szósty rok. Skupia już 1300 osób, wciąż dołącza ktoś nowy. A na początku się bali, czy pomysł w ogóle chwyci.

- Podchodziliśmy do sprawy bardzo ostrożnie - przyznaje Paweł Mazur. - Szacowaliśmy, że na pierwszych wykładach pojawi się 20-30 osób. A tu - niespodzianka. Na ten inauguracyjny, który wygłosił prof. Edmund Wnuk-Lipiński, stawiło się ok. 200 słuchaczy. Podobnie było na wykładach Magdaleny Środy i Zbigniewa Lwa Starowicza.

Rekord należał jednak do Wojciecha Eichelbergera, psychologa, psychoterapeuty, pisarza, współzałożyciela Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Może dlatego, że pytał, jak pozostać przy zdrowych zmysłach we współczesnym świecie? W każdym razie odpowiedzi na to pytanie szukało 400 osób.

Czasem przyciąga temat, czasem nazwisko prelegenta. Gdy wykład ma dr Jacek Friedrich, historyk sztuki, adiunkt w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego, sala zawsze jest pełna. I nikt nie patrzy wymownie na zegarek, choć mija przepisowe półtorej godziny. To już kolejna prelekcja z cyklu "Sztuka ostatniego stulecia".

- Dr Friedrich ma wśród nas wielu fanów - przyznają słuchacze. - Opowiada zajmująco o mistrzach malarstwa i wielkich architektach, oprowadzał nas po Berlinie, a będzie - po Wiedniu. Bo my w tej akademii nie ograniczamy się do sal wykładowych. Chodzimy na wspólne spacery, podczas których podziwiamy zabytki i podglądamy ptaki, bawimy się, a w długie majowe weekendy jeździmy do różnych ciekawych miast, zwiedzaliśmy np. Kraków i Lwów.

Chętnych na takie wycieczki jest zawsze trzy razy więcej niż miejsc w autobusie, pierwszeństwo mają więc… kujony, czyli ci, którzy chodzą na wszystkie zajęcia.
- Wcale nie ma takiego obowiązku - podkreśla Paweł Mazur. - Tu nikt nikogo nie kontroluje i nie rozlicza, nie ma egzaminów, dyplomów i zaświadczeń. A studiować można nawet 15 lat, bo semestry są umowne, a tematy wykładów się nie powtarzają.
Dlatego jedni przychodzą systematycznie, a inni tylko na wybrane wykłady. Średnio pojawia się 150 osób.

Z mężem i bez

Kim są słuchacze? To w większości osoby po studiach, one stanowią 95 procent. Gdy ktoś nigdy nie słuchał wykładów, ten głód wiedzy ma jednak mniejszy.
- Nasi słuchacze są zazwyczaj bardzo zapracowani, dorabiają w paru różnych miejscach, zdobywają kolejne kwalifikacje, mają rodziny i przeważnie są… kobietami - mówi Paweł Mazur. - Panie stanowią tu 70-80 procent.

Niektóre słuchaczki przyprowadzają na zajęcia mężów. Tak, jak Iza, zabiegana inżynier po Politechnice Gdańskiej, która zawsze lubiła się uczyć. Oprócz mechaniki studiowała więc też dziennikarstwo i wkuwała obcojęzyczne słówka. Podkreśla, że to się w życiu przydaje. A mąż Leszek, siedzący obok, zgodnie kiwa głową. Nie wszyscy jednak mężowie są głodni wiedzy.
- Mój mąż zostaje w domu, z dzieckiem - oświadcza Agata Pietraszko. - Ale ja przychodzę prawie na wszystkie wykłady.
Agata jest architektem, po Politechnice Gdańskiej, podobnie jak Bianka Witkowska, która ją tu zabrała po raz pierwszy. Podobają się im prelekcje nie tylko z zakresu sztuki czy architektury.

- Nawet fizyka, matematyka czy informatyka kwantowa jest zachwycająca - zauważa Bianka. - Po raz pierwszy w życiu wydawało mi się, że wszystko rozumiem, nie czułam się jak kretynka. Dopiero kwadrans później nabrałam wątpliwości.
Na pytanie, czy nie lepiej zapisać się na jakieś studia podyplomowe albo kolejny fakultet, obie wzruszają ramionami. Twierdzą, że nie o to chodzi. Tu człowiek bywa, gdy ma czas i ochotę, a nie dlatego, że musi. A poza tym, chodzi właśnie o to spectrum, różnorodność. O to, że jest coś z filozofii i coś z psychologii, z astronomii i religioznawstwa.

Wrażenie zrobili ks. Adam Boniecki, prof. Tadeusz Bartoś czy prof. Zbigniew Mikołejko. Kontrowersyjni i nietuzinkowi. Mikołejko mówił np. o śmierci w kulturze Zachodu albo o tym, co nowoczesność zrobiła z ciałem, o biowładzy i o tym, jak stosunek do ciała degraduje (jednych) i wywyższa (drugich).

Zagrali sambę

Czasem tematy bywają bardzo serio, a czasem frywolne. Można rozprawiać o demonicznych heterach i zagubionych kociakach w hollywoodzkich filmach, można o tym, skąd się biorą dziury w serze. Albo uczestniczyć w warsztatach teatralnych czy psychologicznych.
- W teatr bawiliśmy się razem z zawodowymi aktorami, Marzeną Nieczuja Urbańską oraz z Mariuszem Żarneckim - uściślają słuchacze.

A jak wszystkich zachwycił prof. Piotr Sutt! To kierownik Zakładu Praktyki Instrumentalnej Instytutu Edukacji Muzycznej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy i pierwszy perkusista Polskiej Filharmonii Kameralnej, który opowiadał o wyższości rytmu nad melodią, dostarczył na warsztaty różne instrumenty, stworzył ze słuchaczy orkiestrę i kazał im muzykować.
- Po dwóch godzinach zagraliśmy sambę! - cieszy się Agata. - Ja używałam gwizdka!
Prof. Sutt, jako jedyny wykładowca, zrobił im… klasówkę (po całorocznym cyklu wykładów z historii muzyki). Nie protestowali, zwłaszcza że w nagrodę, dla najlepszych, były płyty.

Jakie wykłady im się jeszcze marzą? - Może przydałoby się coś o feminizmie? - podpowiadają słuchaczki.
Słuchacze nie komentują. I tak są w mniejszości.

Dla Ciekawych
Akademia 30+ powstała w październiku 2007 roku z inicjatywy Fundacji dla Uniwersytetu Jagiellońskiego i Gdańskiej Fundacji Rozwoju im. Adama Mysiora.
Akademia krakowska z czasem zaprzestała działalności, ta w Trójmieście - w dużej mierze dzięki wsparciu Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego - wciąż się rozwija. Zapisało się do niej ok. 1300 osób, a prelegenci, przeważnie o znanych nazwiskach, wygłosili już blisko 130 wykładów.
Zajęcia odbywają się na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego, przy ul. Wita Stwosza 55, średnio raz w tygodniu, w dni powszednie, o godz. 18.30. Wpisowe - 25 zł, koszt jednego wykładu - 20 złotych.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki