Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragiczna śmierć 12-latka. Dramat dziecka oskarża dorosłych

Dorota Abramowicz
Przed tygodniem w Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku zginął 12-letni Marek (zdjęcie publikujemy za zgodą mamy chłopca)
Przed tygodniem w Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku zginął 12-letni Marek (zdjęcie publikujemy za zgodą mamy chłopca) archiwum rodzinne
Tragiczna śmierć Marka, ucznia VI klasy szkoły podstawowej, który popełnił samobójstwo w Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku Wrzeszczu, wstrząsnęła opinią publiczną. I wiele wskazuje, że powinna być przyczynkiem do poważnej dyskusji na temat opieki nad dziećmi wymagającymi specjalistycznego wsparcia.

Marek był dzieckiem, u którego specjaliści stwierdzili zaburzenia zachowania. Miał problemy w szkole, skłonność do popadania w gniew, w sytuacjach stresowych reagował nieadekwatnie do sytuacji. Po otrzymaniu opinii z Rejonowego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego, w której stwierdzono, że matka nie radzi sobie z wychowaniem syna i zbytnio ulega chłopcu, sąd zadecydował o umieszczeniu Marka w Pogotowiu Opiekuńczym.

Czytaj: Śmierć chłopca w pogotowiu opiekuńczym w Gdańsku

Długa interwencja

Pogotowie Opiekuńcze to placówka interwencyjno-wychowawcza, w której pobyt dziecka będącego w trudnej sytuacji nie powinien przekraczać trzech miesięcy.

- Dziecko zostało umieszczone w placówce początkowo w trybie zabezpieczenia, na czas postępowania dotyczącego władzy rodzicielskiej - wyjaśnia Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku. - Orzeczenie o umieszczeniu chłopca w placówce opiekuńczo-wychowawczej zapadło 8 lutego br. i uprawomocniło się 1 marca. Z opinii w sprawie wynikało, że chłopiec powinien przebywać poza środowiskiem rodzinnym.

- Syn szczególnie przeżywał brak kontaktu ze mną - mówi pani Gabriela, mama Marka. - Za wszystko miał kary, jedną z nich było odebranie telefonu komórkowego na trzy miesiące. Nie mógł, w razie potrzeby, zadzwonić, a ja nie zawsze mogłam do niego przyjechać.

Złe zachowanie

Chłopca karano za złe zachowanie, w tym za jednodniową ucieczkę z ośrodka w lutym br. Marek nie poszedł do szkoły, wrócił później do placówki. Dwa dni później targnął się na życie.

Według matki pobyt w pogotowiu negatywnie wpłynął na Marka. Buntował się, używał wulgaryzmów. - Przebywanie w trudnym towarzystwie namieszało mu w głowie - twierdzi Gabriela. - Masakra.

Arkadiusz Kulewicz z MOPR przyznaje, że wśród dzieci kierowanych przez sądy do pogotowia zdarzają się i takie z problemami wychowawczymi. - To często wynika z ich sytuacji rodzinnej - mówi rzecznik MOPR.

Na stronie gdańskiego pogotowia czytamy, że do placówki trafiają także „dzieci o znacznym nasileniu zaburzeń emocjonalnych”.

Między pogotowiem a szpitalem

- Pogotowie z zasady działa interwencyjnie - mówi dr Leszek Trojanowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego na Srebrzysku. - Brakuje w Polsce całodobowych ośrodków prowadzących kompleksową terapię dzieci i ich rodzin.

Dyrektor Trojanowski doskonale wie, że gdyby Marka udało się uratować, zapewnie po próbie samobójczej trafiłby na oddział jego szpitala. Podobnie jak dziesiątki innych dzieci w całej Polsce, które umieszczane są na oddziałach psychiatrycznych szpitali. I często spędzają tam długie lata.

- Nawet u 90 proc. pacjentów diagnozujemy zaburzenia zachowania i emocji - mówi dr Trojanowski. - Bywa, że są to dzieci o bardzo dużym poziomie agresji. Chcę wyraźnie podkreślić, że one nie są chore psychicznie. Nie muszą stale korzystać z terapii farmakologicznej. Przywożone są do nas często „profilaktycznie”, po deklaracjach samobójczych. I zostają, chociaż tak naprawdę potrzebują odpowiednich oddziaływań wychowawczych.

Rzecznik pyta samorządy
Marek Michalak, rzecznik praw dziecka, od lat alarmuje kolejnych ministrów pracy i polityki społecznej w sprawie przebywania na oddziałach psychiatrycznych małoletnich pacjentów z zaburzeniami zachowania. Bez efektów.

Na początku tego roku rzecznik zaapelował o wsparcie do samorządowców. W liście do marszałków z całej Polski zwrócił się z prośbą o analizę problemu i podjęcie pilnych działań zmierzających do utworzenia regionalnych placówek opiekuńczo-terapeutycznych. W odpowiedzi rzecznikowi Hanna Zych-Cisoń, odpowiedzialna za ochronę zdrowia w województwie, napisała, że takie rozwiązanie może być trudne do zrealizowania. Po pierwsze - trudno byłoby znaleźć podmiot odpowiedzialny za świadczenie opieki zdrowotnej, po drugie - oznacza to skumulowanie dzieci z podobnymi problemami, co może przynieść niedobre skutki. Najlepsza - zdaniem pani marszałek - byłaby rodzinna forma opieki nad dzieckiem.

Urzędnicy i samorządowcy dyskutują, co zrobić z dziećmi takimi jak Marek. Prokuratura bada, czy ktoś przez namowę lub pomoc nie doprowadził umieszczonego w Pogotowiu Opiekuńczym dziecka do tak drastycznego kroku. I czy nie doszło do zaniedbań. A my dalej nie wiemy, jak zapewnić bezpieczeństwo zbuntowanym dzieciom z problemami.

Więcej czytaj w najnowszym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" (16.03.2016 r.)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki