MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tomek Rygalik: Nasza zaradność powoli wymiera [ROZMOWA]

rozm. Gabriela Pewińska
Rozmowa z Tomkiem Rygalikiem, jednym z najbardziej znanych polskich projektantów, którego wystawę można oglądać w Muzeum Miasta Gdyni.

Kiedy ogląda się krzesła na wystawie "Rygalik. Istota rzeczy" w Muzeum Miasta Gdyni chciałoby się na nich usiąść, by sprawdzić, na ile są funkcjonalne. Żeby w pełni docenić tytułową istotę rzeczy. Że te krzesła, stół, fotele to nie tylko piękno, ale coś więcej, kolejny wymiar. Pan uważa inaczej?
Istnieje wiele ważniejszych kryteriów oceny przedmiotów zaprojektowanych z myślą o przestrzeni publicznej - a 90 proc. eksponatów wystawy, głównie siedzisk, jest przeznaczona właśnie dla takiego obszaru.

Czego dotyczą te kryteria?
Weźmy przykład parkowej ławki, jej komfort w przestrzeni publicznej jest czymś skrajnie różnym od komfortu sofy stojącej w domu przed telewizorem. A krzesła kawiarniane? Istotne jest to, by za długo na nich nie siedzieć. Nie mogą być zbyt wygodne.

Żeby gość dał też posiedzieć innym.
To jest w tym przypadku ważna wytyczna dla projektanta. Moja wystawa była dobrze przemyślana. Zakładała, żeby patrzeć na eksponaty pod wieloma względami, a nie oceniać tylko jeden ich aspekt. Dlaczego siedziska tapicerowane w przestrzeni publicznej są twardsze? Mniej wygodne? Rzecz w tym, by przy intensywnym użytkowaniu nie wysiadywały się i wyglądały estetycznie przez lata.
Chcieliśmy spojrzeć na szerszy kontekst tych mebli, a nie tylko sprowadzać ekspozycję do tego, jak ludzie chcą je oceniać, na czym chcieliby siadać, porównywać z tym, co mają w domu lub co chcieliby mieć, bo to nie jest istotne kryterium w tej sytuacji. Założeniem było m.in. to, żeby podesty, na których stoją eksponaty gdyńskiej wystawy symbolizowały kartkę papieru - symbol projektowania od początku do końca rzeczy, które nas otaczają. Że one nie spadają z drzewa, tylko są przez kogoś wymyślone. Idea wystawy miała być daleka od kontekstu sklepu meblowego, gdzie eksponaty testuje się pod względem ewentualnego kupna i wstawienia sobie do domu.

Często powtarza Pan w wywiadach, że zaradność to ważna cecha polskiego designu, właściwość nabyta w czasach niedostatku.
Zaradność to dla mnie jedna z najważniejszych cech projektowania. Tak w procesie projektowym, gdy poszukujemy rozwiązań, jak i w robieniu czegoś w sposób niestandardowy, nie podążając utartymi szlakami. Zaradność odróżnia nas od bogatych społeczeństw, które mają zaawansowaną gospodarkę, w których gdy potrzebuje się jakiegoś rozwiązania, sięga się po nie, by tak rzec, na półkę obok. W nas, ponieważ pamiętamy czasy, gdy wielu produktów nie było na rynku, wyrobiła się żyłka kombinatorstwa, którą - uważam - trzeba hołubić, nie tylko w procesie projektowym.

Także efekty projektowania można określać tą cechą. Często mówię o jakimś przedmiocie, że jest bardzo zaradny, bo sprytnie rozwiązuje nam jakąś potrzebę, może wychodząc z czymś niestandardowym, może z jakąś wartością dodaną. Na zajęciach ze studentami w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie prowadzę pracownię, staram się o pojęciu zaradności mówić często, bo też zaradność powoli wymiera, zanika, ulatuje z czasem, z bogaceniem się społeczeństwa, z dostępnością produktów. Ci młodzi ludzie, którzy urodzili się w latach 90., nie mają żadnych wspomnień z okresu transformacji, oni tego wszystkiego nie przeżyli, wychowali się w przeświadczeniu, że konkretne rozwiązanie jest w zasięgu ręki. Tak się często robi w tzw. ułożonym świecie. Zaradność jest dla nich pojęciem obcym - a tak naprawdę kultura materialna Polaków różni się od tej zza miedzy między innymi pojęciem zaradności. A tymczasem ta cecha mnie wydaje się niezbędna przy projektowaniu. Bardzo wartościowa. Inspirująca.

Jeden ze znanych artystów opowiadał, że gdy był dzieckiem, jego ulubioną zabawką był zwykły patyk. Patyk mógł stawać się całym światem, kosmosem. Siłą sprawczą była wyobraźnia. Dziś, w dobie techniki, nadmiaru rzeczy, gdy wszystko jest podane na talerzu, wyobraźnia nie ma szans się rozwinąć.
Tak działa też niedostatek. Na wiele rzeczy patrzy się w sposób bardziej otwarty. Ta otwartość wyróżnia nas w świecie, nie tylko w dziedzinie designu. To dlatego polski hydraulik jest w Londynie niezastąpiony. On nie zostawi zepsutego kranu, dlatego że jakiejś części brakuje, po prostu użyje innej.

Jak wygląda stół w Pana domu?
To prototyp stołu XYLO, który zaprojektowałem kilka lat temu dla Comforty. Cały dom wypełniony jest meblami koncepcyjnie nieskończonymi, zbieranina rzeczy z różnych etapów wielu projektów. Tak więc jest stół, na nim zioła, przedmioty codziennego użytku, na przykład otwieracz do wina. Stół jest dębowy, bez obrusa. Spędzamy przy nim dużo czasu.

Co jest dla Pana inspiracją?
Ona bierze się z obserwacji ludzi, przedmiotów, ale obserwacji pogłębionej, wynikającej z bardzo osobistego badania, które przeprowadzam przypatrując się różnym zjawiskom życia codziennego. Konkretny projekt wyłania się z najbliższego sobie kontekstu użytkowego, ale i produkcyjnego. Inspiracja to nie jest totalna sfera imaginacji, nie wynika z abstrakcyjnego snu, to dociekanie konkretnych problemów, ograniczeń, które stają się wyzwaniami, to raczej przedsiębiorcze rozwiązywanie zadań niż filozofia.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki