Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tadeusz Szewczak, maratończyk z Rumi. Dzięki swojej pasji był już na sześciu kontynentach

Izabela Małkowska
Maratony to dla niego styl życia. Dzięki bieganiu zwiedził sześć kontynentów
Maratony to dla niego styl życia. Dzięki bieganiu zwiedził sześć kontynentów Archwium prywatne
Biegał w Azji, Europie, Australii i Afryce, pokonał ponad 42-kilometrową pustynną trasę na Saharze. Tadeusz Szewczak dwukrotnie przebiegł trasę maratonu na słynnym chińskim murze, biegał w Tybecie, a także na zboczach Mount Everest. A zaczął - od odchudzania.

- Gdy pomyślałem, że czas zrzucić wagę, ważyłem 120 kilogramów - mówi maratończyk. - To było w 2000 roku, a rok później w Pucku przebiegłem swój pierwszy w życiu maraton. Wtedy byłem szczęśliwy, że dobiegłem do mety, nie myślałem o medalu. Zresztą nigdy się o nim nie myśli, celem jest ukończenie biegu. Postanowiłem, że jak się uda, to będę biegał dalej.

Po Pucku były jeszcze inne maratony lokalne. W Poznaniu Szewczakowi udało się po raz pierwszy przebiec trasę w czasie poniżej 4 godzin. W Lęborku osiągnął swój najlepszy czas: 3 godziny i 12 minut. A później zaczął się bieg po kontynentach. I tak rumianin biegał wysoko i nisko. W Jordanii - w najniżej rozgrywanym maratonie na świecie, czyli 400 m pod poziomem morza i na wysokości 5650 m nad poziomem morza w Ten-zing Hillary Everest Marathon. Pokonał też trasę w Maratonie, historycznym greckim mieście, z którego wzięła się tradycja późniejszych maratonów. Mur chiński Szewczak przebiegł pięć razy, raz nawet zajął tam drugie miejsce w swojej kategorii wiekowej.

- Po murze chińskim biega się ciężko, trzeba pokonać 7 tys. schodów - opowiada. - Tam mój najlepszy czas wyniósł 4 godziny i 10 minut, zająłem 7 miejsce w ogólnej klasyfikacji wśród zawodników z całego świata.

Każdy maraton ma ten sam dystans. Biegacz musi pokonać 42 km i 195 m. Ale raczej nie to jest problemem dla rumianina. Bieganie w maratonach to bardzo kosztowne hobby. Szewczak za wszystko płaci sam. Nie pije, nie pali, a zaskórniaki przeznacza na wyjazdy. Od 10 lat pracuje w stoczni w Chinach nadzorując budowy statków. Prowadzi tam dość nietypowy tryb życia.

- Z tym bieganiem to jest jakaś dziwna sprawa, jest jak choroba - śmieje się Szewczak. - W Chinach są teraz czterdziestostopniowe upały, więc żeby trenować, wstaję o 2 w nocy i ćwiczę do 5 rano. Nie imprezuję, a każdą wolną chwilę spędzam wdrapując się na góry. Spać chodzę o 20, ok. godz. 19 prowadzę ostatnią rozmowę z żoną na Skypie i idę lulu, jak małe dziecko. Jesienią i zimą wstaję później, o 4 nad ranem. Te wczesne pory to też z powodu tego, że Chiny są bardzo zaludnione i ciężko znaleźć kawałek pustej przestrzeni, ale nawet w nocy na trasie spotyka się ludzi.

Szewczak czasem bierze udział w maratonach, mających przesłanie do świata. Tak było na Saharze. - Chcieliśmy pokazać, że żyją tu ludzie, którzy zostali wygonieni ze swojego kraju - wyjaśnia. - Od ponad 30 lat koczują w namiotach w Algierii, wypędzeni z zachodniej Sahary. Saharowie żyją w ogromnej biedzie, głodują. Czekają na powrót do swojego kraju. Co roku odbywa się tam maraton, mający na celu zwrócenie uwagi na problem, o którym nikt nie chce głośno mówić.

Po maratonie na Saharze do kolekcji Szewczaka trafił kolejny medal. Tym razem z gliny.

- Ale to jeden z najbardziej cennych w moim zbiorze - podkreśla.

Tadeusz Szewczak sam nigdy wcześniej niczego nie trenował, w rodzinie także nie ma żadnego sportowego zapaleńca. Ale teraz marzy o tym, żeby w tej sztafecie przekazać komuś pałeczkę.

- Mam trzech synów, którzy próbowali i obiecywali, że kiedyś ze mną pobiegną, ale jeszcze się nie doczekałem. Mam jednak wnuczkę, może ona pierwsza przebiegnie ze mną maraton? Wtedy ja zakończę swoją karierę - zapewnia rumianin.

Bieganie to dla niego styl życia i spełnienie marzeń. To dzięki udziałom w maratonach zwiedził praktycznie cały świat; był na sześciu kontynentach. Teraz czeka w kolejce na udział w jednym z najbardziej ekskluzywnych wydarzeń sportowych: maratonie na Antarktydzie.

- Od 5 lat czekam w kolejce - opowiada maratończyk. - Firma z Bostonu organizuje ten bieg raz do roku tylko dla stu uczestników. Po ukończeniu biegu wstępuje się do klubu siedmiu kontynentów. To nagroda porównywalna do Korony Ziemi.
Plany na najbliższy czas? 15 sierpnia wziął udział w gdańskim Maratonie Solidarności, 26 sierpnia wyjeżdża do Chin, gdzie przygotuje się do wrześniowego maratonu w Tybecie. W październiku czeka go maraton w Pekinie, a w listopadzie w Szanghaju.

- A w przyszłym roku Mount Everest, moje ciche marzenie. Czy się spełni? Zobaczymy - mówi Szewczak, ale po jego minie widać, że osiągnie swój cel.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki