To nie jest tekst o Rafale Kaplerze ani o opóźnieniach w oddaniu do użytku Stadionu Narodowego. Nie wiem, kto jest winny, że planowane wcześniej imprezy nie mogły się odbyć, nie wiem też, czy były prezes NCS powinien dostać premię.
W dyskusji, która toczy się od kilku dni (szczęśliwy to kraj, gdy tego typu wiadomości znajdują się tak długo na czołówkach gazet i pierwszych miejscach w mediach pozostałych!), dwie rzeczy wyprowadzają mnie z równowagi.
Pierwsza to wysokość potencjalnej premii, jaką miałby otrzymać Rafał Kapler. Ponad pół miliona złotych robi wrażenie tylko wtedy, gdy pomija się okres, za jaki ona przysługuje i realia rynku pracy najwyżej wykwalifikowanych menedżerów projektów. 570 tysięcy złotych za 48 miesięcy to 11 875 zł za miesiąc. Prezes miał podobno miesięczną pensję 26 tysięcy złotych. Dużo? Bardzo, w porównaniu z najniższymi, a nawet przeciętnymi wynagrodzeniami. Tyle tylko, że prowadzenie takiego projektu to nie jest zadanie, któremu mógłby podołać przeciętny Kowalski. Ba, nawet przeciętny menedżer w sporej firmie. Wiemy, że prezesi dużych banków zarabiają kilkakrotnie więcej. Rektor dużej publicznej uczelni ma stawkę porównywalną z Kaplerem. Fakt, nie ma premii (ale ma "trzynastkę") i nikt go nie rozlicza z żadnych harmonogramów. Nawet jeśli popełnia grube błędy, a zadania, które sam sobie wyznacza, realizuje z paroletnim opóźnieniem albo wcale - nikt mu krzywdy nie zrobi. Toteż Kapler, moim zdaniem, nie zarabiał dużo. Tym bardziej że realizował projekt prestiżowy, który obserwowało miliony ludzi. Projekt miał napięty harmonogram, a każde potknięcie było skwapliwie odnotowywane przez UEFA, PZPN, media, kibiców i polityków. Praca pod taką presją musi być wysoko wynagradzana.
Więcej felietonów Piotra Dominiaka
Na rynku pracy ludzi mogących podjąć się zarządzania takimi przedsięwzięciami jest w Polsce bardzo niewielu. Stąd mądra była decyzja rządu PiS, która pozwalała m.in. w NCS pomijać tzw. ustawę kominową. Zazdrościć szefowi NCS pracy i zarobków mogą tylko ci, którzy o tego typu projektach nie mają pojęcia.
Druga sprawa to absurdalne zarzuty wobec samej koncepcji Stadionu Narodowego. Dwaj poważni dziennikarze w Radiu TOK FM wyśmiewali wręcz fakt, że stadion jest de facto biurowcem, w którym będą siedziby firm, organizowane będą różne wydarzenia niezwiązane ze sportem. Co to za stadion?! - drwił Piotr Najsztub. Otóż to, co on krytykuje, chyba wszyscy rozsądni ludzie chwalą. W Gdańsku za brak takiej jasnej koncepcji wykorzystania komercyjnej powierzchni PGE Areny (dużo mniejszej niż w Warszawie) krytykowano operatora stadionu. Stadion Narodowy będzie tylko z rzadka wykorzystywany przez piłkarzy - pewnie kilka razy w roku. Jeśli już zdecydowano się go zbudować (co było pomysłem kontrowersyjnym), to jedynym ekonomicznie zasadnym rozwiązaniem jest stworzenie z niego budowli wielofunkcyjnej. Zanim się zacznie wypowiadać tonem nieznoszącym sprzeciwu swoje opinie w mediach, warto rozejrzeć się po świecie (patrz np. stadion zbudowany na olimpiadę w Szanghaju).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?