Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Boniek: To nie była nasza ostatnia wieczerza. Przyszłość Polski to niedziela

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Zbigniew Boniek: Na tym mundialu są drużyny, które przegrały pierwsze mecze, a mimo to myślą o zostaniu mistrzem świata. To nie jest tłumaczenie. Wciąż stać nas na wyjście z grupy.
Zbigniew Boniek: Na tym mundialu są drużyny, które przegrały pierwsze mecze, a mimo to myślą o zostaniu mistrzem świata. To nie jest tłumaczenie. Wciąż stać nas na wyjście z grupy. Bartek Syta/Polska Press
W drużynie są liderzy, którzy - gdy idzie słabo - muszą odmienić grę zespołu. Takich liderów mamy czterech - pięciu. Mimo to we wtorek zagraliśmy kiepsko - ocenił Zbigniew Boniek, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, dzień po porażce 1:2 z Senegalem w pierwszym meczu Biało-Czerwonych na mundialu w Rosji.

Gra reprezentacji Polski z Senegalem była zbyt ofensywna?

Każdy trener dobiera taką taktykę, którą uważa za najlepszą do pokonania przeciwnika. Natomiast boisko weryfikuje pewne rzeczy. We wtorek nie zagraliśmy dobrego spotkania. Ale taktyka to tylko jeden z elementów, które złożyły się na wynik. Miałem wrażenie, że piłkarze byli zamuleni, nie wychodziło nam to, co zwykle działało. Nie było to skutkiem tego, jakim ustawieniem graliśmy czy doborem składu. To kwestia szkoleniowa i w niej absolutnie jedynym autorytetem jest Adam Nawałka.

To kwestia oczekiwań i presji pierwszego meczu na mundialu?

W piłce o wszystkim można mówić górnolotnie i głęboko analizować. Ból po meczu z Senegalem wynika z tego, że przegraliśmy go w słabym stylu, a bramki straciliśmy w sytuacjach dziwnych. To nie były akcje przeciwnika, my się do nich przyczyniliśmy. Trener jest z drużyną 24 godziny na dobę. Jestem przekonany, że wiedział, że wtorkowy skład był najlepszy na to spotkanie. Mecz zweryfikował plany. W niedzielę gramy z Kolumbią w Kazaniu i nasze nastawienie się nie zmienia, chcemy ją pokonać.

Jakie mamy atuty w „meczu o wszystko”?

Kolumbia, jak Senegal i Japonia, to nie są słabe drużyny. Takich na mundialu nie ma. Widzimy, że wszyscy męczą się ze wszystkimi, oprócz Rosji, która odniosła dwa przekonujące zwycięstwa. Natomiast Kolumbia przegrała z Japonią też w sposób dziwny. Mamy sztab ludzi, którzy pracują nad rozpracowaniem rywala, natomiast czysto piłkarsko nie jesteśmy od nich słabsi.

Nie ma Pan wrażenia, że zawiodło rozpracowanie rywala?

Nie, absolutnie. Patrzę na mecz z Senegalem przez pryzmat zwycięstwa nad Niemcami dwa i pół roku temu. Ustawienie było podobne, jedyną różnicą była we wtorek gra Piotra Zielińskiego, a nie Tomasza Jodłowca. W teorii inaczej to miało wyglądać, w praktyce nie wyszło. Wtedy w Warszawie po stracie piłki broniliśmy się dziewięcioma zawodnikami. Tylko Robert Lewandowski albo Arek Milik byli za piłką w kierunki bramki rywala. W Moskwie działo się pod rytmem, mecz był bardzo wolny. Niuanse i błędy sprawiły, że dziś musimy żyć z porażką. Doceniam przeciwnika, ale nie można powiedzieć, żeby zrobił dużo więcej od nas, by to spotkanie wygrać. Gdyby nam sprezentowano takie gole, to mimo kiepskiej gry zdobylibyśmy trzy punkty.

Jak wyjaśnić to, że zdecydowana większość zawodników zagrała poniżej oczekiwań?

To był mecz na 0:0. Senegalczycy specjalnie sytuacji do zdobycia bramki nie szukali. To my ich do tego zachęciliśmy. Dwoma błędami spowodowaliśmy, że strzelili dwa gole. Czekali na nas, rozgrywali piłkę atakiem pozycyjnym. Natomiast nie pamiętam meczu, który przegraliśmy, bo dwóch czy trzech piłkarzy zagrało słabo. Jeśli przegrywamy, to wszyscy, tak samo jest w przypadku innych wyników. Każdy ma swoje zdanie na temat tego, kto zawinił przy bramce, ale zdania mogą różne. We wtorek zawiedliśmy wszyscy. Ale to nie była ostatnia wieczerza. Musimy na tych mistrzostwach coś dobrego zrobić. Nie chcemy jechać do domu, nie pokazując, na co nas stać. Jestem spokojny, wierzę w drużynę. Zadanie postawione przed reprezentacją Polski to wyjście z grupy i na to cały czas nas stać.

Nawałce zabrakło szybkości w reagowaniu na grę i wynik? Milik grał słabo, a zszedł dopiero w końcówce.

Jako prezes PZPN w pewnym sensie jestem za drużynę odpowiedzialny, nie będę oceniać piłkarzy indywidualnie. Choć Arek mówił po meczu, podobnie jak inni, że nie było to jego najlepsze spotkanie. Zostawmy te kwestie, bo to one są w kompetencji trenera. Natomiast analizując mecz, możemy powiedzieć, że gdyby pięciu zawodników nie popełniło błędu w sposób szkolny, to mecz skończyłby się 1:1 i byśmy o tym nie rozmawiali. Poza tym, jak chcę porozmawiać sobie na temat gry z którymś z piłkarzy jako starszy kolega, to zrobię to prywatnie.

W środę widział Pan w oczach piłkarzy więcej ognia czy rezygnacji?

Nie ma rezygnacji! Żeby grać na wysokim poziomie, trzeba przezwyciężać słabości. Życie sportowca to nie tylko zwycięstwa, lecz także porażki, na które trzeba reagować. Czekamy, żeby pokazali charakter. Widziałem chłopaków na śniadaniu, każdy z nich wyszedł lekko smutny porażką, ale nie ma mowy o poddaniu się. Dopóki jest iskierka nadziei na to, żeby cokolwiek na mundialu zrobić, to myślimy pozytywnie. To dla nas żadne wytłumaczenie, ale w Rosji są drużyny, które przegrały pierwsze spotkania, a mimo to myślą o zostaniu mistrzem świata. Porażka na starcie nie przekreśla całego mundialu.

Gdzie Pan widzi przesłanki, że reprezentacja Polski wspomniany charakter pokaże?

W całości oglądałem treningi drużyny i widzę, co robią piłkarze. I gdybym miał coś powiedzieć kilka dni temu, to byłem przekonany, że naszego przeciwnika rozjedziemy. Tak samo wygląda to dzisiaj. Jest grupa zawodników w świetnej formie. To piłkarze poważni, mądrzy i doświadczeni. A że czasem przegrają? Taka jest piłka.

Wierzy Pan, że Kamil Glik zagra na tym mundialu?

Czytałem z nim wywiad. Powiedział: „Trenuję z drużyną, ale mnie boli”. Kiedyś też miałem podobną kontuzję barku. Powrót do zdrowia od 0 do 60 proc. jest szybki, problem pojawia się przy dojściu do 100 proc. Tu chodzi o wydolność fizyczną i psychiczną. Nie bać się wyskoczyć do główkowania, zrobić wślizgu, oprzeć ręki i tak dalej. Kamil wraca do zdrowia szybciej niż wielu ludzi, ale żeby zagrał, musimy być pewni, że wytrzyma trudy spotkania. Mamy nadzieję, że wystąpi jeśli nie w drugim, to w trzecim spotkaniu. To duża strata, ale żadna drużyna nie może się chować za kontuzją zawodnika.

W Soczi jest bardzo gorąco i jest duża wilgotność. Nawet Brazylijczycy, którzy są bardziej przyzwyczajeni do upałów, wyjeżdżając na mecz, zrobili to dzień wcześniej. Czy ze względu na klimat wybór bazy nie był zbyt pochopny?

Warunki mamy fantastyczne, niczego nam nie brakuje. Osobiście aż tak tego nie odczuwam. Od 12 do 17 jest bardzo ciepło, ale przez sześć lat we Włoszech grałem o godz. 15 i nikt nie narzekał. Teraz zresztą też nie słyszę, żeby ktoś to robił. Jak jest lato, musi być ciepło. Wiedzieliśmy, że w ciągu dnia jest tu mniej więcej 30 stopni Celsjusza, ale wieczorem robi się przyjemnie. Dlatego czasem nasze treningi są przekładane. Klimat nie jest elementem analizy formy. Nie wydaje mi się, żeby tu był jakiś problem.

Pan na mundialu w 1982 r. nawet po dwóch meczach był z reprezentacją w trudnej sytuacji. Co w niej muszą zrobić piłkarze, by odrzucić smutek i skupić się na futbolu?

Ale wtedy w pierwszej kolejce zremisowaliśmy z mistrzami świata, a w drugim meczu zremisowaliśmy z Kamerunem, z którym powinniśmy wygrać 5:2. Ale to była inna piłka. Najlepszą receptą jest niezawracanie sobie głowy niczym, tylko myślenie pozytywne i w odpowiednim momencie pokazanie charakteru. W piłce najważniejsze jest przygotowanie fizyczne i mentalne, dopiero potem taktyka. Liczymy, że w niedzielę wszystko będzie. Na wszystkie warianty jesteśmy przygotowaniami, ale negatywnych nie bierzemy pod uwagę. Jesteśmy urodzonymi optymistami, więc wierzymy, że damy sobie radę.

To co zawiodło we wtorek?

Na boisku jest 11 ludzi. Wśród nich są liderzy, którzy - gdy idzie słabo - muszą odmienić grę. Takich liderów mamy czterech - pięciu. Mimo to we wtorek zagraliśmy kiepsko. Są w życiu momenty, że człowiek musi zdawać sobie sprawę z tego, że to od niego wiele zależy. Poza tym trudno znaleźć właściwą przyczynę, bo każdy jest inny. Dziś przed meczami piłkarze słuchają muzyki. Gdyby mi ktoś kiedyś założył słuchawki, tobym oszalał. Lubiłem być sam, koncentrować się w ciszy. Ale mamy doświadczonych graczy, którzy wiedzą, co robić. Wszystko w drużynie dobrze funkcjonuje, jedyne, co się nie zgadza, to gra i wynik z Senegalem. Mamy pełne zaufanie do chłopaków i jedziemy dalej. Jesteśmy przygotowani na krytykę. Jedźcie z nami równo. Im mocniej, tym lepiej się żyje. Jako piłkarz bardzo to lubiłem, to napędzało do lepszej gry. Tylko pamiętajcie - widzimy i pamiętamy. (śmiech)

W Soczi pytali i notowali Tomasz Biliński i Sławomir Stachura

Zbigniew Boniek: Nie oceniam piłkarzy indywidualnie, ale sam Milik nie ukrywał, że zagrał źle

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zbigniew Boniek: To nie była nasza ostatnia wieczerza. Przyszłość Polski to niedziela - Portal i.pl

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki