Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Kostrzewa - zagrał w Lechii Gdańsk z Barceloną, ale piłkę porzucił. Co robi teraz?

Krystian Błank
Tomasz Bolt/Polskapresse
Maciej Kostrzewa spełnił marzenie, jakim była gra w ekstraklasie w Lechii. Piłkę jednak ostatecznie porzucił.

Jest koniec lipca 2013 roku. Do Gdańska na mecz towarzyski z Lechią przyjeżdża FC Barcelona. Po pierwszej połowie biało-zieloni dość sensacyjnie remisują 1:1. W przerwie Pawła Dawidowicza na boisku zastępuje Maciej Kostrzewa. Mecz kończy się wynikiem 2:2. Schodząc do szatni, mając za sobą kilka pojedynków z Leo Messim, Kostrzewa nie spodziewa się, że już za nieco ponad trzy lata czeka go ławka, ale nie rezerwowych w Lechii Gdańsk, tylko studencka na wydziale Matematyki, Fizyki i Informatyki Uniwersytetu Gdańskiego.

Maciej od zawsze kibicował Lechii. W wieku 6 lat przeprowadził się 50 metrów od stadionu przy Traugutta. - Byłem na to skazany - przyznaje. - Miałem świadomość, że moją przyszłością będzie Lechia. Spełniłem swoje marzenie i wystąpiłem w ekstraklasie w barwach Lechii.

Debiutował na wyjeździe w meczu z Lechem Poznań. Później zagrał również na wyjeździe z Legią Warszawa. Na debiut na pięknym stadionie w Gdańsku musiał czekać aż do trzeciego spotkania. - Pierwszy mecz na Enerdze, wtedy jeszcze PGE Arenie, to było fantastyczne przeżycie. Przy tych wszystkich kibicach, gdzie, to ja kiedyś stałem i razem z nimi dopingowałem piłkarzy, a teraz znalazłem się w odwrotnej sytuacji, że ci ludzie dopingują mnie. To było coś fantastycznego - wspomina 26-latek.

Kostrzewa był jednym z zawodników, którzy wystąpili w spotkaniu z FC Barceloną. Niewiele jednak brakowało, a w tym meczu w ogóle nie pojawiłby się na boisku. - Kilka dni przed spotkaniem wystąpiłem w sparingu. Zawodnicy, którzy nie zagrali w ekstraklasie, mieli dodatkową potyczkę. No i ja w tym meczu zagrałem. Pamiętam, że bardzo mocno podkręciłem kostkę. Miałem ją mocno spuchniętą. Poszedłem do trenera od odnowy biologicznej, żeby tylko broń Boże nic nie mówił trenerowi i zawiązał mi to jak najmocniej, żebym tylko wystąpił z Barceloną. Na szczęście się udało i zagrałem w tym meczu połówkę - wspomina.

Do dzisiaj pozostały mu zdjęcia z tamtego meczu, w tym to, na którym walczy o piłkę z Neymarem. - Brazylijczykowi co prawda więcej dostało się od mojego kolegi Łukasza Kacprzyckiego. Łukasz wszedł chyba na ostatnie 15 minut i trzy razy dość mocno podrapał go po achillesach. Miałem chyba ze dwa starcia z Neymarem i trochę więcej z Messim, bo on grał dłużej - dodaje były defensywny pomocnik.

Przygoda Kostrzewy z Lechią nie trwała jednak długo. Po 16 meczach w ekstraklasie klub postanowił rozstać się z zawodnikiem po sezonie 2013/14. - To był ten moment, gdy przyszedł nowy właściciel, który wykupił Lechię. Zarząd zaczął urządzać klub po swojemu. Odeszło nas wtedy chyba kilkunastu. Pamiętam, że pojechaliśmy z Ricardo Monizem na ostatni mecz do Zabrza, gdzie wygraliśmy. Wywalczyliśmy 4. miejsce w ekstraklasie, czego do dzisiaj ta drużyna nie może przebić, chociaż pompowane są w nią wielkie pieniądze. Pamiętam, że po tej wygranej wiele osób siedziało i płakało w szatni, bo wiedziało, że zostaną odpaleni. Lechia w takim wymiarze, w jakim była wtedy, praktycznie przestała istnieć w jednym momencie. Po okienku transferowym to była zupełnie inna drużyna - wyjaśnia.

Kostrzewa przeniósł się na półtora roku do płockiej Wisły, w której barwach rozegrał 24 spotkania. Następne 6 miesięcy spędził w Chojniczance. Jak się później okazało było to ostatnie pół roku w jego piłkarskiej karierze. Początkowo wszystko w Chojnicach układało się tak, jak sobie zaplanował. W zespole pod wodzą Mariusza Pawlaka był zawodnikiem pierwszej jedenastki i w prawie wszystkich spotkaniach występował od 1 do 90 minuty. Był jednak pewien problem. - Trafiłem na moment, że przez pierwszych siedem kolejek nie odnieśliśmy żadnego zwycięstwa, więc właściciel podjął decyzję o zmianie trenera. Trener Pawlak odszedł i przyszedł trener Bartoszek, z którym niestety nie miałem najlepszych relacji. Z miejsca odstawił mnie od składu - opowiada.
Współpraca z trenerem Maciejem Bartoszkiem układała się jednak źle. - Gdy było jakieś rozegranie, to zawsze coś znalazł, nawet jeśli wykonywałem wszystkie elementy tak, jak on tego wymagał i tak jak inni zawodnicy - tłumaczy Maciej Kostrzewa. - Zawsze miał do mnie pretensje. Innych chwalił. Potrafił przyczepić się nawet o kolor butów. Byłem tym zmęczony psychicznie. Miałem dość tego środowiska, postanowiłem się odciąć i zacząć nowy etap życia.

Spory wpływ na zakończenie kariery miały również kontuzje. -Kolano cały czas mnie bolało. Co chwilę miałem z nim jakieś problemy. Te dolegliwości były na tyle duże, że stwierdziłem: szkoda się męczyć - dodał.

Postawił na informatykę na UG. Dlaczego akurat ta dziedzina? - To bardzo przyszłościowa branża, która daje fajne perspektywy pracy. Zastanawiałem się jeszcze nad fizyką, ale to bardziej z zamiłowania. To była więc taka walka między pasją a szansami na przyszłość. W końcu zdecydowałem się na informatykę. Studia bardzo mi się podobają - przyznał.

Kostrzewa zaznacza jednak, że dużo zawdzięcza swojemu terenowi z juniorów Józefowi Gładyszowi. - Po pierwsze rodzina i to jakim będziemy człowiekiem, po drugie nauka, żeby zawsze się dobrze uczyć i dopiero na trzecim miejscu stawiał nasze wykształcenie piłkarskie - Kostrzewa cytuje mistrza i dodaje: - Jestem wdzięczny trenerowi, który potrafił to wypośrodkować, żeby rozwój naukowy szedł w parze z rozwojem piłkarskim.

Teraz Kostrzewa chce ukończyć studia i marzy o szczęściu u boku kobiety, z którą w przyszłym roku planuje ślub. Po karierze piłkarskiej zostało mu wiele pięknych wspomnień i masa zdjęć. Nie każdy ma przecież okazję wystąpić przeciwko FC Barcelonie.

TOP sportowy: zobacz hity internetu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki