Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obie Trotter czy... Potter? Gra Trefla Sopot została magicznie odmieniona

Krzysztof Michalski
Fot. Karolina Misztal
Wejście smoka. Tak krótko można opisać początki Obie’go Trottera w Treflu Sopot. Amerykanin niedawno dołączył do żółto-czarnych i w pierwszych dwóch meczach był najjaśniejszą postacią zespołu. Odcisnął na nim swoje piętno i poprowadził do wygranych nad Stelmetem Zielona Góra i Polpharmą Starogard Gdański.

Oczywiście za wcześnie jeszcze, żeby Trottera wynosić pod niebiosa, bo niebawem może zanotować zjazd formy i okaże się, że wszelkie zachwyty były przedwczesne. Biorąc pod uwagę jego klasę, którą już wcześniej udowodnił w Polskim Cukrze Toruń i to, jak grał we wspomnianych wyżej spotkaniach, pozwala sądzić, że w Treflu wreszcie doczekali się rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia. Dlaczego wreszcie? Ano dlatego, że sopocianie od dłuższego czasu mieli problemy z obsadzeniem pozycji numer jeden klasycznym rozgrywającym.

W ostatnich dwóch sezonach na „jedynce” grał Anthony Ireland. Jeszcze przed jego przyjściem w sezonie 2015/2016 większość tamtych rozgrywek na rozegraniu spędził Tyreek Duren, ale ten zawodnik zawiódł na całej linii i nikt w Sopocie nie będzie o nim długo pamiętał. Wróćmy więc do Irelanda, który przez blisko półtora roku był niekwestionowanym liderem Trefla i jednym z najlepszych zawodników w całej lidze. Problem w tym, że nie można go było nazwać typowym rozgrywającym. Zdobywał mnóstwo punktów, ale niewiele asystował i na pewno nie można było go nazwać mózgiem zespołu. - Anthony to rozgrywający, który lubi też zdobywać punkty - mówił o Irelandzie Marcin Kloziński, trener Trefla.

To właśnie ten szkoleniowiec po objęciu zespołu pod koniec poprzedniego sezonu zaczął z gwiazdy żółto-czarnych wyciągać więcej, jeśli chodzi o rozgrywanie i organizację gry. Ireland zaczął grać bardziej drużynowo i więcej asystować. Kloziński widział w nim główny element zespołu w sezonie 2017/2018.

Niestety, Ireland nie przedłużył umowy z Treflem i wybrał ofertę litewskiego Juventusu-LKSK Utenos. Sopocianie zaczęli więc poszukiwania nowej „jedynki”. Priorytetem był właśnie Trotter, który był już o krok od podpisania umowy w Sopocie. W ostatniej chwili zdecydował się jednak na rumuński CSM Oradea i Trefl musiał wybrać opcję rezerwową, jaką był Brandon Brown. Miał on przypiętą łatkę podobną do Irelanda, a więc zawodnika, który sporo punktuje, ale rozgrywanie wychodzi mu słabiej i zamiast dyrygować całą drużyną, lubuje się raczej w akcjach indywidualnych.

Jednak Kloziński, tak jak wcześniej odmienił Irelanda, tak odmienił również Browna. Od początku sezonu nowa „jedynka” dobrze wywiązywała się ze swoich obowiązków. Dzięki Brownowi gra Trefla była składna i uporządkowana. Niestety, po zaledwie sześciu meczach przyplątała mu się poważna kontuzja, która wykluczyła go z gry na kilka miesięcy. Zastąpił go Jermaine Love i... otrzymaliśmy powtórkę z rozrywki. Nowy rozgrywający nieźle punktował, ale jego główne zadanie, czyli rozgrywanie, wychodziło mu gorzej. I w efekcie Trefl wpadł w dołek, który wypchnął go poza strefę play-off.

W tej sztafecie rozgrywających wreszcie przyszła pora na Trottera. Sopocianie puścili do Stelmetu Nikolę Markovicia, zyskali dzięki temu wolne środki w budżecie płacowym i tym razem namówili Trottera na przywdzianie żółto-czarnych barw. Była to inwestycja o minimalnym stopniu ryzyka. W końcu Amerykanin w poprzednim sezonie był jedną z gwiazd Polskiego Cukru Toruń, wicemistrza Polski.

Po pojawieniu się w Sopocie odmienił grę zespołu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i każe się zastanawiać, czy mamy do czynienia z Obbie’m Trotterem, czy raczej Potterem. Od pierwszych minut wziął sprawy w swoje ręce. Dosłownie, bo po sześciu minutach w debiucie ze Stelmetem miał na koncie 12 punktów. Cały mecz zakończył z dorobkiem 24 „oczek” i 8 asyst, prowadząc drużynę do sensacyjnej wygranej 94:90 z mistrzem Polski. W minioną niedzielę zaś rozdał kolegom 11 asyst w starciu z Polpharmą, wygranym 84:81. Wprowadził do gry Trefla to, czego brakowało i co należy do zadań rozgrywającego: spokój, dyscyplinę i kreowanie akcji. Pociąga na boisku za wszystkie sznurki, każda akcja przechodzi przez niego. - Dzięki niemu wszystkim gra się lepiej - mówi Kloziński. - Opłacało się sięgnąć głębiej do portfela - nie mają wątpliwości działacze sopockiego klubu.

Ronaldo kupi klub piłkarski z Anglii lub Hiszpanii. "Chcę zrobić coś innowacyjnego i sądzę, że jestem gotowy na podjęcie się tego wyzwania"

Foto Olimpik/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki