Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć Pawła Jaskota. Dwa pogrzeby, dwie sprawy, jeden człowiek

Dorota Abramowicz
Przez prawie osiem lat ciało Pawła spoczywało na cmentarzu w Łebie, nieco ponad 100 kilometrów od jego rodzinnego Miastka. Ktoś postawił na grobie kwiaty, zapalał znicze...
Przez prawie osiem lat ciało Pawła spoczywało na cmentarzu w Łebie, nieco ponad 100 kilometrów od jego rodzinnego Miastka. Ktoś postawił na grobie kwiaty, zapalał znicze...
Paweł Jaskot pierwszy raz został pochowany jako N.N. Drugi pogrzeb odbył się 8 lat później. Tyle czasu zabrało policji skojarzenie DNA zaginionego w Dąbkach 21-latka z materiałem pobranym ze zwłok odnalezionych w Łebie.

Paweł przyśnił się Agacie tylko raz, w ostatnich dniach sierpnia 2007 roku. "Sie ma, siostra" powiedział, tak zwyczajnie, jakby znów witał się z Agatą. A potem znikną.

Brat, jedyny, dwa lata młodszy. Z głową pełną marzeń. Skończył Technikum Gastronomiczne w Miastku, gotował z pasją, chciał zostać szefem kuchni. Na lato znalazł pracę w pensjonacie Bajka w Dąbkach, w pobliżu Darłowa. Agata z mamą Elżbietą odwiozły go tam na początku sierpnia 2007 roku. Były wakacje, mama miała jeszcze kilka dni wolnego, Agata, studiująca w Opolu, nie musiała się nigdzie spieszyć. I tak rodzinnie spędzili razem dwa dni nad morzem. Ostatni raz.

8 sierpnia Paweł Jaskot obchodził urodziny, kończył 21 lat. Następnego dnia nie zgłosił się do pracy. Znajomi weszli do zajmowanego przez chłopaka pokoju. Wszystko było na miejscu - ubrania, dokumenty, klucze. Pobiegli na plażę. Na piasku leżały równo złożone spodnie i bluza w kratę, należące do Pawła. Nie było tylko butów.

- Przez te buty cały czas tkwiła w nas nadzieja - mówi Agata.- Myślałyśmy - nałożył je i poszedł. Potem odjechał, stracił pamięć, gdzieś jest... Ale mówiono nam, że buty leżące na plaży mógł też ktoś ukraść.

Kiedy tylko zadzwonili znajomi Pawła, przyjechały do Dąbek, zgłosiły zaginięcie na policją w pobliskim Darłowie. Kazano czekać trzy dni, może wróci, może ciało wypłynie. Czekały, Paweł nie wracał.

- Szybko skontaktowałyśmy się z Itaką i telewizyjnym programem "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" - wspomina siostra Pawła. - Przesłałyśmy zdjęcia, nasze numery telefonów. Zostawiłyśmy też nasze dane policjantom w Darłowie. Już 18 sierpnia przesłałyśmy w zabezpieczonej kopercie dwie szczoteczki - do zębów i do czyszczenia golarki Pawła w celu wyizolowania DNA.

Przesadą byłoby twierdzenie, że zaginięcie 21-latka potraktowano w Darłowie priorytetowo. Agata, przeglądając w 2015 roku akta sprawy Pawła, znalazła swój list z 2007 roku, dołączony do przesłanego DNA, w teczce po dokumentach z 2014 roku. - Kiedy spytałam o to policjantkę, bardzo się zdenerwowała - opowiada Agata. - Podejrzewam, że ten dowód DNA zarejestrowano dopiero w 2014 roku. Znalazłam też w teczce pisemną zgodę mamy z końca września 2007 na opublikowanie zdjęcia i danych personalnych Pawła. Wizerunku brata nie opublikowano aż do 2014 roku. Nie ma go też na stronach Komendy Głównej w dziale osób zaginionych.

Po latach usłyszała, że zdjęcia nie nadawały się do publikacji. Dlaczego nikt w komendzie w Sławnie im o tym nie powiedział? Dlaczego nie poproszono o inne fotografie? Nie wiadomo. Maciej Świętosławski, rzecznik policji w Sławnie: KPP Sławno poinformowała telegramem KWP Szczecin oraz KWP Gdańsk, z prośbą o powiadomienie podległych jednostek policji pasa nadmorskiego o poszukiwaniach osoby zaginionej.

Pogrzeb bezimiennego

Kiedy Paweł ze snu Agaty mówił "sie ma siostra", na plaży w Łebie, w linii prostej około 100 km od Dąbek, wczasowicze dokonali makabrycznego odkrycia. W poniedziałek, 27 sierpnia 2007 roku, morze na plaży "A", koło hotelu Neptun, wyrzuciło na piasek ciało nieznanego mężczyzny. Zwłoki były w dość znacznym stopniu rozkładu, mężczyzna ubrany był tylko w kąpielówki, na szyi miał charakterystyczny łańcuszek z krzyżykiem.

- W czasie sekcji zwłok pobrano DNA - informuje asp. sztab. Daniel Pańczyszyn, oficer prasowy KPP w Lęborku. - Dwa dni później policjanci z komisariatu w Łebie wysłali telegram do Wydziału Wywiadu Kryminalnego KWP Gdańsk z informacją o znalezieniu n/n zwłok celem rozesłania okólnika na inne jednostki. Tego samego dnia ukazał się komunikat w "Dzienniku Bałtyckim" o ujawnieniu zwłok.

Ciało pochowano w sobotę, 1 września, na cmentarzu w Łebie. Za pogrzeb zapłacił miejscowy ośrodek pomocy społecznej, na krzyżu przybito tabliczkę z napisem "N.N". Czyli - bezimienny.

Policjanci z Lęborka utrzymują, że zrobili wszystko, co możliwe, by dojść, kim był mężczyzna z plaży. Jeszcze dwukrotnie występowali do KWP w Gdańsku o wysłanie okólnika po jednostkach w kraju. 8 listopada 2007 roku przyszła odpowiedź z komendy w Gdańsku o braku "dopasowania" zwłok do osób zaginionych.

- Próbkę DNA pobraną ze zwłok policjanci z Łeby wysłali do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego celem wyodrębnienia kodu genetycznego - relacjonuje asp. Pańczyszyn. - 19 listopada 2007 roku CLK odpowiedziało, że z nadesłanej ze zwłok próbki wyodrębniono kod DNA nadający się do dalszej identyfikacji. W maju 2008 roku rozesłaliśmy informację z kodem DNA za granicę, w lipcu dostaliśmy negatywne odpowiedzi z Danii, Holandii, Rosji, Hiszpanii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Litwy, Łotwy, Austrii.

O ile w materiałach KPP w Lęborku udokumentowana jest wymiana informacji z krajami Europy, o tyle nie ma tam śladów, by ktokolwiek z o wiele bliższych Dąbek, Darłowa czy Sławna zainteresował się ciałem wyrzuconym na plażę w Łebie. A co do okólników, wysyłanych z KWP w Gdańsku, to musimy wierzyć na słowo, że trafiły także do jednostek sąsiedniego województwa zachodniopomorskiego. Zgodnie z przepisami, dokumentacja jest niszczona po dwóch latach. W komendzie policji w Sławnie nie zarejestrowano w tym samym czasie żadnych telegramów dotyczących znalezienia NN zwłok.

Nie przeszkadzajcie w pracy

Najgorsza jest niepewność. Żyje? Nie żyje? Może jest gdzieś głodny, obolały, nie jest w stanie dotrzeć do domu? A może jego ciało leży gdzieś na dnie Bałtyku?

Poprosiły o pomoc Krzysztofa Jackowskiego. Jasnowidz z Człuchowa odpowiedział: Paweł nie żyje. Podał też czas i miejsce wypłynięcia zwłok. Czas - jak później się okazało - był zgodny z datą odnalezienia bezimiennego mężczyzny z Łeby. Odległość od miejsca zaginięcia Pawła również się potwierdziła, problem w tym, że Jackowski wskazał miejsce na zachód (w pobliżu Koszalina), a nie na wschód od Dąbek, w Łebie.

- Zwróciłyśmy się do policji z prośbą o przeszukanie dna morskiego - opowiada Agata. - Powiedziano nam, że nie ma na to pieniędzy. Wtedy, całkiem bezinteresownie, pomógł Koszaliński Klub Płetwonurków Mares. Była już jesień, 10-11 młodych ludzi z narażeniem życia penetrowało dno Bałtyku.

Nadszedł 2008 rok. Pani Elżbieta, mama Pawła, i Agata dzwoniły regularnie na policję w Darłowie, a później w Sławnie, pytając o postępy śledztwa. Pewnego dnia usłyszały, że mają przestać wydzwaniać i cierpliwie czekać, aż coś się wyjaśni. W dodatku ich uporczywe telefony przeszkadzają w pracy policjantom.

Dziś obie mówią, że przez następne lata żyły z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. Od urodzin do urodzin, od świąt do świąt. Z niknącą nadzieją, że Paweł pewnego dnia stanie w drzwiach. I z symbolizującymi jej umieranie zniczami, zapalanymi na cmentarzu we Wszystkich Świętych.

W aktach sprawy ze Sławna Agata znalazła ślad dwóch pism, wysłanych w sierpniu i grudniu 2008 roku. Dopiero rok po zaginięciu brata policjanci z tamtejszej komendy wystąpili do przełożonych z prośbą o przesłanie do innych jednostek informacji o poszukiwaniu Pawła Jaskota. - Policjanci dopytywali się o zwłoki o nieustalonej tożsamości odnalezione w 2008 roku - mówi wzburzona Agata. - A mój brat przecież zaginął rok wcześniej.

W 2011 roku w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji zgromadzone było około 2,5 tys. profili DNA należących do NN. Jednak, jak napisała ostatnio w oficjalnym piśmie do matki Pawła dr n. med. Magdalena Spólnicka z CLK, aż do 2014 roku jednostki policji z Darłowa, Sławna, Łeby i Lęborka nie zwracały się do laboratorium z pytaniem o dopasowanie profili zaginionego 21-latka i mężczyzny z plaży.

Anioł strzeże grobu

Z raportu NIK z kwietnia tego roku wynika, że w systemie poszukiwań ludzi zaginionych w Polsce policja popełnia błędy często nie do naprawienia. Dopiero nowelizacja ustawy o policji z października 2014 roku wprowadziła zapisy pozwalające tworzyć i przetwarzać bazy danych zawierające kody DNA osób zaginionych. Wcześniej istniała jedynie baza zwłok niezidentyfikowanych, a policjanci każdorazowo musieli składać wniosek o jej przeszukanie. Jeśli wniosku nie złożyli, przeszukania nie było.

Jednak i teraz, jak stwierdzili kontrolerzy NIK, mimo wprowadzenia rozwiązań systemowych i jasnych procedur, nadal występują nieprawidłowości. Dlaczego? "Kontrola wykazała niewystarczającą współpracę jednostek organizacyjnych Policji z Prokuraturą przy czynnościach związanych z identyfikacją NN zwłok. Głównymi przyczynami tego stanu rzeczy było nierzetelne wywiązywanie się funkcjonariuszy Policji z obowiązków dotyczących identyfikacji NN zwłok" - czytamy w raporcie Najwyższej Izby Kontroli.

Agata mówi, że przełomem w sprawie Pawła mogło być przyznanie policji przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju grantu, wartego niespełna 1 milion zł, na identyfikację "bezimiennych" zmarłych z lat 1997-2003. Choć Paweł zaginął cztery lata później, policjanci z Lęborka w kwietniu tego roku i tak wysłali pismo do CLK w Warszawie o wytypowanie wśród innych kodów DNA pasującego do mężczyzny z plaży.

Pierwsza odpowiedź, negatywna, dotarła do Lęborka już w maju. Dopiero 29 lipca ubiegłego roku komenda policji w Sławnie przysłała do laboratorium należącą do Pawła szczoteczkę do zębów i pędzelek do czyszczenia maszynki do włosów. Wówczas, 4 listopada ubiegłego roku, z CLK do policji w Lęborku nadeszło pismo, że DNA pasuje do zaginionego Pawła Jaskota.

- Pierwszą "identyfikację" przeprowadzano z mamą przez telefon, pytając o brak zęba i tatuaż, którego zresztą brat nie miał - wspomina Agata. - Wreszcie powiedziano o zawieszonym na szyi złotym łańcuszku z krzyżykiem, z charakterystycznymi ćwiekami. Taki łańcuszek Paweł dostał od dziadka... Pojechałyśmy natychmiast do Lęborka. Policjant położył na dłoni łańcuszek Pawła. Zaczęłyśmy płakać.

Potem poproszono je o oddanie DNA, do badań porównawczych.

Dowiedziały się, że Pawła pochowano tuż po znalezieniu zwłok. Początkowo policjant, tłumacząc się brakiem ostatecznych wyników badań, nie chciał powiedzieć, gdzie leży Paweł. W końcu dał się ubłagać.

Pojechały do Łeby, weszły na cmentarz.
- Bardzo bałyśmy się tej chwili - mówi cicho Agata. - Zobaczyłyśmy rozpadającą się skrzynkę, krzyż wbity nierówno w ziemię, czarną tablicę z napisem "NN - Spoczywaj w pokoju", ale też znicze, kwiaty, pozostawionego przez kogoś aniołka. Mogiłę Pawła otaczały inne groby, widać, że mieszkańcy Łeby o niego zadbali.

Problem z kojarzeniem

Agata Nowacka z Fundacji Itaka: - W Polsce ginie rocznie około 20 tysięcy osób, nie odnajduje się około dwóch tysięcy. Nie prowadzimy dokładnych statystyk, ale takich spraw jak Pawła, gdy nie udaje się dopasować informacji o zaginięciu do informacji o znalezieniu zwłok, jest kilka w roku.

Przed czterema laty w Józefowie zaginął Marek Szymański, przykładny mąż i ojciec trojga dzieci. Tego samego dnia w Aninie, 12 km dalej, pod pociąg wpadł NN mężczyzna. Dopiero po pięciu miesiącach poszukiwań Szymańskiego policja skojarzyła oba przypadki.

- U nas trwało to o wiele dłużej - mówi Agata. - Analizuję akta obu spraw, ze Sławna i Lęborka, i coraz wyraźniej widzę, że Pawła tak naprawdę nikt nie szukał. Choć Dąbki i Łebę dzielą niecałe dwie godziny jazdy samochodem, to jakbyśmy mówili o dwóch różnych światach, między którymi nie ma przepływu informacji, a nie od dwóch sąsiadujących ze sobą województwach w jednym europejskim państwie. Kiedy słyszę o 1500 pochówkach osób bezimiennych rocznie, to zastanawiam się, ile rodzin jeszcze musi przechodzić ten koszmar. To codzienne zastanawianie się, co stało się z osobą bliską? Nie możemy tego tak zostawić, chociażby dlatego by w przyszłości podobne historie się nie powtarzały. Rozważamy złożenie pozwu przeciw Komendzie Powiatowej Policji w Sławnie.

***
Dopiero po przesłaniu z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji ostatecznych wyników badań, potwierdzających, że w Łebie został pochowany zaginiony 8 sierpnia 2007 roku Paweł Jaskot, matka i siostra otrzymały w kwietniu tego roku akt zgonu. Prokurator zgodził się na ekshumację.

Na drugi pogrzeb syna pani Elżbieta nie dostała zasiłku. Zasiłek zostaje przyznany tylko raz i w 2007 roku otrzymał go Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łebie. Nie wiadomo jednak, czy MOPS w Łebie nie musiał dołożyć do pochówku Pawła i czy teraz nie wystąpi o zwrot pieniędzy za pierwszy pogrzeb oraz za utrzymanie grobu.

Szczątki Pawła po prawie ośmioletniej wędrówce spoczęły 30 maja tego roku obok dziadków, w rodzinnym grobie w Miastku.

współpraca Mateusz Węsierski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki