Drobne wydarzenie wytrąciło i mnie z równowagi. Zaskoczyła mnie nie tyle treść, co otwartość, z jaką przedstawiona była oferta - żadnej żenady. Ale pomyślałem, że to jakiś patologiczny wyjątek.
Szybko sprowadzony zostałem na ziemię. Wielu znajomych dziwiło się: nie wiedziałeś? Nie słyszałeś? Tak, nie wiedziałem. Tzn. znałem proceder zamieszczania pochlebnych opinii o własnym biznesie/partii/organizacji przez zatrudnionych tam pracowników/członków. Toteż nigdy nie biorę opinii internautów na poważnie, staram się w ogóle ich nie czytać. Robiono to w ukryciu, zdając sobie sprawę z niestosowności takich praktyk. Koleżanka z Komisji Etyki PR powiedziała mi także, że już przed paru laty komisja ta zwróciła uwagę na problem. Jedna z agencji miała w swojej ofercie podobną usługę, choć w postaci dosyć zakamuflowanej. Po zwróceniu uwagi wycofała się z niej. Ale żeby dzwonić i proponować wprost coś takiego!?
Cóż, świat idzie do przodu. Skoro jest popyt na takie usługi, to pojawia się i podaż. Że to nieprzyzwoite? W końcu nierząd też nieprzyzwoity, a jaki dobry biznes. Inna sprawa, że usługi nawet w tej branży nie są oferowane w sprzedaży obnośnej. A pozytywne komentarze oferują nam teraz po domach (i firmach). Zapewne niedługo oferta obejmie także opinie negatywne o wskazanych przez nas konkurentach. To być może stanie się za chwilę, a może już jest.
Czytaj więcej felietonów Piotra Dominiaka
Z jeszcze większym zdziwieniem dowiedziałem się, że produkcją i zamieszczaniem takich pozytywnych opinii trudnią się również studenci, także studenci Politechniki Gdańskiej, wynajęci przez firmy takie jak z owego telefonu. I nie kryją się z tym.
Ponoć za jeden wpis dostają 10 groszy. Nie wstydzą się, choć są wykorzystywani jak dzieci w fabrykach przez nieludzkich kapitalistów. W końcu firma bierze od klienta 20 zł za jeden wpis, a płaci swojemu pracownikowi 1/200 tej kwoty. Przyszli inżynierowie akceptują jednak te warunki. Z pewnością z nadzieją, że się odkują, jak dorosną.
Skrupuły, że uczestniczą w ewidentnym fałszerstwie, ich nie dotyczą. Okrojone programowo zajęcia z etyki były tylko na "zal.", więc nie wysilali się na nich intelektualnie.
Już chciałem napisać, że powinna się tym zajęć na uczelni Komisja Dyscyplinarna ds. Studentów, ale właśnie dostałem na piśmie jej orzeczenie w sprawie popełnionego przez jednego z nich plagiatu. Komisja potwierdziła stawiane mu zarzuty i uznała za winnego. Po czym skazała go na zawieszenie w prawach studenta na rok (wliczając w to okres prowadzonego przez nią postępowania). Ponoć nie ma paragrafu, na podstawie którego można by delikwenta wyrzucić z uczelni raz na zawsze. No to skąd biedna komisja weźmie paragraf na dawanie fałszywego świadectwa? Tym bardziej że to fałszywe świadectwo dawane jest przecież tylko w świecie wirtualnym.
A tam Dekalog zdaje się nie funkcjonować (powstał przecież w erze przedcyfrowej).
To tyle. Pozostawiam Was, Drodzy Czytelnicy, z głęboką wiarą w prawdę internetu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?