To miał być wieczór kobiet, polskich reżyserek, które tak pięknie obdzielono tymi statuetkami. Wieczór Małgorzaty Szumowskiej, Agnieszki Smoczyńskiej i Kingi Dębskiej. Ale nie. Jak zwykle facet musiał być ważniejszy. I prawdziwe gwiazdy wieczoru próbował przyćmić prowadzący galę Michał Sufin.
Znany głównie z Komediowej Sceny Dwójki, postanowił stworzyć również komediowy nastrój na gali poważnych nagród. Przede wszystkim jednak wykorzystał Orły do lansowania siebie. Jakby mu nikt wcześniej nie powiedział, że to nie on jest najważniejszy podczas tej gali. Że to nie jemu należą się oklaski.
Siedząc przed telewizorem, podobnie jak publiczność na sali, chwilami byłam zażenowana, widząc, jak konferansjer oczekuje, na przykład, oklasków po słowie orgazm. Jak się kładzie na podłodze, twierdząc, że lekarz kazał mu się położyć, kiedy podniesie mu się ciśnienie. Od czasu do czasu podawał też ze sceny swój numer telefonu, a raz nawet z niej zszedł do publiczności, rozdając swoje wizytówki. Dowcipne, że boki zrywać.
Zatęskniłam więc po raz kolejny za konferansjerką Grażyny Torbickiej, która przydomek „gala” zyskała nie tylko dlatego, że poprowadziła dziesiątki takich imprez. Ciepło też pomyślałam o Arturze Andrusie czy Andrzeju Poniedzielskim, że o Macieju Stuhrze nie wspomnę, którego pewnie - jak się obawiam - długo w telewizji publicznej nie zobaczymy.
Ktoś kiedyś powiedział, że dobry konferansjer jest jak biustonosz. Z pozoru niepotrzebny, ale podtrzymuje całość. Ale też ktoś inny dodał, że zły konferansjer przypomina spadający po schodach garnek. Robi dużo hałasu i nic więcej. Michał Sufin był jak ten garnek na gali Orłów 2016.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?