Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rocznica stanu wojennego: W filmie Video Studio Gdańsk licealiści rozmawiają z działaczami "S"

Barbara Madajczyk-Krasowska
materiały prasowe
W Video Studiu Gdańsk powstaje projekt "Od Solidarności do Samorządności". Realizuje go Ewa Górska, reżyser filmów "Grudzień '70" i "Sierpień '80", z udziałem młodzieży licealnej. Górska z licealistami z IX LO w Gdyni nagrała wywiady z twórcami, świadkami historii. Film czeka teraz na dotacje.

- Projekt realizowany jest w ramach programu "Patriotyzm jutra". W tym projekcie utwierdziliśmy się w przekonaniu, że włączenie młodzieży licealnej w realizację filmu jest dobrym sposobem na zainteresowanie młodych ludzi historią - mówi Joanna Pacana, wiceszefowa Video Studia Gdańsk.

Gospodarz kawałka podłogi

- Stan wojenny trzeba było wprowadzić, bo Solidarność miała jasny program i Solidarność wiedziała, w jaki sposób się organizować - ocenia Jerzy Buzek, przewodniczący II tury pierwszego zjazdu NSZZ "S" i działacz struktur podziemnych Solidarności, były przewodniczący Parlamentu Europejskiego i były premier.

Ten program powstał na I zjeździe "S" jesienią 1981 r. W 1982 kończyła się kadencja do rad narodowych, dlatego po raz pierwszy w oficjalnym dokumencie w rozdziale szóstym znalazła się sprawa wyborów do samorządu.

- Chcieliśmy skorzystać z tego, by te wybory były demokratyczne. Zakładaliśmy, że na poziomie gmin władza może to łyknie i że mieszkańcy Polski poczują się gospodarzami przynajmniej na kawałku swojej podłogi. Jak się potem okazało, naiwnie sądziliśmy, że skoro władze zgodziły się na samorząd pracowniczy, to i zgodzą się na samorząd w gminach.

- Program eksponował samorządność gospodarczą, ale w rozdziale o samorządzie terytorialnym mówiło się o niezależności finansowej, o własnym budżecie - zaznacza Krzysztof Dowgiałło, gdański delegat, działacz struktur "S", także podziemnych.
Dla Jerzego Buzka program Samorządna Rzeczpospolita oznaczał samorządność na każdym poziomie, od gminy aż do Sejmu wybieranego w wolnych wyborach. Ale te zapisy pozostały w domyśle twórców programu.

- Nie wszystko umieściliśmy w programie. Niektórych rzeczy zapisać po prostu nie mogliśmy, bo nastąpiłoby dramatyczne zwarcie, weszłaby milicja, ZOMO i rozgoniła nas.

Mimo samoograniczenia dwa miesiące później i tak milicja i ZOMO rozgoniły działaczy Solidarności, a jej liderów uwięziono w obozach internowania i aresztach.

Pierwsze uderzenie

Ujawnione przez historyków dokumenty świadczą, że komuniści postanowili zniszczyć Solidarność niemal zaraz po podpisaniu Porozumień Sierpniowych. Ale momentem granicznym, wskazującym na plan siłowego rozprawienia się z NSZZ "S", było pobicie delegacji Solidarności, na czele z Janem Rulewskim, podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy wiosną 1981. Fakt ten wszedł do historii jako kryzys bydgoski. Eksponuje się, że w kryzysie tym chodziło głównie o rejestrację Solidarności rolniczej. Dla Rulewskiego było to budzenie się samorządności także wśród radnych.

W PRL wprawdzie samorząd był wybierany, ale wszystko, łącznie z nazwiskami kandydatów, było pod kontrolą jednej partii. A I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR był równocześnie przewodniczącym wojewódzkiej rady narodowej.
Rulewski zaproponował radnym debatę dotycząca wyżywienia narodu. Wtedy na sklepowych półkach widniał głównie ocet. W podtekście tej debaty była rejestracja rolniczej "S" .

Radni zgodzili się na zorganizowanie żywnościowej debaty. Jednak podczas sesji przewodniczący nie dopuścił do głosu ani nikogo z Solidarności, ani z episkopatu i zamknął obrady. Za to zjawił się prokurator, który nakazał opuścić im salę. A niepokorną delegację "S" esbecja rozpędziła pałami.

Lekcja żywej historii

Buzek, Dowgiałło, Kropiwnicki w wolnej już Polsce zajmowali się wprowadzaniem reform samorządowych. Dowgiałło jako poseł pracował w komisji sejmowej nad ustawą samorządową. Buzek jako premier wprowadził cztery reformy: administracyjną, ubezpieczeniową, zdrowotną i edukacyjną. Notabene premier Buzek o reformie zdrowotnej mówi, że została zniszczona.
Natomiast Jerzy Kropiwnicki, jako minister w rządzie Buzka, na trzy miesiące przed upływem kadencji Sejmu podpisał, wynegocjowane wcześniej, kontrakty regionalne z marszałkami województw.

- Te kontrakty funkcjonują do dziś - podkreśla.
- Oni musieli wszystko tworzyć od zera - ocenia Bartosz Kalwasiński, jeden z uczniów, biorących udział w nagrywaniu filmu.
- Była to lekcja żywej historii, co jest o wiele ciekawsze, niż czytanie z podręczników - zauważa Kasia Katarzyńska.
- To była lekcja historii demokracji, mówiąca o tym, żeby więcej było władzy w ludziach, żeby ludzie mieli głos. Przedtem nie byłam tego świadoma - dodaje Marta Tuszyńska.

Z młodzieżą (II, III klasa), która zadawała pytania świadkom historii, rozmawiam w jednej z klas IX LO im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Gdyni.
Karolina Lipka i Marzena Nastały spotkały się z Jerzym Buzkiem. Uderzyło je, że dla Buzka przewodnictwo pierwszego zjazdu Solidarności było ważniejsze, niż bycie premierem czy przewodniczącym Parlamentu Europejskiego.

Mówią, że nie wiedziały, iż ludzie tak się angażowali w poczynania Solidarności, bo chcieli wolnej Polski.
Karolina Lipka opowiada o Buzku: - Uczył się w Cambridge, po roku dostał propozycję przedłużenia pobytu, ale odmówił, powiedział, że musi wrócić do Polski, żeby zobaczyć, jak Polska odzyskuje niepodległość.

Na fali odwilży Buzek wyjechał w 1971 roku na studia doktoranckie. Życie w Cambridge na tle siermiężnego PRL-u było jak w bajce. Wtedy doszedł do przekonania, że skoro ludzie mogą tak żyć, to komunizm musi upaść. Dlatego, gdy po roku profesor zaproponował mu, by przedłużył swój pobyt, odpowiedział, że musi wrócić, by oglądać rozpad systemu komunistycznego. Profesor nie tylko zrozumiał odmowę, ale powiedział, że mu zazdrości, bo w Anglii nic tak ważnego go nie spotka.
Piotr Kamyszek jest pod wrażeniem życiorysu Dowgiałły.

- On stracił ojca w pierwszym roku życia za sprawą Związku Radzieckiego [aresztowany przez NKWD - przyp. red.]. Później był przekonany, że dużo trzeba poświęcić, aby do czegoś dojść. Tym czymś miała być ta samorządność. Ten cel został osiągnięty właśnie dlatego, że wielu ludzi musiało ponieść jakąś ofiarę - opowiada Piotr.

Opowieść Dowgiałły zmieniła spojrzenie licealisty na wybory samorządowe.
- Wybory do samorządu uznawałem za mniej istotne, ważniejsze wydawały się wybory prezydenckie. Teraz wiem, jak ważne jest wybieranie od podstaw. Wszystko inne od tego się zaczyna. Trzeba budować demokrację od samorządów lokalnych - mówi Piotr Kamyszek.
- Żadna lekcja historii nie da tyle uczniowi, co żywa lekcja ze świadkiem, twórcą tej historii. Choćby w szkole rozmawiali dwa, trzy tygodnie o Solidarności, to wywiad choćby z jedną osobą przyniesie nieporównywalne rezultaty - podsumowuje Arkadiusz Ordyniec, nauczyciel historii w tym liceum.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki