MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Relacja z polsko-białoruskiej granicy. Wolontariuszki: To sytuacja pełna zła, ale jest też dużo ludzkiej solidarności

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Nie znam się na dużej polityce, i w ogóle mnie ona nie obchodzi w sytuacji, gdy w lesie są marznący ludzie, głodne dzieci. Trzeba ich ogrzać, nakarmić i sprawić, żeby nie umarli. Koniec, kropka – mówi Mayra Wojciechowicz z Trójmiasta. W okolice polsko-białoruskiej granicy dostarczyła wsparcie humanitarne dla uchodźców. Co ciekawe, spora część pomocy dociera, za pośrednictwem organizacji humanitarnych, właśnie z Pomorza.
Nie znam się na dużej polityce, i w ogóle mnie ona nie obchodzi w sytuacji, gdy w lesie są marznący ludzie, głodne dzieci. Trzeba ich ogrzać, nakarmić i sprawić, żeby nie umarli. Koniec, kropka – mówi Mayra Wojciechowicz z Trójmiasta. W okolice polsko-białoruskiej granicy dostarczyła wsparcie humanitarne dla uchodźców. Co ciekawe, spora część pomocy dociera, za pośrednictwem organizacji humanitarnych, właśnie z Pomorza. M. Tochwin
"Nie znam się na dużej polityce, i w ogóle mnie ona nie obchodzi w sytuacji, gdy w lesie są marznący ludzie, głodne dzieci. Trzeba ich ogrzać, nakarmić i sprawić, żeby nie umarli. Koniec, kropka" – mówi Mayra Wojciechowicz z Trójmiasta. W okolice polsko-białoruskiej granicy dostarczyła wsparcie humanitarne dla uchodźców. Co ciekawe, spora część pomocy dociera, za pośrednictwem organizacji humanitarnych, właśnie z Pomorza.

- Tam jest całe spektrum ludzkich postaw, potrzeb, zła, dobra w różnej skali i odcieniach. Prawdziwy patchwork – to nie jest sytuacja czarno-biała – mówi o tym, co widziała na polsko-białoruskiej granicy mieszkająca w Trójmieście Mayra Wojciechowicz.

Od lata na granicy Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą trwa kryzys uchodźczy. W ramach operacji służb specjalnych Białorusi, na teren tego kraju docierają mieszkańcy m.in. Iraku, Syrii, Afganistanu i wielu innych państw, którzy następnie transportowani są na granicę i zachęcani do nielegalnego przekraczania granicy państw Unii Europejskiej. Organizacje pomocowe informują o ludziach, w tym rodzinach z małymi dziećmi, koczujących w lesie, pod gołym niebem.

Dar poruszonych rodziców

W okolice polsko-białoruskiej granicy Mayra i Maja dotarły w miniony czwartek o północy. Cały bagażnik ich auta był zapakowany żywnością i ciepłą, dziecięcą odzieżą. Na początku października ogłosiły wśród znajomych zbiórkę funduszy i ciepłych ubrań. Udało się zebrać 5 tys. zł, za które kupiły wysokoenergetyczny prowiant, leki, środki higieny osobistej.

Pierwszy przystanek to słynne Michałowo, do którego odnosiła się rzeczniczka Straży Granicznej, pytana o sytuację dzieci uchodźców koczujących w okolicznych lasach. Dalej jechać nie wolno – to już strefa objęta stanem wyjątkowym.

- Punkt w Michałowie jest inicjatywą miejscowych samorządów, organizacji pozarządowych, ludzi dobrej woli. Mieści się tu punkt zbiórki darów, skąd pomoc jest dystrybuowana. Jest to też baza, w której przedstawiciele Medyków na granicy mogą wypocząć, zjeść ciepły posiłek, ogrzać się. Uchodźcy właściwie nie mają jak do tego ośrodka trafić, choć zgodnie z zapowiedziami nikt nie miałby problemu, gdyby przywiózł tam uchodźców – mówi Wojciechowicz. - Swój ośrodek w Michałowie ma Straż Graniczna. Pomoc dociera do uchodźców, którzy tam się znajdują, wobec których wszczęte są już procedury. Liczę, że wsparcie trafi też do ludzi błądzących w lasach, którzy jej najbardziej potrzebują.

Maja, która ma dzieci w wieku przedszkolnym, przeprowadziła specjalne „szkolenie” dla przedstawicieli organizacji pomagającym uchodźcom o tym, jak zajmować się dziećmi w sytuacjach ekstremalnych.

- To bardzo często młodzi ludzie, którzy nie mają doświadczenia w opiece nad dziećmi. Przekazałyśmy nosidełka dla najmłodszych, pokazałyśmy jak ich używać. Maja uczyła, jak przygotowywać posiłki dla dzieci zapobiegające odwodnieniu. Praktyczne „mama – porady” - tłumaczy Mayra Wojciechowicz. - Śmiałyśmy się, że było to chyba pierwsze szkolenie tego typu, którego uczestnicy słuchali z zainteresowaniem, bo było bardzo mocno przydatne.

Od początku kryzysu wobec polskich służb działających na odcinku granicy z Białorusią pojawiło się sporo zarzutów. Mayra Wojciechowicz relacjonuje swoje rozmowy z funkcjonariuszami polskiej SG.

- Wielu z nich na własną rękę stara się pomagać uchodźcom, organizują zbiórki wśród swoich rodzin. Np w czasie interwencji, zatrzymania uchodźców, starają się ich przebrać w ciepłe, suche rzeczy, dać coś do picia. Unikają świadków takich działań, bo mogliby się narazić na konsekwencje. Nie wszyscy, ale część przedstawicieli naszych służb mundurowych zachowuje się po ludzku w tej delikatnej sytuacji. Zmienia się także powoli nastawienie miejscowych, którzy osobiście przekonują się, że uchodźcy nie są terrorystami, najeźdźcami mającymi nikczemne plany – podkreśla. - Ta sytuacja nie jest tak czarno-biała, jak nam chcą przedstawiać politycy zwalczających się opcji. Słyszymy ze strony przedstawicieli rządu o pełnej pomocy dla uchodźców ze strony państwa, opozycja jawi obraz czystego zła dziejącego się na granicy. W rzeczywistości jest to mający wiele odcieni patchwork – są postawy humanitarne, pełne ludzkiej solidarności. Niestety, zło i cynizm także są obecne, choćby w postaci pushbacków, czyli wypychania ludzi z powrotem za granicę.

Polskie służby informują, że uchodźcy są brutalnie traktowani przez służby białoruskie, po wschodniej stronie granicznej linii. Potwierdzają to przedstawiciele organizacji pomocowych, a także sami migranci.

Trochę dobra w tonie zła

- Nie znam się na dużej polityce, i w ogóle mnie ona nie obchodzi w sytuacji, gdy w lesie są marznący ludzie, głodne dzieci. Trzeba ich ogrzać, nakarmić i sprawić, żeby nie umarli. Koniec, kropka. Nie jest ważne, czy ktoś ucieka przed złem, czy szuka lepszego życia. W tej sytuacji jest to sprawa drugorzędna. Najważniejsze jest, by uratować życie tych ludzi – tłumaczyła intencje akcji pomocy Mayra Wojciechowicz.

O pomoc dla uchodźców zaapelował w niedzielnej homilii arcybiskup Gądecki, metropolita poznański. Mówił o konieczności pogodzenia ochrony granicy Rzeczpospolitej z godnym traktowaniem ludzi. Sugerował możliwość otwarcia korytarzy humanitarnych dla uchodźców.

Według abpa Gądeckiego, trzeba formować w sobie „serce otwarte na cały świat”, na ludzi uciekający przed wojnami, prześladowaniami, katastrofami naturalnymi, przed pozbawionymi skrupułów przemytnikami, ludzi wyrwanych ze swoich wspólnot pochodzenia.

Program korytarzy humanitarnych, o których wspomniał abp Gądecki, jest realizowany przez włoską Wspólnotę Sant'Egidio. Podpisała ona porozumienie z Federacją Kościołów Ewangelickich we Włoszech i Kościołem Waldensów. Idea programu zakłada pomoc osobom najbardziej potrzebującym: prześladowanym, chorym oraz rodzinom z dziećmi. Korytarze uruchomiono już w 2015 roku, w czasie eksodusu uchodźców przez Morze Śródziemne.

Co ciekawe, słowa hierarchy to głos niemal identyczny z propozycjami polityków polskiej lewicy.

- Łukaszenka robi mnóstwo złego. Na granicy jest wiele cierpienia, dzieją się potworne rzeczy i prezydent Białorusi powinien za to siedzieć. Konsekwencje są nieprzewidywalne, być może będzie trochę dobra w całej tej tragicznej sytuacji. Apel Kościoła za taką konsekwencję należy uznać, także tę pomoc, jaką niesie wielu Polaków. Nie każdy może robić coś wielkiego, to zrozumiałe. Ale świetnie, że wielu pomaga choć troszeczkę – podkreśla Mayra Wojciechowicz.

W lasach przy granicy

Część wsparcia Mayra i Maja dostarczyły Gminie Tatarskiej, której przedstawiciele mają kontakt z organizującymi pomoc mieszkańcami wewnątrz strefy objętej stanem nadzwyczajnym, do której niezameldowani nie mają wstępu. Wolontariuszki nawiązały też współpracę z działającymi na miejscu przedstawicielami organizacji humanitarnych Grupa Granica i Fundacji Ocalenie. Mayra Wojciechowicz brała udział w interwencjach Fundacji. Rozmawiała z uchodźcami.

- W lasach są wszyscy - w tym kobiety w ciąży, małe dzieci, w tym niemowlęta. Sami nie przeżyją i póki ta sytuacja trwa, chcemy uratować jak najwięcej osób - mówi.

- Trzeba pamiętać, że ten odcinek polsko-białoruskiej granicy to rozległe lasy. Niektórym uchodźcom udaje się przejść „zieloną granicę”, przekroczyć strefę stanu wyjątkowego. Grupy takich ludzi błądzą po tych lasach. Napotykają ich choćby grzybiarze, leśnicy, myśliwi lub właśnie wolontariusze organizacji pomocowych. Jest im wówczas udzielana pierwsza pomoc, otrzymują posiłek… Wielu z tych ludzi to Irakijczycy, w tym Kurdowie, Syryjczycy, była też grupa mieszkańców Konga. Wielu z nich ucieka przed wojną. Ich miejsca zamieszkania (m.in. po wojnie z ISIS - red.) zostało zniszczonych. Dla nich tułaczka do Europy to być albo nie być. Inni, to też liczna grupa, szukają lepszego życia. Oni nie są aż tak mocno zdeterminowani. Woleliby raczej wrócić do siebie, niż zostać u nas. Przekrój społeczny jest też szeroki, są to różne osoby, osobowości – relacjonuje spotkanie z uchodźcami Mayra Wojciechowicz.

Funkcjonariusze SG rozpoczynają procedury azylowe wobec uchodźców, którzy przekroczyli nielegalnie granicę, zostali zatrzymani i wyrazili chęć pozostania w Polsce.

- Część uchodźców nie chce osiedlać się w naszym kraju. Polska jest etapem szlaku do Niemiec, Wielkiej Brytanii. Tam chcą dotrzeć. Odmawiają wszczęcia procedury, chcą iść dalej – przyznaje nasza rozmówczyni. - W takiej sytuacji organizacje, poza udzieleniem wsparcie i poinformowaniem o możliwościach prawnych jakie im przysługują, nie są w stanie zrobić nic więcej. Bardzo zdziwiło mnie spotkanie z młodymi ludźmi z Kuby, którzy również błąkali się po przygranicznych lasach, byli przepychani przez graniczną linię, zarówno przez polskie, jak i białoruskie służby. Wydaje mi się, że Kubańczycy nie muszą mieć wiz, by wjechać do Polski. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego oni znaleźli się w tym lesie.

Ktoś musi dbać o niosących pomoc

Temperatury są coraz niższe, prognozy przewidują intensywne deszcze w najbliższych dniach, tygodniach. Polska SG informuje, że białoruskie służby koncentrują kolejne grupy uchodźców w rejonie granicy z Polską.

- Przygotowujemy kolejną zbiórkę (trwa na stronie pomagam.pl, pod hasłem granica pomoc). Chcemy kupić płachty biwakowe. Pod taką płachtą schronienie przed deszczem może znaleźć około dziesięciu osób. Potrzeba też powerbanków zapewniających prąd telefonom, ciepłych śpiworów, karimat. Pomoc płynie z całego kraju, choć w Michałowie przekazano nam, że wyjątkowo aktywne są Sopot, Ełk, Kraków – mówi Wojciechowicz.

W Trójmieście wsparcie dla uchodźców organizują też inni. Niedawno powstała grupa „Rodziny bez granic” prosi o śpiwory, karimaty, ciepłą odzież, środki higieny osobistej, chemiczne podgrzewacze – wszystko, co pomoże przetrwać ludziom pod gołym niebem jesienne dni i noce.

- Byłyśmy zaskoczone jakością dostarczanej odzieży. Za wyjątkiem jednej pary koronkowej bielizny przekazana została doskonałej jakości, często nowa, ciepła, zimowa odzież dziecięca - ciepłe buty, kurtki... Wiele z tych darów pochodziło od rodziców dzieci – przedszkolaków, poruszonych sytuacją na granicy. To bardzo budujące – podkreśla nasza rozmówczyni.

Będzie też pomoc dla… ludzi z organizacji humanitarnych.

- Ci ludzie praktycznie cały czas są w ruchu, co chwilę przychodzą informacje, że w lesie jest grupa uchodźców licząca 14 osób, 20 osób, były nawet 80-osobowe. Oni ruszają z pomocą. W czasie, gdy aktywiści są w terenie ktoś powinien być w bazie, zadbać, by była ogrzana, by była ciepła zupa, herbata… Chcę się tym zająć. Aktywiści są doskonali w swojej pracy, świetnie dają sobie radę w lesie, ale żeby mieli siły to robić, ktoś musi zadbać o nich – podkreśla Mayra Wojciechowicz.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki