Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szumełda: Zaciągnęliśmy tej władzy pewien hamulec

Ryszarda Wojciechowska
Karolina Misztal
Chcemy przyjmować ludzi masowo. Bo mamy być ruchem masowym, a nie elitarnym - mówi Radomir Szumełda, wiceprzewodniczący Komitetu Obrony Demokracji oraz lider KOD na Pomorzu

Prowokator z Pana.
Dlaczego prowokator?

Bo chciałby Pan przelecieć się policyjnym śmigłowcem jak Jarosław Kaczyński.
Napisałem jedynie, że zwracam się z prośbą do szefa MSWiA o udostępnienie mi śmigłowca na spotkanie zarządu Komitetu Obrony Demokracji. To był oczywiście internetowy happening, którym chciałem zwrócić uwagę na to, że obecna władza nie tylko uzurpuje sobie prawo do zmiany ustroju państwa, ale zaczyna traktować to państwo jak prywatny folwark. To oczywiste, że Jarosław Kaczyński użył policyjnego śmigłowca, jakby to było jego prywatne auto. Pamiętam, jak bulwersowały nas ośmiorniczki ministra Sikorskiego, które kosztowały podatnika 1200 złotych. A z przelotu prezesa helikopterem nikt się nie zamierza tłumaczyć, chociaż to koszt kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Jarosław Kaczyński to szef partii rządzącej.
Szef partii, który nie pełni w państwie żadnych funkcji. Jest tylko posłem i liderem bardzo bogatej partii, z ponad 30 milionową subwencją. Jeżeli PiS chce, to proszę bardzo, niech wynajmie śmigłowiec dla prezesa za partyjne pieniądze. A nie wozi go na koszt polskiej policji.

A może chodzi o to, że puls KOD-u słabnie, skoro działacz tego stowarzyszenia bierze się za happeningi?
Nie przesadzałbym z tym słabnącym pulsem. Ciężko pracujemy, budując w tej chwili struktury. Prowadzimy nabór do stowarzyszenia. I liczymy, że do końca czerwca przyjmiemy kilka tysięcy osób. Chcemy przyjmować ludzi masowo. Bo mamy być ruchem masowym, a nie elitarnym.

KOD pójdzie w politykę?

KOD od samego początku jest w polityce. Zajmujemy się przecież sprawami publicznymi, obroną demokracji, porządku konstytucyjnego.

Myślę o wyborach parlamentarnych. Bo czy samymi manifestacjami da się cokolwiek załatwić?

A ja pytam, co by się dzisiaj działo, gdyby tych naszych manifestacji nie było? Mam wrażenie, że zaciągnęliśmy tej władzy pewien hamulec i z jej niektórych planów, jak z podziału województw, nic na razie nie wyszło. Sądzę, że Jarosław Kaczyński, widząc te tłumy, wystraszył się, że w tych województwach niczego nie ugra.

Pan myśli, że przy 40-procentowym poparciu PiS Jarosław Kaczyński czegokolwiek jeszcze się boi?
Nie demonizowałbym tego sondażowego poparcia. Jedno jest pewne, Jarosław Kaczyński był zaskoczony tym, że na ulice miast wyszli ci, o których wszyscy myśleliśmy, że siedzą sobie w eleganckich fotelach, piją sojowe latte i nie myślą o przyszłości Polski.

Do maszerowania można się przyzwyczaić. Ale co dalej?
Mówienie o tym, co będzie za trzy lata, czyli o wyborach parlamentarnych, jest teraz wróżeniem z fusów. Kilka tygodni temu rozmawiałem z Donaldem Tuskiem w Brukseli, przed tygodniem z Adamem Michnikiem i Władysławem Frasyniukiem. I nikt z nas nie był w stanie przewidzieć tego, co będzie za trzy lata. Bo w dzisiejszych realiach politycznych to kosmiczny czas.

A co Donald Tusk Panu powiedział?
Przede wszystkim był szczęśliwy, że mógł sobie porozmawiać o sprawach Polski z Polakami. Czuliśmy ten głód rozmowy. W protokole przeznaczono dla nas 30 minut, a rozmawialiśmy godzinę i 40 minut. Ale Donald Tusk niczego nam nie doradzał. Nie mówił, co powinniśmy robić. Skupiliśmy się na ocenie sytuacji w Polsce i w Europie. Bo przecież w wielu krajach również do władzy dochodzą tak eurosceptyczne środowiska polityczne jak PiS.

Donald Tusk spotkał się też z europarlamentarzystami Platformy. Na tym spotkaniu, jak pisano, poparł Schetynę, ale też sugerował, żeby działacze Platformy nie wstępowali do KOD.
Do nas przychodziło wielu posłów z klubu PO, którzy próbowali na własną rękę stworzyć jakąś nową formę klubu parlamentarnego. Ale to my mówiliśmy nie. Bo to zły scenariusz. Rozmawiałem z europarlamentarzystami PO i wiem, że Donald Tusk mówił jedynie, aby PO nie wchodziła w koalicję „Wolność, Równość, Demokracja”. Że taka koalicja być może nie ma sensu. A ja prowadzę tę koalicję i uważam, że ma sens. Dlatego, że ona gromadzi tylko wokół wybranych wartości, ale za to najważniejszych. Prowadząc te koalicyjne spotkania, widzę, jak oni szybko uczą się ze sobą rozmawiać. A jeszcze dwa miesiące temu nie potrafili. To też jest misja KOD - nauczyć klasę polityczną dialogu. Nie tylko dialogu ze społeczeństwem.

Tymczasem PiS rzuca na stół 500 plus, mieszkanie plus i jeszcze inne plusy...
Odpowiem na to nie jako przedstawiciel KOD, bo KOD nie dokonuje takich ocen. Na razie realizowane jest tylko 500 plus. Reszta to obietnice „plus”. Właśnie przeczytałem, że obniżka wieku emerytalnego stoi pod wielkim znakiem zapytania. Podniesienie kwoty wolnej od podatku odłożone jest w czasie. I dobrze. Bo jeśli jakimś cudem udałoby im się ten program wprowadzić, to - moim zdaniem - mamy przed sobą scenariusz grecki. Sam przez 10 lat byłem w Platformie i miałem do Tuska pretensje o różne zaniechania. Ale też trudno nie zauważyć, że jednak te osiem lat rządów PO to była bardzo odpowiedzialna polityka w sferze finansów.

Wtedy jednak głównie słyszeliśmy, że się nie da. A teraz PiS mówi, że... wszystko się da.
Grecy też tak robili przez kilka dekad i jak skończyli? Czy ktoś o tym myśli?

Lech Wałęsa wspiera KOD, ale tylko tak wirtualnie. Ciągle powtarza, że przyłączy się, jak na ulicę wyjdą dwa miliony ludzi.
Niedawno byłem u Lecha Wałęsy. To prawda, że były prezydent nie chce uczestniczyć w wiecach i manifestacjach. Ale chce współpracować, bo jest poirytowany tym, co się w Polsce dzieje. Poprosił, żebyśmy organizowali w Polsce spotkania z jego udziałem. Wyraźnie zaznaczył, że nie chce, aby przychodzili na nie tylko sami jego zwolennicy, KOD-owcy. Chce, żeby przeciwnicy też się pojawiali. Pierwsze takie spotkanie organizujemy już w najbliższy poniedziałek, w Europejskim Centrum Solidarności. Następne będą od września, po wakacjach. To będzie niezwykle ciekawe, bo były prezydent już dawno nie spotykał się z polską publicznością w tak otwartej formule.

Co Pan widzi, patrząc na swoją byłą partię z dystansu? PO się sypie?

Mam wrażenie, że w dalszym ciągu chorobą Platformy jest partyjne myślenie. Chociaż myślenie interesem partyjnym to przypadłość większości partii w Polsce. Przykładem na to są billboardy Platformy, które pojawiły się na początku maja. Gdybym to ja był szefem dużej partii i miał na swoim koncie sukces wielotysięcznej demonstracji, którą oni organizowali, to na billboardach umieściłbym zdjęcie tych tysięcy ludzi z podpisem: Dziękujemy. Platforma Obywatelska. A co zobaczyliśmy? Uśmiechniętego Schetynę i podpis: Wspólnie obronimy Polskę. Grzegorz Schetyna. To jest takie partyjne podejście, które pokazuje, że tam się wciąż za mało docenia ludzi, obywateli, społeczeństwo. To dla mnie smutne. I jeszcze to, że do tej pory nie było w tej partii tego uderzenia się w piersi: - Tak, to schrzaniliśmy, a to można było zrobić inaczej. Sam przez ostatnie trzy lata w Platformie boksowałem się o to, żeby przywrócić znaczenie obywatelskości. Takiej debaty tam nadal nie widać. I to nie jest dobra wróżba na przyszłość.

Grzegorz Schetyna układa partię po nowemu.
Grzegorz Schetyna układa ją według swoich niechęci. To klucz niezwykle małostkowy. Lider nie powinien się tak zachowywać. Grzegorz Schetyna zachowuje się tak, jakby nie rozumiał, że za trzy lata zamiast tych 15 procent, które ma obecnie, może mieć 7 procent albo i mniej. Że jak tak dalej będzie, to być może Platforma znajdzie się na tej samej drodze, na której jest SLD, czyli na drodze powolnej agonii.

Widzi Pan jakieś podobieństwa?
Obie partie były kiedyś dużymi organizacjami z wielkimi pieniędzmi. I to na przykładzie SLD widać, jak te duże pieniądze sprawiają, że agonia może być długa i powolna.

Myśli Pan, że może ktoś inny powinien stanąć na czele PO?
Bardzo żałuję, że Rafał Trzaskowski nie podjął tego wyzwania. Takie młode, świeże spojrzenie bez zaszłości....

...ale nie waleczne.
Pamiętam Ryszarda Petru sprzed roku. Wtedy wydawał mi się takim nudnym finansistą. A dzisiaj, proszę, jaki z niego polityczny fajter.

Skoro jesteśmy przy liderach, to Mateusz Kijowski jest nadal wartością dodaną dla KOD? Tabloidy co pewien czas wyciągają mu różne grzeszki, a to alimenty, a to jak ostatnio dostał intratną fuchę w PZU itd.
Mateusz Kijowski KOD stworzył. I stanął na jego czele z całym bagażem swojego życiorysu. Nie jest aniołem. Ale też nie jest diabłem. Alimenty są sprawą przykrą i niezałatwioną. Ale czy on jeden ma takie kłopoty? Myślę, że problemem Mateusza jest to, że nie potrafi tego wyjaśnić. Ja znam tę sprawę, ale nie jestem upoważniony do tłumaczenia go. Proszę tylko zwrócić uwagę na to, że była żona Mateusza nigdy publicznie się w tej sprawie nie wypowiadała. I nikt się jakoś nad tym nie zastanawia.

Chciałam zapytać Pana o list otwarty napisany przez pisarza i zdeklarowanego geja Roberta Rienta. Po tym jak szaleniec zabił 50 osób w gejowskim klubie Orlando, Rient w tym liście zaapelował do tych, którzy są gejami i udają heteryków, żeby dokonali coming outu. Wyszli z szafy. Zwłaszcza ci znani i lubiani, bo to - jak czytamy w liście - innym by pomogło. Pan już swój coming out wykonał dużo wcześniej.
Tak, i to na łamach „Dziennika Bałtyckiego”.

Lepiej się z tym żyje?

Zdecydowanie. Moim zdaniem, ten tekst o mnie w „Dzienniku Bałtyckim” był najważniejszą publikacją w tej sprawie. Dlatego, że wtedy otrzymałem kilka tysięcy maili z Pomorza od ludzi, którym ten artykuł w jakiś sposób pomógł. Pisali do mnie rodzice dzieci homoseksualnych, pisały żony homoseksualnych mężów, a także dzieciaki, które sobie nie radzą z własną orientacją. Wtedy i dziś mam to poczucie, że takie wyjście z szafy ma jednak sens.

Ten list wywołał nie tylko dyskusję, ale też głosy oburzenia. Niektórzy mówili, że taki apel i list są rodzajem szantażu.
Ja też się pod tym apelem podpisałem. Twierdzenie, że taki apel może być szantażem, jest nadużyciem. Nigdzie w tym liście nie jest powiedziane, że my o was wiemy i jeśli się nie ujawnicie, to podamy wasze nazwiska. Tym apelem chcieliśmy uświadomić tym osobom publicznym, że ich coming out może zmieniać świadomość społeczną. Tylko tyle i aż tyle. W świecie zachodnim ten proces właśnie tak się odbywał. Ja osobiście namawiałbym do wychodzenia z szafy wszystkich. Nie tylko tych znanych, ale też te osoby nieznane, mieszkające w niewielkich miasteczkach. Bo ogromna część społeczeństwa myśli o geju czy lesbijce jak o demonie, kimś, kto czyha na dzieci, żeby je skrzywdzić. A tak naprawdę każdy zna jakiegoś geja czy lesbijkę, tylko o tym nie wie. I oni prawdopodobnie są szanowanymi sąsiadami, członkami rodziny, politykami. Tylko ludzie nie wiedzą o ich innej orientacji. I być może taki masowy coming out pokazałby, że jesteśmy normalni. Że żyjemy obok i nikogo nie krzywdzimy.

Ale to nie jest chyba dla gejów i lesbijek łatwy czas.
W Polsce nigdy nie było dla nas łatwego czasu. Moja była partia również grzeszyła zaniechaniami w tej sprawie. Ale Prawo i Sprawiedliwość idzie jeszcze dalej, wycofując się na przykład z koalicji państw, które chcą dekryminalizacji homoseksualizmu w ramach ONZ.

Co to znaczy?

Tym zachowaniem rząd PiS akceptuje to, że można na przykład w Iranie skazywać na śmierć osoby homoseksualne, tylko dlatego, że są innej orientacji. W tej sprawie Polska weszła w koalicję z Iranem i Rosją. Czas jest więc niedobry. Ale trzeba pracować dalej i wychodzić z szafy też.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki