Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krowie mordy na stopach elegantów. Wystawa „Każdy krok zostawia ślad” w Muzeum Archeologicznym

Grażyna Antoniewicz
Wystawa „Każdy krok zostawia ślad” w gdańskim Muzeum Archeologicznym
Wystawa „Każdy krok zostawia ślad” w gdańskim Muzeum Archeologicznym Karolina Misztal
W jakim obuwiu chodzili dawniej gdańszczanie i gdańszczanki? Można się będzie o tym przekonać na wystawie „Każdy krok zostawia ślad”, którą otwarto w gdańskim Muzeum Archeologicznym.

Muzeum od przeszło 30 lat prowadzi badania wykopaliskowe w Gdańsku. Co roku do magazynów trafia tysiące zabytków ruchomych, w tym również wykonanych ze skóry. Blisko 90 proc. z nich stanowią buty i odpady po ich produkcji. Dzięki konserwacji i rekonstrukcji udało się zgromadzić unikatową w skali Europy i największą w Polsce kolekcję butów archeologicznych.

Bogate portowe miasto związane z Hanzą szybko przyjmowało modne nowinki, więc różnorodność obuwia jest ogromna. Z wykopalisk archeologicznych wiadomo, że noszono głównie buty skórzane, zarówno wysokie, wiązane na rzemyki lub zapinane na guziki, jak również lekkie, przypominające klapki, z podeszwą z korka obszytego skórą. Sporym wzięciem cieszyły się też klasyczne holenderskie saboty.

Obciąć noski

Umiejętność eleganckiego noszenia obuwia należała w średniowieczu do dobrego tonu. A była to sztuka niełatwa, jeśli zważyć, że ówczesne buty odznaczały się wąskimi i spiczastymi nosami, często zagiętymi do góry. Ich długość świadczyła o pozycji społecznej właściciela. Król Francji Filip IV wydał nawet specjalne przepisy, zgodnie z którymi książęta krwi mogli nosić obuwie dowolnej długości, szlachta - z nosami nieprzekraczającymi 60 cm (według miar dzisiejszych), a mieszczanie tylko 30 cm. Czasami noski były tak długie, że trzeba było do ich czubka przywiązać sznurek i całość zawiązać pod kolanem, żeby był zadarty do góry.

- Moje ukochane buty to poulaine, czyli buty z wydłużonym monstrualnie noskiem - opowiada Ewa Trawicka, dyrektor Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. - Poulaine to francuska nazwa określająca buty z Polski. Były bardzo niepraktyczne, ale to pierwszy moment w historii obuwia, kiedy się wymyśla coś kompletnie niewygodnego i nosi, bo jest modne. To moment przełomowy, zmiana w myśleniu. But nie ma już nam służyć po to, żeby było ciepło w nogi i dało się przejść wiele kilometrów, tylko powinien się podobać innym. Sprawić, żeby zobaczyli, że mam buty, które są modne, choć absolutnie niepraktyczne, niewygodnie się w nich chodzi, a i uciekać się nie da.

Często rycerze podczas walki mieli na nogach takie buty, więc gdy w popłochu uciekali z pola bitwy, odcinali te noski. Tak było w czasie bitwy pod Sempach w 1386 roku - gdy padł koń, rycerz musiał obciąć szpice swoich butów, aby nadal walczyć. Eleganci ubierali buty o jaskrawych kolorach, niekiedy na czubkach nosa buta doczepiano maleńkie dzwoneczki lub brzękadełka.

Wydłużone noski powodowały, że zapewne potykano się na bruku. Najdłuższy nosek, jaki zobaczymy na gdańskiej wystawie, ma 15 cm, ale w innych muzeach spotkamy i takie, które dochodzą do 35 cm.

- Ciekawe są także buty Tudorów, jestem ich wielką fanką - opowiada z-ca dyrektora Beata Ceynowa, kurator wystawy. - Noszono je na początku XVI wieku, w latach 1500-1550. To moda rozpowszechniona przez lancknechtów, zaciężne wojska niemieckie. Takie obuwie nosili wszyscy, zarówno królowie, jak również kobiety i dzieci. W butach Tudorów przedstawiono fundatorów klasztoru cystersów w Oliwie. Takie obuwie mają książęta pomorscy Sambor i Mściwoj na fresku z drugiej połowy XVI wieku, jak i na obrazie Hermana Hana z początku XVII wieku. Buty te były płytkie, szeroko wycięte, a trzymały się na nodze dzięki umieszczonemu na podbiciu paskowi skóry, który spinano sprzączką lub wiązano rzemieniem. Cechuje je szeroki, kwadratowy lub zaokrąglony przód o wypukłym profilu. Znane są trzy modele tego typu obuwia. Mężczyźni lubowali się w szerokich butach, nazywanymi Kuhlmaulshue, czyli „krowia morda”.

- Rozszerzały się wachlarzowato, ta część na palce jest monstrualnie poszerzona - tłumaczy pani dyrektor. - Były oczywiście niewygodne, płytkie. Tymczasem na przekazach ikonograficznych pokazują je jako buty dla wojska. Dziwne, przecież żołnierze wojsk zaciężnych musieli niekiedy setki kilometrów przejść w takich butach, a potem w nich walczyć.

- Oglądając buty Tudorów i poulaine, zauważamy, jak niewiele zmieniła się ludzka natura, jeśli chodzi o modę. Dzisiaj też mamy monstrualne szpilki, jakieś platformy, jak coś jest modne, to będziemy w tym chodzić - mówi pani dyrektor.

Drewniane klocki

Było też obuwie ochronne, które zabezpieczało nogi przed wilgocią, wszechobecnym na ulicach średniowiecznych miast błotem i chroniło przed zimnem. Nakładano je na buty właściwe (skórzane) lub na rajtuzy z doszytą skórzaną podeszwą. Najbardziej popularne były od XII do XVII w. Na terenie Europy znane były trzy ich typy: patynki drewniane, patynki skórzane, mule. Podeszwy zaopatrzone w solidne drewniane klocki pozwalały przejść suchą stopą przez błotniste ulice miasta.

- Patynki drewniane wkładano na buty tylko przed wyjściem na ulicę - opowiada Beata Ceynowa. - Zdejmowano je zawsze przy wejściu do mieszkań, co widać na licznych przedstawieniach ikonograficznych. To typ obuwia teraz już zapomniany.

Zdobione patynki bywały darem dla ukochanej osoby. Na większości dominuje symbolika związana z miłością, wiernością, rzadziej płodnością. Jest wśród nich m.in. przyszwa patynki ze sceną ukazująca parę grającą w szachy.

Zastanawiające jest, dlaczego w Gdańsku archeolodzy znajdują tak wiele butów.

- Przetrwały one dzięki dobrym warunkom glebowym: sporej wilgotności, braku powietrza oraz współwystępowaniu w warstwie wraz z odpadami drewna. Z dużych wykopalisk mamy średnio około 20-30 tysięcy fragmentów skórzanych. Fragmenty ubrań czy butów znajdujemy także w kościelnych kryptach. Odtworzenie każdego buta to ogromna praca.

Aby ze sterty skórzanych skrawków odtworzyć but, trzeba go najpierw znaleźć wśród setek pojedynczych fragmentów.

- To jak układanie puzzli. Jeden but może się składać nawet z 30 elementów - mówi Beata Ceynowa z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. - Porównujemy wszystko: ślady szwów, wszelkie załamania, przetarcia, uszkodzenia, nawet odległość między dziurkami. Broń Boże, nie składamy przypadkowych części, wszystko musi pasować i na pewno być elementem tego samego egzemplarza. Rekonstrukcja dokonywana jest z jak najmniejszą ingerencją w zabytek (nie wykonuje się, na przykład, nowych otworów na szwy). Wykorzystujemy białe nici, aby elementy współczesne, uzupełniające można było od razu rozpoznać.

W rekonstrukcji najtrudniejsze są buty Tudorów. Dlaczego? Mają bowiem rogi, wstawki, lamówki, wzmocnienia i skórzane, i drewniane, wiele elementów.

Kąpiel w glicerynie

Konserwacja takich archeologicznych fragmentów skórzanych jest niezwykle trudna. Stosuje się najprostszą i najtańszą metodę, jaką jest moczenie w glicerynie, które poprzedza dokładne mycie, dezynfekcja i kąpiel w roztworze kwasu cytrynowego. Po kilkutygodniowej kąpieli w glicerynie następuje powolne suszenie. Szczególną uwagę poświęca się zabytkom łączonym z kilku surowców. Obok skóry, spotykane są drewno, żelazo, korek, tkanina półwełniana/wełniana, mech, włosy. Proces konserwacji zabytków skórzanych trwa nawet kilka miesięcy.

- Niestety, nie zachowały się nici, którymi buty zszywano. Były wykonane z surowców roślinnych, a w Gdańsku jest tak zwana kwaśna gleba, w której wszystkie roślinne elementy, takie jak na przykład z lnu czy konopi, uległy rozpuszczeniu - dodaje pani archeolog.

Z drugiej ręki

Dawniej but niejednego miał właściciela. Ciekawe jest to, że jak wskazują nam buty z XV w., już wtedy mogły istnieć tzw. second handy, czyli sprzedaż z drugiej ręki. Obuwie wykonywano na zamówienie, noszono przez kilka miesięcy, a później zbywano biedniejszym.

Na potrzeby kolejnego właściciela wierzchy mogły być nacinane wzdłuż lub w poprzek, tak by stopa dobrze w nich leżała.

Niewiele osób wie, że budowa buta wykształciła się dopiero pod koniec XIII w. i do obecnych czasów się nie zmieniła. Do XIII w. buty były niekształtne, szybko się niszczyły, i co ciekawe, nie było podziału na buty przeznaczone na prawą i na lewą stopę.

- Po raz pierwszy w naszym muzeum zrobiliśmy aplikację w technice morfingu, czyli łagodnego przechodzenia jednego kształtu w drugi - opowiada dyrektor Trawicka. - Można w skrócie zobaczyć, jak się te buty zmieniały. Mamy też elektroniczne puzzle dla dzieci, fotografie 3D. Nakręciliśmy film, na którym można obejrzeć historię jednego buta od momentu, kiedy uszył go szewc, aż do chwili kiedy trafił na wystawę. Ale przede wszystkim zwiedzających zainteresują zapewne oryginalne zabytki datowane od XIII do XVIII wieku, które pokazane są chronologicznie.

Wędrówkę po historii mody obuwniczej kończy prezentacja butów XVIII-wiecznych, których fason na obcasie stał się inspiracją na kolejne stulecia.

Chińskie przysłowie ludowe mówi „Każdy krok zostawia ślad”, więc wybierzmy się zobaczyć, jaki ślad został po średniowiecznych gdańszczanach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki