Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Jacek Friedrich: „...białość jego czerń pruska pokryła...”, czyli walka na obrazy

rozm. Grażyna Antoniewicz
Przemek Świderski
O polsko-niemieckiej rywalizacji na symbole w przestrzeni publicznej Wolnego Miasta Gdańska - opowiada historyk sztuki dr Jacek Friedrich.

Utworzenie Wolnego Miasta Gdańska nikogo nie zadowoliło. Gdańsk w początku XX wieku był głównie miastem ludzi związanych z językiem i kulturą niemiecką, którzy woleliby, aby Gdańsk należał do państwa niemieckiego. Z kolei strona polska uważała, że Gdańsk jest naturalnym portem odradzającej się Rzeczypospolitej. Niemcy są niezadowoleni, Polacy też, zaczyna się walka polityczna, ale także walka na symbole....
Tak, to się ujawniło już w czasie dyskusji nad herbem Wolnego Miasta. Jak wiemy, korona została przydana gdańskiemu herbowi przez Kazimierza Jagiellończyka, po stronie niemieckiej podnosiły się więc głosy, że jest to symbol polskiego zwierzchnictwa i powinno się wrócić do herbu z czasów krzyżackich, a więc z dwoma krzyżami bez korony. Ostatecznie jednak zwyciężyło przywiązanie do tego herbu, który wszyscy znali. Moim zdaniem, to kapitalnie pokazuje, jak wielką wagę przywiązywano do kwestii symboli. Ogromnie to było świadome wybieranie...

Wielki spór toczył się o flagę Rady Portu.

Polakom bardzo zależało na fladze Rady Portu, do którego w wyniku międzynarodowych ustaleń Polska miała znaczne prawa. Ostatecznie, flaga została zakomponowana w ten sposób, że podzielono ją na dwie części - w jednej był herb Gdańska, a w drugiej herb Polski. To oczywiście, wywołało protesty strony gdańskiej, która nie chciała polskich symboli w porcie. Nic dziwnego, bo oczywiście, wszystkie jednostki pływające Rady Portu, właśnie z tą flagą kręciły się po porcie. Tak więc na tych, którzy przyjeżdżali z zewnątrz mogło to sprawiać wrażenie, że są w Polsce. Władze Gdańska oprotestowały więc flagę wobec Wysokiego Komisarza Ligi Narodów w Gdańsku, który przyznał jednak rację Polsce.

Ale zapewne, w Wolnym Mieście Gdańsku o wiele większe pole do popisu miała strona niemiecka.

Tak, bo miasto było przecież w ogromnej większości niemieckie, niemieckie były także władze Wolnego Miasta, a to one decydowały przecież o oficjalnym przekazie. Jest więc oczywiste, że w pieczęciach Wolnego Miasta, banknotach, monetach, znaczkach pocztowych żadnej polskości nie uświadczymy. Za to bardzo chętnie odwoływano się w nich do lokalnej historii...


Tymczasem okazało się, że nawet historia jest kontrowersyjna i obie strony są bardzo przeczulone na tym tle.

Oczywiście. Historia zawsze jest kontrowersyjna! W Wolnym Mieście najbardziej spektakularnym przykładem jest słynny spór zwany w literaturze filatelistycznej wojną o znaczki pocztowe. Niedługo przed wybuchem wojny polska strona wydała, w ramach serii, przypominający historię Polski znaczek pokazujący Jadwigę i Jagiełłę. Wydawałoby się, że z punktu widzenia gdańskiego jest to nieistotne, ale u stóp Jadwigi i Jagiełły leżały skrzyżowane dwa miecze. I to już był ten moment drażniący stronę niemiecką, bo oczywiście, oni tych wspomnień grunwaldzkich za bardzo nie lubili. Ciekawostką jest, że w ramach tej serii Boratyński zaprojektował też znaczek z bitwą pod Grunwaldem.

Jak ten znaczek wyglądał?

Polski rycerz kopią dociskał do ziemi powalonego Krzyżaka. Niemcy ostro zaprotestowali i tu o dziwo, polska strona wycofała się. Znaczek, zdaje się, istnieje tylko w dwóch egzemplarzach próbnych, więc jest niesamowitym rarytasem. Znam go oczywiście tylko z reprodukcji. Natomiast co do znaczka z Jadwigą, Jagiełłą i dwoma krzyżami został on zmodyfikowany. W miejscu mieczy pojawia się taka architektoniczna plecionka, zupełnie neutralna. Więc w tym przypadku załagodzono spór, przynajmniej pozornie.

Ale strona niemiecka nie zostawiła tego bezboleśnie, bo wypuściła swoją serię, która w literaturze nazywa się serią odwetową.

Pojawiły się w niej różne elementy z historii Gdańska pokazujące historię od strony niemieckiej. Wybrano takie elementy, które pozwalały pokazywać Gdańsk niezależny od Polski, a nawet z nią skonfliktowany. Apogeum tego jest znaczek, który pokazuje odparcie pod Wisłoujściem oddziałów Stefana Batorego przez wojska gdańskie. Tematy militarne - i Grunwald, i Wisłoujście - są w naturalny sposób konfrontacyjne i mogą być czytane wyraźnie politycznie, ale okazuje się, że ta czujność była tak daleko posunięta, że jednym z pierwszych akordów całego sporu był znaczek, wydawałoby się, kompletnie niewinny: rodzajowa scenka pod Żurawiem, w pobliżu którego przy workach ze zbożem stoją polscy szlachcice i gdański kupiec. Dobijają transakcji. Podobną transakcję można zobaczyć w Sali Czerwonej Dworu Artusa na obrazie Izaaka van den Blocka, ale okazało się, że napis „Port Gdański”, który był tam umieszczony, Niemcy odebrali jako prowokację i gdański Senat złożył oficjalny protest. Zachowała się ciekawa korespondencja, jeden z przedstawicieli polskich władz napisał, że ten protest go zaskakuje, bo przecież motyw na znaczku zaczerpnięty jest bezpośrednio z obrazu Izaaka van den Blocka w Sali Czerwonej, w której panowie senatorowie często się spotykają i nikomu ten wizerunek nie przeszkadza.

Przykładem tego, jak wielką wagę Polska przywiązywała do walki na obrazy, jest gdańska teka Jana Gumowskiego.

Okazuje się, że za pewnymi, wydawałoby się niewinnymi artystycznie, przedstawieniami stoją władze, w tym wypadku było to Ministerstwo Spraw Zagranicznych, czyli bardzo świadomie wykorzystywano sztukę dla celów dyplomatycznych, propagandowych. Gumowski był świetnym artystą, twórcą tek graficznych pokazujących architektoniczne zabytki Polski. Właśnie w tym cyklu pojawiła się teka poświęcona Gdańskowi, co już samo w sobie było kontrowersyjne, bo Gdańsk formalnie rzecz biorąc nie był częścią Polski. Do tego teka zawierała niemal wyłącznie widoki tych zabytków, które można było związać historycznie z polską obecnością w mieście. Szczególnie ciekawe jest przedstawienie Żurawia. Jak wiadomo, powstał on jeszcze w czasach krzyżackich, nie ma na nim ani polskiego orła, ani polskich królów. Gumowski i z tym sobie poradził: przed Żurawiem pokazał statek z wyeksponowanym polskim orłem na dziobie. Cała teka stanowiła więc manifestację polskich roszczeń wobec Gdańska. I fakt, że to właśnie ministerstwo płaciło Gumowskiemu za pobyt w Gdańsku (wszystko na to wskazuje), że zadbało o to, aby te egzemplarze trafiły za granicę, że teka miała trójjęzyczne podpisy: polskie, francuskie i angielskie - wyraźnie pokazuje, że od samego początku chodziło nie tyle o to, żeby uwiecznić piękne widoki Gdańska, ale raczej żeby przekazać pewien komunikat, który brzmiał: Gdańsk i Polska są splecione ze sobą więzami nierozerwalnymi. Właściwie Gdańsk jest polskim miastem - można by wnioskować z tych obrazów.

Teka Gumowskiego nie jest jedynym przykładem, wyszła też cała seria pocztówek wydana przez Macierz Szkolną w Gdańsku, eksplorująca polskie wątki: herby, królów, polskie pamiątki, więc Polacy byli świadomi tej mocy.

Niemcy też... W okresie międzywojennym zamalowywali na niektórych zabytkach białe polskie orły na czarno, żeby zrobić z nich orły pruskie. Jan Kilarski pisał o jednym z tak potraktowanych polskich orłów: „...białość jego czerń pruska pokryła...” Z czasem sięgano po brutalniejsze sposoby - w latach 30. orły na kracie fontanny Neptuna wyłamała młodzież hitlerowska (jak pisano w polskich źródłach). Była to ewidentna manifestacja polityczna, chęć zniszczenia polskich śladów. Dla mnie fascynujące jest i to, że te procesy dokonywały się zarówno w przestrzeni realnej, jak i w przestrzeni, którą my dzisiaj nazywamy przestrzenią wirtualną - nie tylko bowiem zniszczono prawdziwe orły przy Neptunie, ale za pomocą retuszu fotograficznego usuwano je z fotografii reprodukowanych w niemieckich książkach czy czasopismach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki