MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Gwiazda: Z gór nie zrezygnujemy

Barbara Madajczyk-Krasowska
archiwum prywatne
Z Andrzejem Gwiazdą, jednym z założycieli Solidarności, miłośnikiem górskich wypraw - rozmawia Barbara Madajczyk-Krasowska

Jak się czuje Pańska żona? Podobno była wycieńczona, kiedy dotarli do was ratownicy.
Anka miała wylew. Teraz jest w szpitalu w Krośnie. Jest po specjalistycznym badaniu. Już wiadomo, że to nie tętniak, tylko zwykły wylew, ale oprócz bólu głowy nie ma żadnych innych objawów neurologicznych.
Media podawały, że zaginęliście. W jakich okolicznościach to się stało?

Byliśmy w polskich górach, Beskidzie Niskim, który znamy. Wprawdzie byliśmy tam ostatnio chyba trzydzieści pięć lat temu. Siostra Ani znała trasę. Mieliśmy mapę, kompas. Szliśmy normalnie, zatrzymaliśmy się na biwak. Znalazłem i przyniosłem wodę. Postawiliśmy namiot. I Anka nagle dostała strasznego bólu głowy. Z początku podejrzewałem, że to może jest udar słoneczny, bo przez cały dzień było piekielnie gorąco. Ale ból nie mijał. Rano wezwałem GOPR przez Słowację i równocześnie siostra Ani zawiadomiła polskich goprowców. Polska nitka zadziałała skuteczniej. Określiłem miejsce, w którym byliśmy z dokładnością do stu metrów. Byliśmy na granicy, między słupkiem 129/3 a 129/2.

Ból głowy nie ustępował przez całą noc?
Tak. Jak się okazało, wylewu dostała między piątą trzydzieści a szóstą wieczorem. O ósmej przyszła burza. Na dotarcie do nas tego samego dnia nie było szans. A zwożenie Anki quadem mogłoby skończyć się tragicznie.
Żonę zabrał helikopter?

Najpierw dwoma quadami przyjechali goprowcy z lekarzem. Po zbadaniu lekarz stwierdził, że Anka nie może być przetransportowana quadem. Wezwano helikopter. Musieliśmy czekać, bo była kolejka wezwań. Cała akcja została przeprowadzona niesłychanie sprawnie i w sympatycznej atmosferze. Chciałbym podziękować, szczególnie za to, że wzięli mnie na quada i nie musiałem schodzić pieszo. Siostra Anki podjechała do Dukli i razem pojechaliśmy do szpitala, do Krosna.

Trzeba mieć odwagę, żeby w tym wieku chodzić po górach.
W zeszłym roku przeszliśmy Góry Fogaraskie w Karpatach Południowych. To nie było łatwe, bo Rumuni, gdy dowiedzieli się, że idziemy od samego początku głównym grzbietem i zamierzamy przejść tak całe góry, to odnosili się do nas z wielkim uznaniem, gratulowali nam. Według polskich przewodników, to jest niemożliwe.

Kiedy zaczęła się u was ta górska pasja?

Pięćdziesiąt lat temu byliśmy z Anką pierwszy raz w Bieszczadach.

Od pięćdziesięciu lat, każdego roku chodzicie po górach?
Z wyjątkiem siedzenia w więzieniu (śmiech).
Przez jakie góry przewędrowaliście?
Przeszliśmy wszystkie słowackie, małą, wielką Fatrę. Niskie Tatry, Bałkany w Rumunii, w Bułgarii, Piryn - to jest pasmo z najwyższym szczytem (ponad 2900 m) i inne szczyty też po trzy tysiące, dwa dziewięćset, dwa osiemset metrów. Przeszliśmy całe Pireneje, nie w ciągu jednego roku oczywiście. Przeszliśmy całe Dolomity (wysoką drogę Dolomitów), grzbietem głównym przeszliśmy całe ukraińskie Karpaty (też nie w ciągu jednej wycieczki) do granicy rumuńskiej. W tym czasie byliśmy dwa razy w Norwegii w Alpach skandynawskich i w Szwecji przeszliśmy Królewski Szlak, który zaczyna się pod Narwikiem, 146 kilometrów za kołem podbiegunowym. Ponieważ było dużo grzybów, to zrobiliśmy czterysta kilometrów.

Gdzie nocujecie?
Zawsze w namiocie.

Rozbijacie namiot na polach namiotowych czy "na dziko"?
Nigdy na polach namiotowych, chyba że to jest park narodowy.

Nie boicie się dzikiej zwierzyny?
Jakiej? Kiedyś w Karpatach Południowych (przeszliśmy całe), jak wstaliśmy rano, to okazało się, że dookoła namiotu niedźwiedź wydeptał ścieżkę.

Nigdy wichura nie zniszczyła wam namiotu?
Nie. Natomiast dwa razy budowałem z kamieni mur dookoła namiotu wysokości około półtora metra, bo był taki wiatr, że namiot by nie wytrzymał. Zdarzało się, że wiele nocy przesiedzieliśmy trzymając namiot na plecach, żeby powstrzymać napór wiatru.

Sama wędrówka i wspinanie się są ekstremalne...
...wspinaliśmy się tylko w Tatrach.

Mieliście jeszcze jakieś inne przygody?

Mnóstwo. Chyba trzydzieści pięć lat temu, jak robiliśmy pierwszą partię Południowych Karpat, przyszli do nas w odwiedziny właściciele hali. Kobieta była elegancko ubrana, z nią dwóch rosłych górali z ciupagami. Te ciupagi nie przypominały tych, które można kupić w Zakopanem na Krupówkach. To były stalowe siekiery na półtorametrowych styliskach. Dwadzieścia metrów od naszego namiotu ceremonialnym ruchem odrzucili ciupagi, co oznaczało, że przychodzą w pokojowych zamiarach. Przynieśli nam na talerzyku kawałek owczego sera, a my poczęstowaliśmy ich herbatą. Nie smakowała im, ale pili. Kiedyś góral poprosił nas, żebyśmy mu dali menażkę, to on przyniesie nam mleko. Przyniósł zupełnie bezinteresownie. Ale odległość od nas do jego chaty była tak duża, że przyniesienie tego mleka zajęło mu chyba ze cztery godziny. To było w Rumunii albo w Bułgarii. Zdarzało nam się spotykać górala czy pasterza, który ostatniego papierosa palił dwa tygodnie temu, a ostatni raz człowieka widział przed miesiącem.

A Pan w górach pali?
Oczywiście, co godzinę.

Chyba Pan żartuje.
Po godzinie marszu należy się odpoczynek i papieros.
Niesamowite!

Papierosy może i szkodzą, ale nie wiem, czy bez papierosa szybciej biegalibyśmy po tych górach.

Parę lat temu zgubiliście się w górach?
To był fakt medialny TVN. Bierzemy na miesiąc jedzenie. Nie kontaktujemy się z cywilizacją, bo przeważnie nie ma możliwości, zresztą nigdy nie mieliśmy takiej potrzeby.

Ale tym razem była. Miał Pan telefon komórkowy?
Pierwszy raz w życiu wziąłem komórkę.
Do rozmowy włącza się siostra Joanny Gwiazdy, Iwona Duda: Nie chciałam puścić ich bez komórki.
Andrzej Gwiazda: Komórka była zbawienna, dlatego że piechotą do pierwszego telefonu musiałbym maszerować około czterech godzin.

Czym się żywicie?
Bierzemy do plecaków jedzenie na cały miesiąc.

Te plecaki muszą być strasznie ciężkie, czy macie jeszcze siłę, żeby je dźwigać?
W zeszłym roku wzięliśmy namiot oraz jedzenie i benzynę na miesiąc (około trzy litry benzyny). W miarę jak człowiek posuwa się naprzód, plecaki stają się lżejsze.

Benzyna potrzebna jest do przygotowania herbaty i ciepłych potraw?
Mamy jugla, taką enerdowską maszynkę. Dla Wehrmachtu zbudował ją konstruktor niemieckich silników odrzutowych (V1). Anka na jakiejś służbowej delegacji do NRD wydała dietę na tę maszynkę.

Co gotujecie oprócz herbaty czy kawy?

Makaron, kuskus, mięso. Konserwy są za ciężkie, dlatego mięso robimy sami.

W jaki sposób przygotowujecie to mięso?
Drobne kawałki mięsa smażę w smalcu. Jak dobrze się wysmażą, czyli stracą wodę, to wkładam je do puszek po farbie i ubijam, następnie zalewam gorącym smalcem i zamykam. Mogą stać spokojnie przez rok.

Żadnych warzyw nie macie?
Nie.

To taka białkowo-węglowodanowa dieta. Chyba niezbyt zdrowa?
Iwona Duda: Musi być zdrowa. Oni są w bardzo dobrej kondycji. Lekarze w szpitalu powiedzieli, że Ania jest w dobrej formie.

Ale dostała wylewu...
Iwona Duda: Wylewu dostają ludzie mający 20 lat. A ona ciśnienie ma bardzo dobre, poziom krwi dobry, pojemność płuc właściwą. Ona ma 71 lat. Każdemu należy życzyć, by w tym wieku mieli taką formę, jaką mają Ania i Andrzej.

A Pan Andrzej ma 75 lat?
Iwona Duda: Tak.

Po zapewnieniach Pani Iwony o waszej kondycji, rozumiem, że chyba nie zrezygnujecie z gór?
Andrzej Gwiazda: Mam nadzieję, że nie.
Iwona Duda: Ale już nie w tak ekstremalnych warunkach.
Andrzej Gwiazda: Jest problem, bo w Polsce już praktycznie nie ma po co chodzić. Zaczęliśmy od góry Otryt i jak zobaczyłem, że z Połoniny Caryńskiej prowadzą schody z poręczą, to dostałem takiej kolki ze śmiechu, że nie mogłem schodzić. Teraz przez Połoniny biegnie taki tłum, że się wysikać nie można.

Czy kiedykolwiek inaczej spędzaliście czas wolny?

Jak przeszliśmy na emeryturę, to dwa razy byliśmy na wycieczkach w Chinach i Grecji organizowanych przez biuro podróży. Byliśmy też w Stanach Zjednoczonych, gdzie na Góry Skaliste zostały nam tylko dwa tygodnie. Mieliśmy poumawiane spotkania i musieliśmy z tych gór zejść.

Góry Skaliste jeszcze przed wami?
(śmiech) Raczej mocno przed nami, bo Góry Skaliste mają sześć i pół tysiąca kilometrów, a w Kanadzie półtora tysiąca szerokości.

Dziękuję i życzę żonie szybkiego powrotu do zdrowia.
Rozmawiała Barbara Madajczyk-Krasowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki