Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat Agnieszki: stryjek bije za słabo?

Tomasz Słomczyński
G. Mehring
Co byście zrobili, gdyby ktoś cały czas was nękał i zastraszał? Bił, ale tak, żeby nie za mocno. Żeby nie było zbyt dużych śladów. Jak byście się czuli, widząc rosnące zniecierpliwienie tych, do których zwracacie się o pomoc? O jednym z wielu takich przypadków pisze Tomasz Słomczyński

Wyobraźmy sobie, że nasz sąsiad nas bije. Zazwyczaj kiedy schodzimy do piwnicy, gdzie na nas czeka, albo wieczorem w zaułku, kiedy nikt nie widzi. Robi to niezbyt mocno, np. raz w miesiącu mamy podbite oko, siniaka na ciele, rozciętą wargę. Co wówczas robimy? Robimy sobie obdukcję, idziemy z tym na policję. Co robią policjanci? Biorą dokument od lekarza i wysyłają go faksem do innego lekarza - biegłego. Ten stwierdza, że obrażenia "nie naruszają czynności narządu ciała na dłużej niż siedem dni". Możemy wracać do domu. Prokurator się tą sprawą nie zajmie. Możemy jednak założyć sprawę w sądzie naszemu nieznośnemu sąsiadowi. Wtedy on szepnie nam do ucha: "Jak nie wycofasz pozwu, to twoje dzieci.... sam zobaczysz." Czy to groźba karalna? Przecież nie sprecyzował, co zobaczę. Poza tym i tak nie będzie świadków tej rozmowy. Jeśli mimo wszystko się nie przestraszymy, będziemy przez rok, może dwa, jeździć na rozprawy. Na sali sądowej zrobimy wrażenie wiarygodnych. Trzeba będzie rzeczowo zeznawać przeciw temu, który będzie na nas patrzył z ławy oskarżonych. Kilka godzin później, jak już się ściemni na dworze, spotkamy go, jak co dzień, na klatce schodowej lub na podwórku.

Takich sytuacji są setki, tysiące. Nie mówi się o nich do momentu, kiedy agresor popełni błąd - uderzy za mocno. Prokurator nie będzie już miał problemu, żeby postawić zarzut sprawcy pobicia. Może nawet go zamknie do aresztu. Tylko że zrobienie obdukcji może już nie być możliwe. Zamiast niej do materiału dowodowego zostanie dołączona sekcja zwłok.

Małe dramaty dla tych, którzy ich doświadczają, są ogromne. Taki jest dramat Agnieszki Grabkowskiej.

Wiele razy spychał mnie ze schodów, ciągnął za włosy. Śmieje się ze mnie, że nie mam po co wzywać policji, bo i tak nic mu nie zrobią.

Zadbana blondynka wykłada na stół dokumenty, które chciałbym skopiować. Jednak nie możemy teraz wyjść z domu. Ktoś musi być na miejscu. Dziewięcioletnia Wiktoria przyciśnie przycisk dzwonka na furtce i będzie czekać, aż ktoś po nią wyjdzie. Przed nią kilka metrów do przejścia przez wspólne podwórko. Nie może sama pokonać tego dystansu, boi się.

- Dziś rano stryjek rzucał w nas z okna na piętrze petardami - mówi pani Agnieszka.
W Pruszczu pojawił się w 2004, może w 2005 roku, Agnieszka nie może sobie przypomnieć. Najpierw pomieszkiwał, zanim się wprowadził na dobre. Wcześniej musiał się wynieść od żony z pobliskiej wsi.
- Kiedy pierwszy raz mnie uderzył, usłyszałam od babci, że nie mogę tego nigdzie zgłosić, bo on ma wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad swoją żoną i dziećmi. Dlatego na początku milczałam - tłumaczy Agnieszka. Edward S. mówi co innego:
- Tak, rzeczywiście, miałem sprawę za znęcanie się nad rodziną, ale oczyszczono mnie z zarzutów. A od żony się wyprowadziłem, bo się nam nie układało.
Jaka jest prawda? Jeśli Edward S. był karany, informacja o tym jest dostępna w Krajowym Rejestrze Karnym. Jest to informacja prawnie chroniona, dziennikarz nie ma do niej dostępu. Bez trudu jednak można ustalić, że w 2003 roku toczyły się dwa postępowania przeciw Edwardowi S. Z jakiego paragrafu i z jakim wynikiem?
- Takich informacji nie udzielamy - słyszę w sądzie.

***
Rodzinny konflikt na tle majątkowym - tak tę sytuację określił sąd. Jednorodzinny dom jest podzielony na dwie części. Starsza kobieta ma dwóch synów. Jeden z nich to Edward S., drugi jest ojcem Agnieszki. W jednej części domu mieszka starsza kobieta z Edwardem, w drugiej mieszka drugi jej syn ze swoją córką - Agnieszką właśnie, i wnuczką Wiktorią. Niegdyś relacje Agnieszki z babcią były bardzo dobre. Wszystko miało się zmienić, kiedy się pojawił Edward S.

21 kwietnia 2009. Na piętrze domu mieszkał wówczas dziadek Agnieszki, dziś już nie żyje. Agnieszka ze swoim ojcem opiekowała się przykutym do łóżka mężczyzną, zmieniała mu pieluchy. Żeby to zrobić, musiała wchodzić na piętro, do tej części domu, w którym mieszka Edward S. Tamtego wieczoru, kiedy ojciec Agnieszki podnosił z łóżka chorego, nagle pojawił się Edward. Agnieszka opowiada spokojnie, widać, że przywykła do takich sytuacji:
- Chwycił mnie za włosy. Uderzył moją głową o framugę. Wycofał się i zamknął w swoim pokoju. Zalałam się krwią. Miałam jechać z córką na tańce do MDK, nic z tego nie wyszło. Miałam na sobie białą bluzkę, cała była czerwona od krwi. Niestety, wtedy widziała to Wiktoria, zazwyczaj staram się, żeby nie widziała mnie w tym stanie.

Przyjechała policja. Lekarz stwierdził uraz głowy, okolicy potylicznej. W dokumentacji medycznej jest również napisane: "zgłasza pobicie".
10 listopada 2009. Agnieszka zeszła do piwnicy po węgiel. Tam Edward ma swoją półkę. Agnieszka straciła przytomność na około pół godziny. Leżała w piwnicy na węglu. Na pogotowiu lekarze zobaczyli, w jakim jest stanie, od razu przewieźli ją do Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku. Z karetki dzwoniła na policję. W dokumentacji napisano: "chora pobita w domu z utratą przytomności". Neurolog napisał: "Pacjentka podaje, że dziś ok. godz. 11.00 została uderzona w głowę (twarz), straciła przytomność, po odzyskaniu przytomności nie wymiotowała, miała nudności i zawroty głowy, bóle głowy". W szpitalu Agnieszka spędziła kilka godzin, towarzyszyła jej córka - kobieta bała się zostawić ją samą w domu.

***
Psycholog szkolny napisała w opinii o 9-letniej uczennicy: "... Dziewczynka bardzo długo nie chciała opowiadać o sytuacji rodzinnej. (...) Opowiada, że boi się ciemności, boi się, gdy mama schodzi do piwnicy napalić w piecu, dlatego że ostatnio wujek schował się za węglem i uderzył mamę. Mama pojechała do szpitala. (...) Podczas tej rozmowy dziewczynka płakała."
Pani Barbara mieszka po sąsiedzku z Agnieszką, przez płot.

- No i bardzo dobrze, że chce pan o tym napisać! Złego słowa o niej nie mogę powiedzieć. Wcześniej też rozmawiałam z babcią, teraz już nie, kiedy babcia widzi, że gadam z Agnieszką. Jak Agnieszka przychodzi i opowiada, co się tam dzieje w ich domu, to włos mi się jeży na głowie. Ja tam nigdy u nich nie byłam, nic na to nie wskazuje, żeby miało się coś złego dziać. Nikt nic nie widzi, nikt nic nie słyszy. Wiem tylko, że Edek chodził z jakąś petycją i zbierał jakieś podpisy. Raz widziałam u niej sińce. Pokazała mi też zdjęcia i obdukcje lekarskie. Nigdy nie widziałam, żeby była jakakolwiek awantura. Edward S. też jest zawsze grzeczny, dzień dobry ładnie powie...
Edward S.:
- Ona [Agnieszka - przyp. aut.] jest psychicznie chora, sama się okalecza, żeby mnie pomawiać o to, że ją biję. Chce przejąć dom, nas wyrzucić na bruk! Nigdy jej nie biłem. Znęca się nad babcią, wyzywa ją. Mam kilkanaście podpisów od sąsiadów, że tak jest!
Babcia Agnieszki (słysząc, że się interesuję sytuacją rodzinną w ich domu):
- Niech pan zostawi w spokoju mojego syna!
Aspirant Katarzyna Kwiatkowska z Komendy Powiatowej Policji w Pruszczu Gdańskim:
- Policja za każdym razem udaje się na miejsce zdarzenia. Na miejscu policjanci wysłuchują racji dwóch stron. To są różne wersje wydarzeń.
Dramat Agnieszki rozgrywa się w dzielnicy willowej, wokół cisza i spokój. W zadbanym mieszkaniu kobieta zagląda do notatek.
- 18 maja 2010. Wtedy dzwoniłam po tym, jak wujek mnie popchnął i upadłam. Policjanci powiedzieli, że nie przyjadą, bo ta sprawa jest z oskarżenia prywatnego. Zresztą to nie jedyny raz, kiedy odmawiali przyjazdu.

Marek Hojczyk jest psychologiem w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Pomaga pani Agnieszce.
- Głos pani Agnieszki nie jest jedyny. Niestety, tak jest, że policjanci odmawiają przyjazdu. Mówią wtedy: "to sprawa rodzinna, musicie się dogadać". Jest w Polsce takie przekonanie, że tego rodzaju sprawy należy załatwiać we własnym gronie, w zaciszu domowym. To jest karygodne.
***
Po zgłoszeniach Agnieszki Grabkowskiej prokurator wszczął śledztwo, potem je umorzył. Z kilku przyczyn. Stwierdził, że nie można jednoznacznie ustalić tego, że sprawcą pobicia był Edward S. Poza tym: jedynym świadkiem był ojciec pani Agnieszki. Ze względu na bliskie więzi rodzinne nie został uznany za świadka wiarygodnego. I jeszcze: "Naruszenie czynności ciała nie trwało dłużej niż 7 dni".
Zastępca komendanta powiatowego policji w Pruszczu Gdańskim, młodszy inspektor Marcin Piotrzkowski zwraca uwagę na przepis kodeksu karnego, na podstawie którego wszczęto (i umorzono) postępowanie.
- Przepis mówi, że jeśli "naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia nie trwał dłużej niż 7 dni", postępowanie odbywa się z oskarżenia prywatnego.

Co to oznacza w praktyce? Pani Agnieszka musi wynająć prawnika, uiścić wpis sądowy, czekać na ustalenie terminu rozprawy i przez cały ten czas mieszkać ze swoim stryjem. Policjanci przyjeżdżają na wezwanie, widzą pobitą kobietę, wysłuchują zapewnień Edwarda, że to nie on, wszystkie wątpliwości, zgodnie z przepisami i obowiązującą praktyką, rozstrzygają na jego korzyść - i odjeżdżają.
- W tej sprawie jak przez pryzmat widać słabości instytucji i prawodawstwa polskiego - mówi mecenas Krzysztof Kapuściński, który reprezentuje Agnieszkę Grabkowską w sądzie - między innymi policji, która traktuje te sprawy po macoszemu. Policjanci robią to, co muszą. Dopóki nie dojdzie do znacznych obrażeń ciała, to poszkodowana musi sobie radzić sama.
Mecenas wskazuje na rozwiązania stosowane w innych krajach, takie jak np. zakaz zbliżania się do poszkodowanej.

- Przychodzi do mnie pobita pani Agnieszka. Jako człowiekowi jest mi jej żal, współczuję jej, ale jako prawnik muszę powiedzieć... to za mało. Obrażenia są za słabe, żeby prokurator uruchomił procedurę oskarżenia publicznego. Agresor wciąż bije za słabo.
- Jeszcze nie doszło do tragedii, ale może do niej dojść. Takich "małych dramatów" jest wiele, rzadko kiedy się nad nimi pochylamy - Krzysztof Sarzała jest kierownikiem gdańskiego Punktu Interwencji Kryzysowej. - A przecież dla samych ofiar te "małe" dramaty są ogromne.
Krzysztof Sarzała twierdzi, że jeśli w porę nie zareaguje system wsparcia ofiarom przemocy, to później może być coraz trudniej pomóc takiej osobie.
- Ofiara przemocy traci zaufanie do państwa. Następuje wykluczenie społeczne. Powoli taką osobę tracimy - mówi.
- Nie wierzę już w sprawiedliwość - podczas rozmowy Agnieszka Grabkowska powtarza to zdanie wiele razy.

***
Agnieszka ma założoną tzw. Niebieską Kartę.
- Niebieska Karta dokumentuje to, co się dzieje - mówi Marek Hojczyk. - Do domu ofiary przemocy przychodzi dzielnicowy i sprawdza sytuację. Nie wtedy gdy jest wzywany. Po prostu - zachodzi i sprawdza. Podobnie robi pracownik socjalny. Powstaje dokumentacja. Jeśli sprawa trafi do sądu, wówczas są twarde dowody na to, co się działo.
Taka jest teoria. Jak jest w praktyce?
Agnieszka notuje wizyty policji. Dzielnicowy był dwa razy - 31 marca i 1 kwietnia 2009 roku. Pracownik socjalny był trzy razy.

- Przyszła pani i powiedziała, żebym przemyślała, czy nie lepiej byłoby dla mnie się wyprowadzić. Ale dlaczego to ja mam uciekać? Czy ja zrobiłam coś złego?
Agnieszka będzie walczyła. Kiedy się okazało, że prokurator nie może przygotować aktu oskarżenia, poszła do prawnika. Obecnie toczą się w sądzie dwie sprawy z oskarżenia prywatnego przeciw Edwardowi S.
- Rozkład sił jest w sądzie nierówny. Zazwyczaj przychodzi na rozprawy pewny siebie agresor, rzeczowo wykłada swoje racje. Przeciw niemu występuje zastraszona, roztrzęsiona kobieta. Często w tym stanie, w obecności sprawcy przemocy, nie potrafi wypowiadać się przed sądem w sposób przekonujący - mówi Marek Hojczyk.

Na najbliższą rozprawę Agnieszka pojedzie we wrześniu. Będzie zeznawała przeciwko stryjkowi. Potem wróci do domu. Będzie chłodny wieczór, trzeba będzie rozpalić w piecu. Zejdzie do piwnicy po węgiel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki