Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt między studentami prawa i ich wykładowcą na UG

Tomasz Słomczyński
T. Hołod
Audiatur et altera pars: niechaj druga strona też zostanie wysłuchana - głosi łacińska maksyma. Obu stron konfliktu między studentami prawa i ich wykładowcą wysłuchał Tomasz Słomczyński.

Witam. Jestem studentem pierwszego roku prawa na Uniwersytecie Gdańskim. Na uczelni panuje jeden wielki problem, z którym nie idzie nic zrobić. Studenci nie mają się do kogo zwracać o pomoc, bo nikt im nie chce pomóc. Sprawa dotyczy warunkowego egzaminu z historii prawa polskiego u prof. Dariusza Szpopera, za który uczelnia kasuje ponad ćwierć miliona złotych. Profesor na pierwszym i drugim terminie oblewa 80% studentów, a wszystko po to, aby szkoła znacznie się wzbogaciła na egzaminie warunkowym, za który trzeba zapłacić 600 zł. Nie jest ważne, czy ktoś opanował materiał wzorowo, bo wtedy profesor stwierdza, że praca jest zbyt dobra i niesamodzielna, a gdy praca jest średnia, to profesor daje 9,5 pkt, podczas gdy od 10 punktów zalicza, i mówi: "mógł się pan/pani bardziej postarać". Wykładowca wywiera tak wielką presję na studentach, że wszyscy się boją zwracać gdziekolwiek o jakąś pomoc, żeby nie pogarszać swojej sytuacji. Wielu nie wytrzymuje nerwowo i zmienia uczelnię. Może ktoś się w końcu zainteresuje tym problemem.
Nie podpisano.
Taki list trafił na moje redakcyjne biurko.

Po białych bluzkach i garniturach poznasz ich

- Mam taką prośbę. Jestem dziennikarzem, chciałbym poprosić panią o informacje dotyczące wyników egzaminów z historii prawa polskiego.
Zdziwienie. Jak zwykle w takich sytuacjach.
- No, ja nie wiem... muszę zapytać prof. Szpopera... Ja nie mogę panu udzielać takich informacji bez pozwolenia profesora i dziekana!

W dziekanacie, oprócz mnie i pani sekretarki, jest jeszcze jedna osoba, wygląda na studentkę. Wypełnia jakieś kwity. Uśmiecha się pod nosem, spogląda ukradkiem. Potem pytam kogoś, gdzie przyjmuje prof. Szpoper. Słyszę w odpowiedzi, że w pokoju na piętrze, ale akurat wszedł do księgarni. Tam go zagaduję, proszę o rozmowę na temat wyników egzaminów. W księgarni jest sporo osób, studenci się nam przypatrują. Pół godziny później odnoszę wrażenie, że tu wszyscy już wiedzą, co mnie sprowadziło na uczelnię. Czuję na sobie spojrzenia. Jednak niewielu studentów chce otwarcie mówić o profesorze.

- A pan nasze wypowiedzi chce publikować?
- Na razie się zastanawiam, czy to w ogóle jest temat do gazety.
- No bo... to może być na naszą niekorzyść, pan profesor będzie sprawdzać prace przez dwa tygodnie, a jeśli to by się na przykład za tydzień ukazało...
- To co może się stać?
- No nie wiem, no... wszystkiego można się spodziewać...
Szukałem ich tak, jak mi poradzili inni studenci w barze. "Niech pan szuka dziewczyn w białych bluzkach albo chłopaków w garniturach. To będą ci, którzy mają u Szpopera egzamin. Dziś jest termin "pierwszego warunku".
- Co to jest "pierwszy warunek"? - pytam dwóch dziewcząt w białych bluzkach, które przed chwilą miały obawy, czy dobrze robią, rozmawiając z dziennikarzem. Wyciągnąłem je z czytelni, wyszliśmy przed gmach, osobno, żeby nikt ich nie widział w towarzystwie dziennikarza. Teraz stoją przed budynkiem, lękliwie rozglądają się dookoła.
- Jest tak. Najpierw jest normalny egzamin w czasie sesji. Potem jest poprawka egzaminu - bezpłatna. Jak się nie zda poprawki, to można zgłosić wniosek o dwa dodatkowe terminy za sześćset złotych. Czyli jest trzecie i czwarte podejście.
- A jak ktoś nie zda czwartego z kolei egzaminu?
- To wylatuje z uczelni.
- I nic się z tym nie da zrobić?
- Pisaliśmy petycję i została odrzucona. Prosiliśmy, żeby obniżono poziom zaliczenia z 50 proc. poprawnych odpowiedzi do 30 proc.
- I co?
- I nic. Dziekan się nie zgodził.
Podczas całych studiów prawniczych na Uniwersytecie Gdańskim dwa egzaminy uważane są za najtrudniejsze.
- To jest prawo pracy na czwartym roku i historia u Szpopera na pierwszym. U Szpopera są trzy podręczniki, w sumie 1500 stron. Odpowiedzi są oceniane według modelu punktowego. Są tam wyszczególnione kryteria i można coś napisać, mieć ogólne pojęcie, ale jeśli nie trafi się w model, w te kryteria, to dostaje się zero punktów.
- Wiesz, jeśli jest pytanie o datę, to albo się pomylisz, albo napiszesz właściwą odpowiedź... - jestem sceptyczny wobec spiskowej teorii dotyczącej prof. Szpopera.
- Nie, nie, pytania są inne, np. rozwój sądownictwa w Królestwie Polskim od tego do tego roku. Ale nie wystarczy napisać, że sądy były takie i takie, tylko, że ustawa - weszła taka i taka, nowelizacja, w tym roku... i tak dalej. A są okresy, kiedy wszystko co trzy lata się zmieniało. Było pytanie na przykład o jakieś kodeksy Napoleona - i były punkty odejmowane za to, że ktoś nie napisał, że jakiejś tam księgi... nazwy kodeksu nie wymienił. To jest nie do nauczenia się. Bo to jest linijka na tle tych 1500 stron... Każdej linijki nie da się zapamiętać.

Z Magdą rozmawiam telefonicznie.
- Ja przyjechałam na studia do Gdańska z Warszawy. Lekarze zalecili mi przeprowadzkę nad morze ze względów zdrowotnych. Tam studiowałam prawo, byłam już na drugim roku, zdałam historię bez problemu. Wszystkie przedmioty zaliczone w Warszawie zostały mi tu przepisane, oczywiście za wyjątkiem historii u prof. Szpopera. Poszłam do profesora z pytaniem, czy rzeczywiście muszę jeszcze raz zdawać ten przedmiot. To był mój błąd. Profesor ma w zwyczaju, że patrzy z góry, krzyczy. Zapamiętał mnie sobie. Musiałam chodzić na zajęcia. W pierwszym terminie oblałam. Wylądowałam w szpitalu - przyczyną był stres. Odpuściłam sobie. Za pół roku wracam do Warszawy, tam będę kontynuować studia. To nie jest normalnie prowadzony przedmiot i to nie jest normalny stres. To jest nienormalne. Wiem na pewno, że oprócz mnie, w szpitalu, z tych samych powodów wylądowało dwóch chłopaków i jedna dziewczyna. Ludzie nie wytrzymują tego napięcia.
Dwie dziewczyny siedzą na ławce, grzeją się w słońcu. Kiwają ze zrozumieniem głowami, tak, wiedzą, dlaczego chcę pisać o prof. Dariuszu Szpoperze.

- Jest to człowiek, który sprawia największe problemy, bo o ile prawo pracy to jest ważny przedmiot, o tyle historia blokująca dostęp do zawodu jest czymś bardzo niesprawiedliwym... Problem polega na tym, że nie ma instytucji odwołania się od tego, gdyż to jest prodziekan i nikt nie chce ingerować w jego decyzje, profesorowie, którzy mogliby, mówią, że to jest jego sprawa i oni nie mogą merytorycznie podważać ocen profesora. Umywają ręce.

Profesor Dariusz Szpoper jest prodziekanem do spraw studentów. Do jego obowiązków należy współpraca z komisją stypendialną, z kołami stypendialnymi, z samorządem studenckim. Jak się dowiaduję, do dziekana, prof. Jarosława Warylewskiego, żadne niepokojące informacje nie docierają, ocenia pracę prof. Dariusza Szpopera bardzo dobrze.
Informacja z dziekanatu
Egzaminy prof. Dariusza Szpopera z historii prawa polskiego w roku akademickim 2009/2010:
Prawo stacjonarne, I rok.
I termin: zdało 44 studentów, nie zdało 205 studentów. 33 oceny dostateczne, 5 ocen dostatecznych plus, 6 ocen dobrych.
II termin (egz. poprawkowy): zdało 38 studentów, nie zdało 170 studentów. 37 ocen dostatecznych, 1 ocena bardzo dobra.
I termin egzaminu po wpisie warunkowym: zdało 34 studentów, nie zdało: 121 studentów. Wszystkie oceny dostateczne.
Do "warunku" przystąpiło 155 studentów. Każdy zapłacił 600 zł. Do kasy uniwersytetu wpłynęło 93 tys. zł.
Pozostał jeszcze jeden termin egzaminu po wpisie warunkowym.
Prawo niestacjonarne, I rok.
I termin: zdało 15 studentów, nie zdało 234 studentów. 5 ocen dostatecznych, 1 ocena dostateczna plus; 3 oceny dobre; 6 ocen bardzo dobrych.
II termin (egz. poprawkowy): zdało 27 studentów, nie zdało 207 studentów. 23 oceny dostateczne, 2 oceny dostateczne plus, 1 ocena dobra, 1 ocena bardzo dobra.
I termin egzaminu po wpisie warunkowym: zdało 45 studentów; nie zdało 142 studentów. 39 ocen dostatecznych, 3 oceny dostateczne plus, 3 oceny dobre.
Do "warunku" przystąpiło 187 studentów. Każdy zapłacił 600 zł. Do kasy uniwersytetu wpłynęło 112 200 zł.
Pozostał jeszcze jeden termin egzaminu po wpisie warunkowym.

Rozmowa w katedrze

- Panie profesorze, dlaczego tyle osób nie zdaje?
Profesor Dariusz Szpoper jest dziś zabiegany. Przyjmuje ważną delegację z Moskwy. O tym powinniśmy pisać (my - dziennikarze), a nie o tym, że studenci nie zdają egzaminu. Mimo to znajduje czas, żeby przyjąć mnie w swoim gabinecie.

- Po pierwsze dlatego, że studenci najzwyczajniej się nie uczą. To nie jest tak, że nie zdają wszyscy. Prace są sprawdzane bardzo wnikliwie. Zgodnie z zarządzeniem rektora i regulaminem studiów, ocena dostateczna to jest powyżej 50 proc. poprawnie udzielonych odpowiedzi. Olbrzymia większość z tych prac oscyluje na poziomie 25 proc., chociaż są prace dużo słabsze.

Westchnienie. Pan profesor jest zafrasowany poziomem wiedzy studentów. Jest spięty, rozluźni się za chwilę, przy pokazywaniu prac, które można by publikować w rubryce: "humor szkolnych zeszytów". To za chwilę, na razie profesor mówi dalej, ważąc każde słowo.
- Byli u mnie studenci z sugestią, że skoro matura jest zaliczana od poziomu 30 proc., to również na studiach wyższych egzaminy powinny być zaliczane od poziomu 30 proc. Ja niestety sam takiej decyzji nie mogę podjąć...

- A czy pan jest zwolennikiem takiego rozwiązania, czy nie?
- Jestem prawnikiem, jeśli coś wynika z aktu normatywnego, to muszę to respektować.
- A ja zadaję sobie pytanie - jak to możliwe, żeby przyszli prawnicy tak gremialnie się nie uczyli?
- Ja też sobie zadaję to pytanie.
Pan profesor wstaje zza biurka, kładzie na stole prace studentów. Czyta pytania.
- Odpowiedzialność zbiorowa w prawie polskim przedrozbiorowym. Sądownictwo w zaborze pruskim. Struktura wymiaru sprawiedliwości i prawo sądowe w Królestwie Polskim podczas okupacji. Geneza, struktura i zadania Wojskowej Służby Wewnętrznej.

Po chwili poszukiwań znajduje drugi, znacznie mniejszy plik kartek. Są odłożone na bok, jakby przygotowane na specjalne okazje. To właśnie "humor zeszytów".
Pytanie dotyczy Konstytucji 3 maja. Odpowiedź: "Kiedyś było to święto. Chodziło się w pochodach. Kupowało się kiełbaski lub baloniki. Jednym to się podobało, innym to się nie podobało. Mnie się osobiście to podobało, a poza tym w Konstytucji 3 maja zawarte było wszystko to, co należy się kobiecie po urodzeniu dziecka".

Pytanie dotyczy konstytucji kwietniowej, uchwalonej w 1935 roku: "W Senacie odbywały się obrady. A na nich głosowanie, które zatwierdzało projekt ustawy bądź go odrzucało. Jeżeli projekt został zatwierdzony, docierał wówczas do głowy państwa, czyli w tym przypadku do króla. (…) Za czasów konstytucji kwietniowej posłowie mieli w Sejmie prawo do liberum veto. (…) Parlament miał na celu osłabienie niemalże całkowitej władzy monarchy w państwie. Król nie mógł już sam, bez aprobaty Sejmu i Senatu decydować o losach kraju. W ten sposób władza w Polsce dostawała się niejako w ręce ludu".

I jeszcze jedna praca o konstytucji kwietniowej: "Całkowite przeciwieństwo konstytucji marcowej. Został wprowadzony system rządów autorytarnych. Państwo totalne. Cała władza skupiła się w osobie prezydenta. Jednostka została całkowicie podporządkowana państwu. Państwo zaczęło ingerować w życie obywateli i wywierać na nich pierwszeństwo w różny sposób. Represje. Władza stała się bezwzględna. Nastąpiło objęcie władzy przez sanację. Sejm i Senat podporządkowany był osobie panującego...".

- Panie profesorze, a czy pokaże mi pan jakąś dobrą pracę?
- Musiałbym poszukać.
Pan profesor nie znalazł żadnej dobrej pracy.
Po chwili w gabinecie pojawili się na wezwanie profesora dwaj pracownicy naukowi uniwersytetu, prowadzący zajęcia: mgr Mikołaj Tarkowski i dr Przemysław Dąbrowski. Młodzi naukowcy mają mi wytłumaczyć, dlaczego studenci mają problemy ze zdaniem egzaminu. Robi się dramatycznie.
Mgr Mikołaj Tarkowski (powoli, rzeczowo):
- Niektórzy studenci nie uczyli się regularnie... może nie trzeba się uczyć regularnie, żeby zaliczyć ten egzamin, ale na pewno nie można rozpocząć nauki na tydzień, dwa tygodnie przed nim, wydaje mi się, że ta nauka rozpoczęła się zbyt późno... Na zajęciach spotykam się z totalnym zdziwieniem na temat potrzeby nauczania XIX wieku. Jeśli chodzi o przedmiot historia państwa i prawa polskiego - studenci się dziwią, że to jest niepotrzebne, zadają pytanie - dlaczego nas to tak bardzo interesuje?
Prof. Dariusz Szpoper (z zaangażowaniem):
- Tu doskonałym przykładem jest kodeks Napoleona, który do dzisiaj jest aktualny... Musi pan sobie odpowiedzieć, czy pan chce wykształcić inteligenta, który będzie miał wiedzę, jak dane procesy przebiegały? Bo prawo, które dzisiaj obowiązuje, nie będzie obowiązywało za rok, za dzień, za chwilę. Historia pokazuje pewne procesy... czy mamy wykształcić człowieka, który po prostu umie czytać ustawy?

Mgr Mikołaj Tarkowski (retorycznie):
- Rzeźbiarz czy rzemieślnik?
Prof. Dariusz Szpoper (prychając):
- Jeśli oni uważają, że każdy może być prawnikiem, bo każdy sam sobie przeczyta ustawę i sam ją sobie zinterpretuje, to...
Dr Przemysław Dąbrowski (rzeczowo):
- To, że oni mają tak duże problemy ze zdaniem tego egzaminu, to jest wina systemu edukacji w Polsce. Oni naprawdę nie potrafią się uczyć. Studenci bardzo często do mnie podchodzą i pytają, gdzie można wypożyczyć książkę, mówią: "czy mógłby pan zaznaczyć w książce, od którego momentu do którego trzeba się nauczyć?". My jesteśmy szkołą wyższą, ja im nie powiem, że trzeba się nauczyć od... do... Mówię wtedy: "Państwo macie temat, który należy opracować". Oni nie mają pojęcia, jak się do tego zabrać. Moim zdaniem to jest coraz gorzej, to fakt. To nie jest tylko wrażenie prowadzących zajęcia na pierwszym roku. Proszę porozmawiać z prowadzącymi zajęcia na drugim, trzecim, czwartym roku. Czasami na piątym roku przychodzi osoba, która nie ma pojęcia o najważniejszych instytucjach. I pytanie - jak do tego doszło?
Prof. Dariusz Szpoper (refleksyjnie, szczerze):
- Być może tak się zdarzyło, że ja nie zwróciłem uwagi na tego studenta i się prześlizgnął...

Dr Przemysław Dąbrowski (bezpośrednio):
- Chcę, żeby pan wiedział, że naszym celem nie jest, mówiąc brzydko i kolokwialnie, usadzić jak największą liczbę osób, bo mówiąc szczerze - nie mamy w tym żadnego interesu. My tylko chcemy, naprawdę chcemy, żeby oni poznali najważniejsze instytucje z zakresu prawa.
- Panie profesorze, czy wie pan, że tu na uczelni jest wielu studentów, którzy mi opowiadali, jak to pan niszczy ludziom zdrowie, jak to pan niszczy kariery, że ludzie przenoszą się na inne uczelnie, tam kończą prawo, tam dobrze się uczą?
- Nie, takie sygnały do mnie nie dochodzą.
Spotkanie ma się ku końcowi. Pytam na odchodnym:
- Ci co wylecieli z uczelni wspominają to jako traumę - co im powiecie?
- Powiemy im to, że studia są ciężką robotą - Mikołaj Tarkowski mówi twardo, z przekonaniem. - Niektórzy po podstawówce, po liceum myślą, że studiowanie to jest naturalna konsekwencja... A to nie jest tak. To nie jest naturalna konsekwencja ukończenia podstawówki i liceum. Takie jest przeświadczenie, tak się rozpędził ten system, że studenci dochodzą do wniosku, że studiować może każdy, wszędzie, gdzie tylko chce, niezależnie od swoich umiejętności i możliwości.
- Wie pan, panie redaktorze - teraz prof. Szpoper przekonuje mnie do swoich racji. - Prawo można porównać z medycyną. Lekarz ponosi odpowiedzialność za życie. Sędziowie, prokuratorzy, adwokaci też ponoszą odpowiedzialność za ludzkie losy... Ja wiem, panie redaktorze, że pana obecność tutaj to jest próba wymuszenia, żeby obniżyć poziom zaliczania egzaminu, ale co ja mam zrobić? Proszę się postawić na moim miejscu... Co ja mam zrobić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki