Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Krauze: Będziemy dumni z tej wyspy

Jarosław Zalesiński
Fot. P. ŚWIDERSKI
O projekcie rewitalizacji Wyspy Spichrzów z Ryszardem Krauzem, przewodniczącym Rady Nadzorczej Polnord SA, rozmawia Jarosław Zalesiński

Czy inwestycja na północnym cyplu Wyspy Spichrzów to dla Polnordu chłodna biznesowa kalkulacja czy coś więcej? Może publiczno-prywatne porozumienie z miastem Gdańsk to po prostu sposób Polnordu na kryzys?

Przy tego typu inwestycjach do podjęcia decyzji nie wystarcza tylko chłodna biznesowa kalkulacja. Dla mnie Wyspa Spichrzów to nie tylko abstrakcyjne miejsce na mapie. Jestem przedsiębiorcą z Trójmiasta, studiowałem na politechnice i często odwiedzałem Główne Miasto. To jest po trosze też moja historia. Dlatego mam do tego projektu specjalny stosunek.

Sentymenty sentymentami, ale...

Oczywiście, Wyspa Spichrzów jest absolutnie unikatowym terenem inwestycyjnym nie tylko w Trójmieście i w Polsce, ale nawet w Europie. Stąd tak wiele dyskusji poświęconych temu konkursowi. Zagospodarowując taki teren, trzeba brać pod uwagę nie tylko prosty rachunek ekonomiczny, ale również oczekiwania społeczne i sentymenty. Trzeba uwzględniać wymogi konserwacji zabytków i zadania związane z przestrzenią publiczną.

Wiele problemów w jednym miejscu.

Podjęcie takiego projektu jest wielkim, fascynującym wyzwaniem, w które - z natury rzeczy - wpisane są różnice zdań. Formuła partnerstwa publiczno-prywatnego wymaga uzgodnienia stanowiska opartego na kalkulacji biznesowej z interesem ogólnym, w którym mieści się tradycja i potrzeby kulturalne miasta. Więc to nie tylko odpowiedź na kryzys, ale i sposób na skuteczne przeprowadzenie tego typu inwestycji.

Od kiedy trwały rozmowy z miastem, z czyjej zostały podjęte inicjatywy?

W październiku 2008 roku miasto wystosowało zaproszenie do negocjacji na wykonanie projektu zagospodarowania Wyspy Spichrzów do kilku firm, między innymi do Polnordu. Zarząd Polnordu pod kierownictwem Wojciecha Ciurzyńskiego pracował nad ofertą wiele miesięcy. Widocznie była dla miasta interesująca, bo 4 sierpnia 2009 Polnord SA otrzymał informację od władz Gdańska, że spółka została wyłoniona do III etapu i uzyskała wyłączność na prowadzenie dalszych negocjacji. Od tego dnia rozpoczęły się dwustronne rozmowy, których finałem było podpisanie 31 grudnia 2009 umowy przedwstępnej.


Czy kiedykolwiek w przeszłości Pan sam musiał tłumaczyć jakimś osobom ze świata, co właściwie robi ta ruina w sercu miasta?

Myślę, że miałem takie same odczucia i doświadczenia jak większość mieszkańców Trójmiasta. Niektórym z nas zaczęło się nawet wydawać, że nad wyspą ciąży jakieś fatum. To przekonanie bardzo się zresztą utrwaliło; niedawno usłyszałem, że zapewne i tym razem się nie uda. Jednak teraz determinacja jest ogromna, procedury są jasne i przejrzyste, a przebieg całej inwestycji został szczegółowo zaplanowany. Jestem dobrej myśli. Uważam, że za kilka lat Wyspa Spichrzów będzie powodem do dumy.

Już sama lista pracowni architektonicznych, zaproszonych przez Polnord do konkursu, świadczy o tym, że zdecydowano się na nowoczesną zabudowę wyspy, a nie próbę rekonstrukcji tego, co było. Ten kierunek myślenia Panu odpowiada?

Zarząd Polnordu oddał przygotowanie koncepcji w ręce znakomitych architektów i urbanistów z dziesięciu najlepszych pracowni. W jury zasiedli wybitni architekci, urbaniści, specjaliści od konserwacji zabytków. Nikt im niczego nie sugerował. Wybrany został projekt, który szanuje to miejsce i jego tradycję, ale jest dostosowany do wymogów współczesności. Czy to oznacza zakwestionowanie "tego co było"? Popatrzmy na stare ryciny i fotografie tego miejsca. Wokół Motławy toczyło się życie miasta. Rzeka miasto łączyła, scalała. To właśnie chcielibyśmy przywrócić, a nie kwestionować.

Niemniej umowa między Polnordem i władzami Gdańska reanimowała trwającą od wielu lat dyskusję o tym, jak ma wyglądać ta część miasta. "Powinniśmy wiernie zachować jej charakter, rekonstruować ją tak, jak to się stało z Głównym Miastem" - pojawiły się głosy. Jak je Pan przyjmował?

Jako wyraz najwyższej troski o jakość zagospodarowania tego miejsca. Bardzo dobrze, że toczyła się dyskusja, przedstawiano różne opinie. Jestem pewien, że wszystkim przyświecało przekonanie, że z Wyspą Spichrzów wreszcie należy coś zrobić, bo najgorszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie tego miejsca w niezmienionym stanie przez kolejnych kilkadziesiąt lat.

Sama architektura to nie wszystko. Gdyńskie Sea Towers może i wyglądają efektownie, ale nie animują wokół siebie żadnego "życia". Czy Polnord jako deweloper zainteresowany jest tylko zabudowaniem Wyspy Spichrzów czy stworzeniem z niej atrakcyjnej, tętniącej życiem nowej części miasta?

Każde rozwiązanie architektoniczne broni się lub nie w perspektywie czasu. W moim przekonaniu Sea Towers wpisują się jednak w tradycję nowoczesnej Gdyni. Gdańsk ma zupełnie inną tradycję, którą trzeba uszanować. A gdybyśmy byli zainteresowani jedynie zabudową Wyspy Spichrzów, to do konkursu nie zapraszalibyśmy tak renomowanych pracowni architektonicznych. Poza tym, już w założeniach do projektu wyraźnie zapisano, że znaczna część tego terenu będzie pełniła funkcje publiczne. Największym obiektem na wyspie będzie Muzeum Bursztynu. Dla zwiedzających powstaną ogólnodostępne parkingi. Będą tam, podobnie jak na całym obszarze Głównego Miasta, galerie, restauracje i kawiarenki. To miejsce będzie tętniło życiem i będzie w nim można miło spędzić czas.

Pojawiały się również i takie głosy, że deweloper w naturalny sposób zainteresowany będzie po pierwsze odzyskaniem włożonych pieniędzy, będzie więc chciał budować luksusowe apartamentowce i biurowce. Czy nie ma w tym ziarna prawdy? Po pierwsze trzeba przecież spłacać zaciągnięty kredyt...

To chyba dobrze, że przestrzeń publiczna nie będzie odgrodzona wielkim murem i znajdzie się w bezpośrednim otoczeniu mieszkań, biur, restauracji i lokali komercyjnych. Tak funkcjonują starówki w Włoszech, Hiszpanii, Holandii. Popatrzmy na Rzym, Barcelonę, Amsterdam, ale także w Polsce - Kraków, Poznań czy Wrocław. A partnerstwo publiczno-prywatne jest po to, by korzyści były obopólne. Dla miasta liczy się uporządkowanie tej części historycznego centrum, wybudowanie muzeum, wtopienie wyspy w żyjący organizm miejski. Dla przedsiębiorstwa giełdowego, takiego jak Polnord, ogromnie ważne są również odpowiednie przychody i zadowoleni z zakupionych lokali klienci.

Tych kilka wcześniejszych pytań sprowadza się do jednego: czy cele biznesowe dewelopera oraz cele i potrzeby miasta i mieszkańców od pewnego punktu nie zaczynają się rozchodzić?

Uważam, że się doskonale uzupełniają. Po to prowadzone były przez zarząd Polnordu wielomiesięczne rokowania z władzami miasta, żeby znaleźć najlepsze rozwiązanie, akceptowalne dla obu stron.

Tak jak Pan wspomniał, zgodnie z warunkami umowy deweloper jest zobowiązany do inwestycji w "przestrzeni publicznej", niekomercyjnej - np. ma wybudować Muzeum Bursztynu. Być może reszta - czyli nadanie temu miejscu szczególnego charakteru, ożywienie wyspy, jest już sprawą polityki władz miasta, a nie dewelopera?

Postrzegam to jako nasze wspólne zadanie.

Czy muzeum na wyspie to dobry pomysł? Czy wyspa powinna być rewitalizowana głównie ze względu na turystów czy tych, którzy na niej zamieszkają?

Ze względu na jednych i na drugich. Dzisiejsze muzea są zupełnie inne od tych, jakie budowano kilkadziesiąt lat temu. Oczywiście pełnią role edukacyjne, ale są w nie mniejszym stopniu miejscami spotkań i rozrywki dla całych rodzin. W Brukseli jest wspaniałe muzeum instrumentów muzycznych, w Utrechcie doskonałe muzeum kolei, a w Warszawie ostatnio otwarte zostało nowoczesne muzeum Chopina. Służą one mieszkańcom tych miast i ich rodzinom tak samo jak przyjezdnym.

Czy na wyspie zamieszka Ryszard Krauze? Myśli Pan o wykupieniu apartamentu?

Prośba o litość dla odrobiny mojej prywatności. Często pokazuję Główne Miasto moim partnerom biznesowym i będę ich namawiał, by zamiast kupowania apartamentów w różnych egzotycznych miejscach na świecie zainwestowali w nieruchomości na Wyspie Spichrzów.

Umowa z miastem to porozumienie publiczno-prywatne na największą skalę w Polsce, a i tak dotyczy jedynie północnego cypla. Co z częścią południową? Myślał Pan o tym?

W Polsce partnerstwo publiczno-prywatne wciąż raczkuje, to prawda. Jednak, gdy zrealizujemy nasze przedsięwzięcie, to mam nadzieję, że przykład Wyspy Spichrzów uruchomi dużo więcej projektów w tej formule. A potrzeby inwestycyjne w naszym kraju są, jak każdy wie, ogromne.

Przed laty myślał Pan o zainwestowaniu w sopockie korty tenisowe. Teraz pojawia się Wyspa Spichrzów. Dlaczego globalny biznesmen ma takie "lokalne sentymenty"?

Każdy ma "swoje" miejsce na ziemi. W Trójmieście jest moja rodzina, mój dom, moi przyjaciele. Jest to piękny zakątek świata i chciałbym, by takim pozostał. Ale bez rozwoju piękno się degraduje. Inwestycja w Wyspę Spichrzów, jestem przekonany, będzie takim impulsem dla rozwoju Starego Miasta w Gdańsku.

"Coś po sobie tutaj pozostawić": czy to jeden z Pańskich motywów?

Myślę, że każdy ma taką tęsknotę. Ale w tym wypadku to raczej chęć udowodnienia, że przy dużym zaangażowaniu i ciężkiej pracy można osiągnąć rzeczy, które mogłyby się wydawać niemożliwe. Mówiąc żartem - nawet ożywić Wyspę Spichrzów!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki