Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Walentynowicz: Ciepło rodzinie dawała w dwójnasób

Barbara Madajczyk- Krasowska
Anna Walentynowicz, legendarna współtwórczyni Solidarności, osierociła syna Janusza i wnuki Katarzynę i Piotra

Straciliśmy najwspanialszą na świecie mamę, babcię - mówią.
Są już osobami dorosłymi. Syn ma 58 lat. Jego dzieci - Katarzyna ma 27, a Piotr 32 lata.
Pani Katarzyna jest mężatką, pan Piotr jest żonaty, ale dzieci jeszcze nie mają.

Syn Janusz Walentynowicz z zawodu jest operatorem żurawi samochodowych i wieżowych. Wnuk Piotr, jak sam mówi, chwilowo jest bezrobotny. Wcześniej też pracował na dźwigach i przy tzw. wykończeniówce. Ma niebawem zostać taksówkarzem. Studiował na Politechnice Gdańskiej na Wydziale Elektrotechniki i Matematyki, ale studiów nie ukończył.
- Zdecydowały powody ekonomiczne. Dostałem dobrze płatną pracę i zrezygnowałem. Teraz żałuję, że zabrakło mi determinacji - wyznaje.

Jego siostra Katarzyna pracuje w Agencji Morskiej, która rekrutuje i wysyła w morze marynarzy.
Wszyscy mieszkają w Gdańsku.

- Mama jest dla mnie osobą, którą kocham, była, nie, jest, najważniejsza! Wszystko co jest we mnie dobre, pochodzi od niej. Będę starał się Ją naśladować do końca swojego życia. Jej sposób myślenia, postrzegania świata, sposób bycia, ale przede wszystkim żyć w prawdzie - podkreśla syn.
Anna Walentynowicz jest równie ważnym autorytetem dla wnuków.
- Zawsze podziwialiśmy babcię za jej upór, chęć do ujawnienia prawdy, nieugiętą postawę. Była uczciwa i postępowała zgodnie z ideami, które przyświecały stoczniowcom w czasie strajków - podkreśla wnuk Piotr.
Syn i wnuk mówią o serdecznej atmosferze, jaką tworzyła rewolucjonistka Walentynowicz w rodzinie i wobec przyjaciół, znajomych.
- Babcia była kochana i mimo że miała dużo zajęć, to zawsze znalazła czas dla nas. Jak jeszcze choroba Jej nie przeszkadzała, to do babci przychodziło się na zupkę - wspomina.
Dodajmy, że na zupę mogli u niej liczyć wszyscy znajomi. A kawę czy herbatę i słodycze stawiała na stole bez pytania.

Wszystkie święta spędzała z rodziną.
- Póki zdrowie babci pozwalało, starała się na święta zbierać rodzinę u niej w domu we Wrzeszczu na Grunwaldzkiej. W ostatnich latach, gdy podupadła na zdrowiu, Wigilia odbywała się albo u siostry, albo w domu, u mojej żony - opowiada wnuk Piotr.
Jednak zawsze przygotowywała uszka.

- Na Wigilię robiła najwspanialsze uszka. Ich smaku nigdy nie zapomnę! - wyznaje pan Piotr.
- Mama zawsze była ciepłą i rodzinną osobą. To wynikało z Jej potrzeby serca, ponieważ Jej dzieciństwo było bardzo trudne, ciężkie. Myślę, że swoją serdecznością chciała jakby wynagrodzić rodzinie, ludziom, być może także sobie, to, czego sama nie zaznała. Dlatego w dwójnasób oddawała to rodzinie i ludziom, z którymi się spotykała - tłumaczy syn Janusz.

A przecież jako opozycjonistka wobec komunistycznego ustroju narażała na represje także jego. Pan Janusz był zatrzymywany, internowany, więziony. Ale mówi on, że te represje wywarły na nim odwrotny skutek.
- Im bardziej ubecja dobierała się nam do tyłka, tym bardziej stawał się on twardy - charakteryzuje dosadnie odczucia sprzed lat.
Pani Ani była schorowana, przed wylotem do Katynia też czuła się, oględnie ujmując, nie najlepiej. Zapytałam syna, czy ze względu na stan zdrowia odradzał jej ten wyjazd.

- Takie pytanie może zadać ktoś, kto nie znał mojej mamy. Ona ten wyjazd uważała za swój obowiązek, chciała oddać hołd pomordowanym w Katyniu. Zresztą nigdy nie zwracała uwagi na siebie, tylko na ludzi, którym trzeba pomóc - odpowiada.
Syn mówi, że z Jej śmiercią się nie pogodził i nigdy nie pogodzi, bo mama była:
"najbardziej wartościowym człowiekiem na całym świecie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki