Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Wojna na razie handlowa

Piotr Dominiak
Okładanie się sankcjami przybrało rozmiary, których chyba nikt kilka tygodni temu nie oczekiwał. Mamy wojnę handlową, w którą zaangażowane są wielkie gospodarki. Odwet Putina, czyli zakaz importu wielu podstawowych produktów żywnościowych z krajów, które mu podpadły, to cios dotkliwy, choć być może na oślep.

Rosjanie sprowadzają z zagranicy żywność za około 43 mld dolarów. Towary objęte rosyjskim embargiem to tylko część rynku. Szacuje się, że zakaz importu obniży podaż tych produktów o mniej więcej 10 proc. Sporo, ale Rosja to przetrwa. Tym bardziej, że mięso, nabiał, ryby, owoce i warzywa można kupić gdzie indziej. Rosja z pewnością znajdzie dostawców bezpośrednich, albo i pośrednich, którzy zaczną handlować "zakazanym" mięsem kupowanym od firm z krajów objętych embargiem. Lukę owocową można będzie też zapełnić np. dostawami owoców cytrusowych, bananów itp.

Sankcje ekonomiczne rzadko okazywały się skuteczne. Trudno oczekiwać, by i tym razem, w tak bardzo podzielonym, nieskorym do solidarności świecie, było inaczej. Rosja nie padnie na kolana, a jej oponenci, choć podzieleni co do skali i narzędzi ekonomicznego starcia, też łatwo się nie poddadzą. Kto się pierwszy zacznie wycofywać? Albo kto zrobi kolejny krok na drodze gospodarczej konfrontacji. Sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna. Tym bardziej, że nie można wykluczyć, iż Putin nie jest w ogóle zainteresowany tym, by zastąpić import żywności z UE, USA, Australii, Nowej Zelandii dostawami z innych krajów. Być może chce, by rodacy odczuli dotkliwość sankcji zachodnich i jeszcze silniej poparli jego politykę zagraniczną. Wściekli na Zachód i Ukrainę za braki na rynku, rosnącą inflację, Rosjanie mogą okazać się naprawdę groźni. Wojny handlowe nie zawsze prowadziły do konfliktów zbrojnych, ale militarne konfrontacje wybuchały często ze znacznie bardziej błahych powodów niż te, z którymi mamy do czynienia obecnie. Obchodzimy w tym roku setną rocznicę wybuchu I wojny światowej. Wiemy, że jej przyczyną były liczne konflikty interesów w ówczesnej Europie. Zamach w Sarajewie, wydarzenie w gruncie rzeczy błahe i wcale nie wyjątkowe w tamtych czasach, był tylko maleńkim kamyczkiem, który pociągnął za sobą ogromną lawinę. W 1914 roku nikt chyba nie sądził, że oto zaczyna się koszmarna wojna, która pociągnie za sobą miliony ofiar, potrwa cztery lata i zmieni radykalnie mapę polityczną kontynentu. Dziś taki scenariusz jest mniej prawdopodobny, ale nie wykluczony.

Czy jest jakieś dobre wyjście? Brak kar dla Rosji rozzuchwaliłby Putina, ostre restrykcje kierują emocje Rosjan przeciw wszystkim, którzy próbują przeciwstawić się jej polityce. Znalezienie kompromisu staje się coraz trudniejsze. Czynniki gospodarcze nie odegrają pewnie decydującej roli, to tylko harce na przedpolu. Przynajmniej w krótkim okresie. Można się "pocieszać", że Rosja zajmując Ukrainę (lub jej część) bierze sobie na ramiona ciężar, który może jej gospodarkę w dół. Ale Putin na to nie zwraca uwagi. Ma inne cele, niekoniecznie racjonalne.

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki