Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rejsy po gospodarce. Strugajmy kije [FELIETON]

Piotr Dominiak
Negocjacje wielkich kontraktów zawsze otacza mgła tajemniczości. Gdy rzecz dotyczy umów zbrojeniowych, mgła jest tak gęsta, że prawie nic dostrzec się przez nią nie da.

Może właśnie dzięki temu można bez oporu wymądrzać się na ich temat. Chętnych jest mnóstwo. Jedni rozpaczają, że pozbawiliśmy wojsko helikopterów, inni zacierają ręce, że oto utarliśmy Francuzom nosa. Chcieli nas wyrolować, a to my okazaliśmy się sprytniejsi.

Francois Hollande przekłada wizytę w Polsce. Przez Caracale

Nie znam się na lotnictwie. Przeczytałem mnóstwo opinii na temat Caracali. Niewiele mi to pomogło, bo nadal nie wiem, czy byłyby one dobrym rozwiązaniem dla naszego wojska. Z pewnością nie ma idealnych konstrukcji. Jak kupujemy samochód, to choć chcielibyśmy się dowiedzieć, jaki jest najlepszy na świecie, kupujemy zazwyczaj coś, co z pewnością nie plasuje się na szczycie naszych marzeń. Bierzemy pod uwagę mnóstwo czynników, ograniczających pole naszego wyboru. Z wojskowym sprzętem jest podobnie.

Caracale były bardzo drogie. Tyle że nie słyszałem, by ktoś po naszej stronie tłumaczył tym fiasko rozmów. Nie są najnowszą konstrukcją. Mielec i Świdnik mają nowsze o podobnych cechach? Przecież nie negocjowano przez ostatni rok cech technicznych helikoptera. Kłócono się o offset, co rzeczywiście jest kluczowym elementem. Nie wiemy, jak bardzo daleko od siebie były oferty obu stron. Czy obie strony były równie realistyczne (a może nierealistyczne), szukając kompromisu? Czy w ogóle były osiągnięciem kompromisu zainteresowane?

Jeżeli teraz słyszę, że to de facto był złom, to zadaję sobie pytanie, czy polscy negocjatorzy połapali się w tym dopiero po roku. Po diabła ciągnęli rozmowy przez długie miesiące? Z militarnego i gospodarczego punktów widzenia jest to zupełnie niezrozumiałe. Zmarnowano mnóstwo czasu. Wojsko płacze, bo to, co jest na służbie jest z pewnością dużo bardziej podobne do złomu niż helikopter francuski. Przerwanie rozmów teraz oznacza, że nowy sprzęt trafi do armii za 5-6 lat. Ile helikopterów będzie w tym czasie zdolnych do bezpiecznego oderwania się od ziemi i powrotu na nią? Jedno wiadomo - dużo mniej niż obecnie, gdy sytuację uważa się za dramatyczną.

Dla polskich zakładów zbrojeniowych, jednostek badawczo-wdrożeniowych to także ewidentna strata. Być może francuski offset nie był dla nich satysfakcjonujący, ale teraz na parę lat zostały z niczym. Czas to pieniądz i bezpieczeństwo. Buńczuczne zapowiedzi ministra obrony w Mielcu już nawet nie śmieszą.

Czytaj więcej felietonów Piotra Dominiaka >>>

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki